rozdział 4

2.4K 65 42
                                    


Czekałam przed bramą szkoły na zielonookiego, z którym ponoć miałam wyjść. Nie robiłam na złość chłopakom, po prostu chciałam z kimś się spotkać a skoro oni zaczęli mieć jakieś uprzedzenia, ja musiałam dowiedzieć się dlaczego.

Już po pięciu minutach zauważyłam szarego Range Rovera, który mruga do mnie światłami. Wchodząc do auta czuć było jak poprzednim razem zapach kokosa zmieszany z dymem papierosowym. Jeszcze nie wiedziałam czy mi się to podoba czy wręcz odwrotnie.

— Dokąd mnie zabierasz rycerzu. — zapięłam pas i uroczo się do niego uśmiechnęłam.

Chłopak odrazu wyjechał z pobocznej drogi zmierzając ku skrzyżowaniu.

— Do lasu, żeby dokonać aktu grożącego pozbawieniem wolności w wysokości do kilkunastu lat. — powiedział poważnie zbijając mnie z tropu. — Daj spokój Blunt, jedziemy na plaże do Hilarrose.

— Przeciez to jakoś dwie godziny stad. Po co? — zapytałam niepewnie. — Może to imponuje twoim panienkom ale ja preferuje bycie w Millrose.

Torres zaśmiał się uwidaczniając przy tym rząd swoich prostych zębów.

— Nie zaliczam cię do tych panienek, dlatego chce przedstawić cię moim znajomym.

— Nie możesz tutaj? — dopytałam zawstydzona.

— Jest impreza z okazji zbliżających się zawodów koszykarskich. — sprostował. — Chcieliśmy zrobić coś większego a że lubimy się z ludźmi stamtąd to połączyliśmy dwie drużyny na jednej imprezie, łapiesz?

Dalej byłam skonsternowana. Okej rozumiałam chęć wybawienia się przed treningami pełnymi stresu i pozostałym wysiłkiem z tym związanym ale imprezowanie w dwie drużyny? czy to nie było tak, że przez prowadzone rywalizację grupy się nienawidziły i ciskali w siebie gromami?

— Po prostu jestem zdziwiona i przestraszona. — odpuściłam. — Zapewne zostane sama Canden, nie znam stamtąd nikogo a niestety nie uprzedziłeś mnie, że mogę kogoś wziąć.

— Nie zostawię cie samej, poza tym Florence i Mika są na tyle zaabsorbowane moimi „koleżaneczkami", o ile jakieś im przedstawiam, że ukradną mi ciebie tuż po przyjeździe.

Resztę drogi pokonaliśmy słuchając piosenek albo również śmiejąc się gdy Canden próbował udawać Taylor Swift, co nie ukrywając nie wychodziło mu ani trochę. Powoli zaczęło się ściemniać, gdy przekroczyliśmy tabliczkę informującą o wjeździe do innego miasta, które było o wiele bogatsze od naszego. Liczne domy zbudowane w tym samym stylu, krzewy równo obcięte i chodniki, lampy czy nawet hydranty ustawione w tym samym szyku. Trochę przerażajace.

Mijając budynki odrazu stwierdziłam, że to miejsce zamieszkują bogacze. Nie pasowałabym tu, nawet nie patrząc na mój status, gdyż pieniądze miałam, ale bardziej chodziło o przerażający spokój, ustalone zasady narzucane chociażby nawet na to w jakich odległościach i w jakim wymiarach ma być postawiony dom. Nic nie mogło się wyróżniać, wszystko było neutralne.

Przypominało trochę czasy, gdy nie mieszkałam w Millrose.

Wjeżdżając na parking przy plaży zauważyłam nie tylko ogromną masę samochodów, ale najbardziej ciekawy widok, ponieważ ludzie zaczęli zabawę i w okół ogromnego ogniska, i w wodzie grając w siatkówkę.

Obok wielkiego ognia były kłody na których przesiadywali ludzie, a za nimi mały las. Ludzi było multum. Gwar, muzyka, alkohol, papierosy i inne typy używek walały się pod nogami, jednak nie ma co się dziwić, widać było że to był ich „mały" przejaw buntu przeciw ustalonym stałym, cementowym zasadom.

Overrated loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz