12 lat wcześniej.Dom jak zwykle był pusty. Nie, nie odnosiło się to do liczby domowników, bo przecież poza dwójką małych chłopców i ich rodzicami, w rezydencji pomieszkiwali również ich pracownicy. Mali bracia Torres przecież kochali ciocię Victorie, która była ich nianią a obiady Aarona były wprost cudowne. Każdy z tych mieszkańców domu, mimo braku rodzinnej więzi, spędzał z nimi wolne chwile o ile tego sobie właśnie życzyli.
Asthon Torres był człowiekiem zapracowanym, małostkowym i nieroztropnym. Umysł przepełniony finansami i inwestowaniem a chwila dla dzieci wydawała się czymś niemożliwym. Przecież samo to, że ich stworzył powinno być wystarczające czy tez godne podziękowań.
Hannah Torres natomiast kochała swoich chłopców. Mimo ograniczeń narzuconych przez jej męża, dalej starała się rozdzielać życie społeczne wśród innych ludzi a wokół rodziny. Bycie pielęgniarką było wyczerpujące, jednak zawsze potrafiła znaleźć kilka minut na zabawę z jej malcami. Kochała ich bowiem całym sercem.
Ale jak to każdy inteligentny człowiek wie, życie jest pełne zakrętów i wyboi.
Hannah mimo swojej optymistycznej natury i nieograniczonej miłości do własnych dzieci, zamieniła się w matkę zachwiałą, zbyt emocjonalną i tchórzliwą. A to wszystko, całe jej wcześniejsze starania stworzenia dobrobytu dla dzieci i jak najlepszych wspomnień, rozpoczął ten jeden przeklęty dzień.
Vinay's POV
Uwielbiałem lato, mógłbym wychwalać jego plusy w nieskończoność!
Największym jednak było to, że rodzice wtedy spędzali najwiecej czasu w domu, przez co Canden i ja mogliśmy pozwolić sobie na więcej. Mama zawsze po obiedzie dawała nam lody a w niedziele po kościele zabierała na plac zabaw gdzie graliśmy w koszykówkę. Lubiłem ten sport.
Miałem co prawda siedem lat a Can jeszcze sześć ale zawsze dawałem mu fory, żeby się cieszył. Nie lubiłem gdy płakał.
Po wakacjach zacznę podstawówkę, co nieco mnie stresuje bo niewiadomo czy będę w klasie razem z nim, bo mama mówi że przez to że urodził się pod koniec grupy mogą przypisać go do innej klasy. Bzdura.
Właśnie wyszczotkowałem ząbki, żeby ciocia Victoria mogła wziąć naszą dwójkę na basen, bo dziś rodzice niestety pracowali. Nie miałem telefonu, co trochę mnie wkurzało bo mama ciagle obiecywała że będzie pisać do Vic z informacją, o której zjawi się po nas. Przecież byłem już duży i grzeczny, co tata zawsze podkreślał że jest najważniejsze.
Chociaż czasem na mnie krzyczał.
Bywały dni kiedy mówił, że na coś nie zasługuje ale może miał racje z tym że często broiłem? Sam nie wiem...
Dużo razy było tak, że stawałem w obronie Cana a później tata rzucał czymś w swoim biurze, może odreagowywał odbijając piłką o ścianę? Mi przecież polepszała humor gra na boisku.
Ciocia pomogła mi włożyć moje ulubione czerwone spodnie z Bobem Budowniczym i włożyć płaszczyk bo rano trochę padało, ale i tak słońce w końcu wyszło!
— Gdzie Can? — zapytałem trzymając piłkę.
— Jestem! — krzyknął uśmiechnięty.
Oboje byliśmy ubrani tak samo, co było ekstra! Przecież każdy dzięki temu wiedział, że jesteśmy nie tylko braćmi ale i kumplami.
Ciocia trzymała największą torbę, bo mimo że byłem duży to była zbyt ciężka żebym pomógł jej ją dźwigać, może innym razem. Dzisiaj zdecydowaliśmy się na spacer, bo budynek basenu był zaledwie dwie drogi od nas.
CZYTASZ
Overrated love
Короткий рассказ„Bo wystarczyła ta dwójka. Dwójka zupełnie różniących się od siebie osób. To właśnie oni postawili mnie w sytuacji, w której jedyne o czym marzyłam to przytulić się do taty. Może był to jakiś znak? Może właśnie w ten sposób ten ktoś u góry zadecydo...