Rozdział 17

364 10 0
                                    

Przedzierałem się przez las ile sił w łapach.
Całe ciało mnie bolało, ale nie zważałam na to.

Czułem już zapach terenu watahy.

I dostrzegłem obóz.

Udało mi się

Dotarłem na miejsce.

Widziałem już toczącą się w środku obozu walkę.

Wbiegłem do środka i nie rzucając się w oczy zacząłem przemieszczać się ku domu opieki. Widziałem jak wchodzi tam Noth Calpe.

Biegłem do nich tak szybko jak mogłem jednak nagle się zatrzymałem.

Na środku pobojowiska stała Nathali. Ubrana w kuloodporny kombinezon z bronią za paskiem.

Boże.

Ona naprawdę jest z nimi.

Stałem i patrzyłem na nią.

Nigdy nie wiedziała że byłem jej opiekunem, a teraz już mnie nie potrzebuje.

W chwili gdy wysłałem jej wiadomość  umysłem aby zdjęła naszyjnik dużo ryzykowałem. Ale postanowiłem że wybór należy do niej.

Sądziłem że wybierze ratunek ojca, ale pomyliłem się.

Teraz stała i patrzyła na mnie nie wiedząc kim jestem chcąc zabić rodziców.

Nagle dostała.

Niewiarygodną siłą woli powstrzymywałem się aby nie pobiec jej na ratunek.

Widziałem co prawda że nic jej nie jest bo kula trafiła w kombinezon, ale instynkt opiekuna nadal rwał się do pomocy jej.

W końcu przemogłem się i odbiegłem w kierunku domu opieki nie odwracając się.

Wpadłem do środka i dostrzegłem Notha celującego we własnych rodziców.

Przemieniłem się z powrotem w człowieka i wyjąłem zza paska nóż który zabrałem jeszcze z obozu Bandy.

Podszedłem od tyłu do Notha i stanąłem za nim.

Wiedziałem że to kwestia chwili aż do nich strzeli.

Przyłożyłem mu nóż do gardła.

-Dobrze ci radzę Noth'cie Calpe opuść broń- powiedziałem.

Wtedy poczułem że do pokoju wpadła Nathali.

Chciałem na nią spojrzeć, ale jeszcze nie mogłem.

Nagle Noth uderzył mnie łokciem.

Zatoczyłem się z trudem stojąc na nogach.

Brat mojej podopiecznej spojrzał na ojca uśmiechając się i oddał dwa strzały.

Prosto we mnie.

Krew Alfy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz