Biegłam najszybciej jak potrafiłam, płuca nie wyrabiały a oddech wręcz był nieosiągalny. Płakałam. Wyłam. Ale dalej biegłam. Raz nawet próbując uciec wywróciłam się i przez to coraz bardziej odczuwałam ból w kolanie, ale mimo wszystko nie zwalniałam tempa. Słyszałam jak krzyczał, darł się w niebogłosy ignorując że była cisza nocna. Jego nogi były dwa razy dłuższe od moich, sam stan jego budowy świadczył że musiał ćwiczyć, w końcu był ochroniarzem to czegoś trzeba oczekiwać.Skręciłam w kolejny zakręt, a później w następny wołając o pomoc. Nikt nie wyszedł, nie uchylił drzwi ani choćby okna. Byłam niesłyszalna, niedostrzegalna. Sama z nim na karku.
Czułam ponownie zimno, obrzydzenie i te brudne łapska które chcą znów i znów nurkować w moim ciele. Sapałam jeszcze głośniej, pokonując kolejny zakręt. Byłam blisko swojego domu.
Strażnik śmiał się szyderczo tuż za moimi plecami, nawoływał mnie, cmokał i klaskał komentując jak to mnie nie złapie. Podniecało go to. Uznawał moją ucieczkę za grę wstępną, a ja chciałam jedynie móc nabrać nieco więcej powietrza. Błagałam w duchu, żeby mama była w domu albo Grace. Na pewno mi pomogą.
Znów się przewróciłam, tym razem noga była cała umazana w krwi. Cała się trzęsłam. Już dobrze Willow, jeszcze tylko kilka metrów. Chwyciłam pierwszy lepszy kamyk i rzuciłam nim w napastnika, który został choć na chwile oślepiony. Miałam sekundy przewagi. Ruszyłam ponownie przez zarosła, krzaki i błoto aby nieco pogubić w drodze mężczyznę. Udało się. Nie słyszałam już jego głosu. Byłam sama.
Dotarłam do bramki mojego domu i pociągnęłam za klamkę, która ani drgnęła. Znów serce rwało się na zewnątrz. Przecież była otwarta.
— Chciałaś żyć. — usłyszałam głos. Głos mamy. — Więc żyj, bez mojej pomocy, domu i wszystkiego co ze mną związane.
Dorwał mnie. Jego palce znów się zacisnęły na moich udach, a moja matka patrzyła i uśmiechała się szyderczo. Podobał jej się widok mojego cierpienia.
Otworzyłam oczy i złapałam się za szyje. Znów ten sam sen, dalej uciekałam. Od zaistniałej sytuacji minął miesiąc. Okrągłe trzydzieści dni spędziłam na nauce, spacerach z Grafitem czy też Des'em lub jednorazowych wyjściach z przyjaciółmi. Atmosfera była dobra, tak myśle. Wszyscy pogodzili się z tym, że Canden traktuje mnie inaczej niż pozostałych, wiec nie oponowali jak czasem gadaliśmy na przerwach. Jednak to tyle. Póki co nasz kontakt tyczył się jedynie przerw bądź kilku wymienionych sms'ów. Martwił się. Przecież to ja nie chciałam się z nim widzieć na dłuższa metę, ale tu nie chodziło o niego. Judy, Alec i bliźniaki tez narzekali że spędzałam z nimi może godzinę czy dwie a później znów zamykałam się w domu, dodatkowo nie tłumacząc czemu. Nie potrafiłam póki co skonfrontować się z ludźmi, nawet jeśli uwielbiałam ich całym sercem dalej odczuwałam strach. Nie umiałam wypowiedzieć tego co się stało przez usta, a nie chciałam iść okłamywać więc wolałam unikać rozmowy zamykając się w domu. Ale nie byłam sama. Co wieczór przychodził do mnie Vinay.
Czasem siedzieliśmy i oglądaliśmy jakieś bzdury na netflixie, zdarzało się że czytaliśmy razem książki a
niekiedy siedzieliśmy w ciszy zamknięci we własnych myślach. Ale to nie było ważne, liczyło się to że był. Że chciał pomóc i pomagał, choćby zwykłą obecnością. Przychodził w różnych porach, albo odrazu po tym jak skończył lekcje albo wieczorami kiedy powoli zapadał zmrok. Nie ważne kiedy miał się pojawić, ja i tak wiedziałam że przyjdzie.Poniekąd zaczęłam się do niego przywiązywać. To nie tak, że przez tą sytuacje stwierdziłam że dam mu szanse, ani trochę. Sam zaczął codziennie walić w moje drzwi, póki nie wyszłam i nie wydarłam się na niego. Później wchodził niczym do własnego do domu włączając na co miał ochotę. Po pierwszym tygodniu przestałam się wściekać, nawet jakoś oczekiwałam na to o której się zjawi. Niechętnie bo niechętnie ale otwierał się sam z siebie. W końcu mogłam powiedzieć, że „Nie lubię Vinaya i mam do tego powód, bo poznałam jego osobowość czy też część z jego historii", tyle że już nie pałałam do niego tym uczuciem co kiedyś. Teraz potrafiłam uśmiechać się jak głupia, gdy rzuci do mnie jakimś obraźliwym tekstem. Mogłam śmiać się jak hiena gdy Grafit ukradł mu skarpetkę. Po prostu mi wystarczał. Sprawiał, że moje życie dalej się toczyło, a ja nie czułam już tak często tego znajomego zimna, które dalej co noc mi doskwierało. Ale teraz jedynie w nocy, już nie w dzień.

CZYTASZ
Overrated love
Historia Corta„Bo wystarczyła ta dwójka. Dwójka zupełnie różniących się od siebie osób. To właśnie oni postawili mnie w sytuacji, w której jedyne o czym marzyłam to przytulić się do taty. Może był to jakiś znak? Może właśnie w ten sposób ten ktoś u góry zadecydo...