rozdział 10

1.4K 46 74
                                    


— Masz jakieś rodzeństwo? — matka podała sałatki oraz pieczeń przyrządzoną przez Grace na stół, a ja w dalszym ciągu udawałam wzorową córeczkę.

— Ma brata. — uśmiechnęłam się sztucznie, czego nie zauważyła.

Od godziny siedzieliśmy przy tym przeklętym stole, a matka nawet nie skierowała chocby jednego słowa w moja stronę. Zawsze tak robiła, pierw decydowała za mnie a później zamiatała to pod dywan. Sztuczki manipulacji. Przez całe siedemnaście lat mojego życia grałam według jej zasad, pierwszym krokiem który sama postawiłam było kupienie farby i stworzenie tego arcydzieła co mam na głowie. Komentowała to tygodniami zmuszając mnie do zmiany, ale byłam zawzięta. Niestety tylko w tym temacie. Zawsze jej ulegałam, może to kwestia szacunku? Albo przywiązania? bądź tego, że poza nią nie miałam nikogo z rodziny.

— Tak, cóż mam starszego brata, z którym Willow się zna. — uśmiechnął się półgębkiem pałaszując jedzenie.

— Rywalizacja o dziewczynę jest pewnie ekscytująca? — rzuciła, obserwując moją reakcje. Skąd ona...

— Nie nazwałbym tego rywalizacją. To Willow decyzja z kim i jak spędza czas, z resztą myśle że żaden z nas nawet nie kazał jej wybierać.

Odetchnęłam z ulgą wewnętrznie dziękując brunetowi. Mimo niezręczności i mojego spięcia, dodawał mi otuchy choćby drobnym dotykiem na moim kolanie, który mimo chwilowego muskania, naprawdę wprawiał moje serce w wyższe obroty. Ceniłam sobie przyjaźń i troskę Candena. To dobry chłopak, a mimo relacji z matką, cieszyło mnie to że najwyraźniej jej się spodobał. Zawsze oceniała każdego znajomego z osobna, teraz pozostała jeszcze czwórka.

Piątka. — krzyczały myśli.

Wewnętrznie wypierałam to co miało miejsce z drugim Torresem. Nie umiałam określić swojego nastawienia ani tego co między nami kiełkowało wczesniej, chociaż on usilnie twierdził ze było to tylko zrządzenie losu i czyste przypadki. Musiałam mu wierzyć, przecież moja pamięć leżała i płakała.

Teresa zaczęła opowieść o naszym życiu w dawnym mieście a ja zatraciłam się w ubiegłych wspomnieniach, starając sie wyostrzyć szczegóły. Pomagałam mu w bibliotece, zrobiłam kolczyka a on nawet przygarnął psa. Przyszłam specjalnie do niego, aby móc go wyprowadzić. Czy to nie oznaczało czegoś więcej? Przecież mógł poprosić kogoś innego. Czy dopowiadałam sobie zbyt wiele?

Ale jednak Canden tak wykazywał się wobec mnie sercem, uczuciem, empatia i falą emocji, może dlatego Vinay był zainteresowany? Może chciał wybadać co łączy mnie z jego bratem, dlatego porzucił maskę hipokryty i na chwile dał mi kawałek siebie, żeby sam skorzystać na tym jak najwiecej?

Nie miałam bladego pojęcia.

Żałowałam, że akurat ten fragment wspomnień mi odebrano, najistotniejszy. Miałam przeczucie, że coś się wydarzyło. I nie chodziło tutaj o atak tego strażnika.

— Bardzo chętnie. — zaśmiał się chłopak i ścisnął ponownie moje kolano przez co przeszły mnie dreszcze. Posłałam mu niezrozumiałe spojrzenie na co on odsuwając kosmyk moich włosów z policzka dodał — mam nadzieje, że dasz mi fory w kręglach, w następną sobotę.

— Oh, nie jestem taka wspaniała.

— Nie wygłupiaj się kochanie! — matka łapie mnie za rękę. — Na naszych wyjazdach zawsze górowałaś w wynikach, teraz tez dasz swojemu chłopakowi popalić.

Mojemu co?

Zielonooki nawet nie zaprzeczył, jedynie puścił oczko i w dalszym ciągu kontynuował następne wywody mojej matki. Byłam bardziej pogubiona, niż kiedykolwiek indziej.

Overrated loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz