rozdział 12

1.2K 51 34
                                    


W innym uniwersum pewnie istniała inna Willow Millicent Blunt, ta sama ciemnowłosa dziewczyna o szarych oczach i szczupłej sylwetce, jednak z zupełnie innym życiem. Może jej rodzina była kompletna, a życie składało się z samych idealnych momentów. Może była też zadowolona z relacji międzyludzkich i nie miała oporów przy każdej choćby najmniejszej decyzji.

Ale ja nie byłam nią.

Przez całą noc nie zmrużyłam ani na sekundę oczu. Bacznie obserwowałam białe ściany swojego pokoju, łudząc się że za chwile moje życie samoistnie się zmieni. Bajka.

Egzystencja nie była prosta, składała się z samych niefortunnych zdarzeń, które później były fundamentem do dalszych poczynań. Wiedziałam, że jedno zdarzenie mogło poruszyć całokształt mojego doczesnego świata. Pocałowanie, a raczej odwzajemnienie pocałunku Candena, wywołało we mnie multum emocji, które przez te kilka godzin dobiło moją psychikę dostatecznie. Nie mogłam bawić się jego uczuciami, nie gdy szczerze oznajmił swoje zamiary. Canden Torres był człowiekiem sukcesów, pełnym empatii, radości i wyrwy, która wręcz hipnotyzowała i chciało się go mieć przy swoim boku. Ale czy ja chciałam? Czy chciałam wejść z nim w sferę wyższą od przyjaźni?

Nie miałam zielonego pojęcia.

Byłam zagubiona. Rozpadałam się kilka lat temu i do tej pory nie potrafiłam powiedzieć, że ułożyłam wszystkie sprawy. Byłam w ciemnej dupie, a matka mi jedynie dokładała niż pomagała co było jeszcze bardziej komiczne w tej sytuacji. Chwiałam się na każdym kroku i nie byłam już pewna czy miałabym na chwile obecność w kimś oparcie. Tak, miałam czwórkę przyjaciół, nie wliczając z to dwójki braci, ale szczerze gdybym miała do kogoś zadzwonić w momencie potrzeby byłaby to jedynie dwójka. Alec i Judith. To oni byli ze mną najczęściej i najwiecej znosili. Ben z Const mimo wszystko byli dalej, lubilam ich, przyjaźniliśmy się, ale to nie było coś co wyciągnęłoby mnie z tonącego statku.

I pozostaje jeszcze kwestia najważniejsza. Bracia Torres. Dwie na wskroś różne osoby, które pogłębiały moją agonię. Ale wiedziałam, że w końcu nadszedł czas na zdefiniowanie swoich poczynań względem nich, nie potrafiłam dłużej ranić siebie poprzez udawanie ślepej. Decyzje, nawet te trudne, trzeba ostatecznie podjąć.

— Jak zwykle tylko leżysz, ruszyłabyś to dupsko. — warknięcie matki, dobiło mnie jeszcze bardziej. — Widziałam te dwie jedynki z matematyki, możesz pożegnać się z wyjściami do odwołania. Nie będę trzymać idiotki pod dachem.

I wyszła. Oczywiście z typowym dla niej trzaskiem drzwi, który ponownie zadudnił w moich uszach, tak jak poprzedniej nocy.

Teresa wróciła z samego rana, na szczęście po wyjściu paczki. Szczerze nawet nie chciałam myśleć, jakby zareagowała na nieznajomych w naszym domu, jeszcze tym bardziej jak ich jej przed tym nie przedstawiłam.

Westchnęłam męczeńsko, wstając po podręcznik od matematyki. Szykowały się kolejne bite godziny nad próbą zrozumienia choćby jednej części tego pogmatwanego przedmiotu. Zasiadając na pościelowym już łóżku, ostatecznie skupiłam uwagę na serii powiadomień wyświetlanych na moim smartfonie.

Od: Judith

Ben przechodzi załamanie, bo go laska odrzuciła.

Biedaczek.

Idziemy opić jego smutki na imprezie u Zoe, wbijasz?

W snach.

Wystukałam odpowiedź i bazgrając ołówkiem kalkulowałam nowe zadania.

Do: Judith

Nie tym razem.

Zastanawiałam się czy powiedzieć jej prawdę o uziemieniu, ale znając tak samo ją jak i Alec'a, byłam przekonana na sto procent że przyszłaby i wytargałaby mnie za włosy, a moją matkę uwiązała w piwnicy. Psychopatka.

Overrated loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz