22. TUTAJ JESTEŚ BEZPIECZNA

922 33 19
                                    

— Nailea chodź tu.

Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Spojrzałam na swoją rączkę, na której pojawiła się gęsia skórka.

Odłożyłam swój tablet na bok i rzuciłam się biegiem do ogrodu zimowego, w którym on przesiadywał.

Stukot moich czarnych trampek o deski w domu odbijał się jak głucha cisza, która mnie nawiedzała, gdy opiekun ze mną przesiadywał. Przed wejściem do pomieszczenia zwolniłam, bo on nienawidził gdy biegałam, więc spokojnie przeszłam przez próg i podniosłam głowę, na miejsce w którym on stał.

Brązowe włosy, idealnie zaczesane do tylu na żel. Metalowe tęczówki, odstraszające tym, jak bardzo raziły. Czarny schludny sweter i identycznego koloru spodnie garniturowe. Zawsze nienagannie i profesjonalnie ubrany.

— Nailea. — odrazu podniosłam na niego głowę, rozumiejąc, że się zawiesiłam.

— Przepraszam.

Zacisnął usta w cienką linię, a jego źrenice rozszerzyły się.

— Czy byłaś dzisiaj na zajęciach z baletu? — surowy ton owiał moje całe ciało.

Nie. Nie byłam. Dziewczynki nie mogły mnie zobaczyć z siniakami i zadrapaniami. Jest ich za dużo, żeby pomyślały, że upadłam lub skaleczyłam się. Poprosiłam więc wujka Westona, który zawsze mnie na nie zawozi, że źle się czuje i nie chcę jechać.

W moich oczach zrodziło się przerażenie. On wiedział o tym. On o wszystkim wie.

— P-przepraszam. — wyjąkałam.

Parsknął śmiechem bez krztyny humoru.

— Nailea, zadam ci jedno pytanie i oczekuje na nie zgodnej z prawdą odpowiedzi. — jego wyraz twarzy znów wrócił do obojętności. — Dlaczego nie byłaś na dzisiejszych zajęciach z baletu?

Łzy mnie zapiekły pod powiekami.

— B-bo...

— Nie jąkaj się. — warknął sfrustrowany moim zachowaniem.

Wzięłam głęboki wdech, by łzy się cofnęły.

— Mam za dużo siniaków. — powiedziałam po chwili. — Pani i dziewczynki by zobaczyły.

Jego źrenice się zwęziły.

— W tym momencie będziesz miała jeszcze więcej.

Łzy wróciły i automatycznie spłynęły po moich policzkach. Ręce i nogi zaczęły się trząść, a ja nie znalazłam na to rady. Oczywiście, że on to widział.

— Nie wolno ci płakać, rozumiesz? — po tych słowach, mój policzek spotkał się z wielką ręką.

Obróciłam głowę w bok, a ból był tak wielki, że łzy płynęły i płynęły.

— Będę posłuszna, obiecuję. — wyjąkałam łapiąc się za policzek.

— Oczywiście, że będziesz, bo wyostrzę kary, Nailea.

Zerwałam się z przerażeniem. Oddychałam głośno i nierównomiernie. Moje policzki były mokre od łez.

— Lee? — usłyszałam stłumiony głos, którego mój słuch nie chciał wyostrzyć.

Nie przyjmowałam żadnych bodźców. Siedziałam otumaniona z pełnymi łez oczami. Czułam gorąc, mimo że moją skórę pokrywała gęsia skórka.

— Lee, mówię do ciebie. — potrząsnął moim ramieniem, ale nie zareagowałam.

Wgapiałam się pusto przed siebie i próbowałam wyrzucić z głowy wspomnienia. W pewnym momencie złapałam się za policzek, który wtedy został naruszony, tą obrzydliwą, wielką ręką.

— Kochanie... — tym razem jego głos był wręcz błagalny.

Chłopak znalazł się przede mną i uchwycił moje policzki w dłonie, a kciukami przetarł łzy, spływające po nich.

— N-nie mogę płakać. — wydukałam.

— Musisz na mnie spojrzeć, dobrze? — obrócił moją głowę w jego stronę i próbował przywołać mój wzrok na swoją twarz.

Tak też zrobiłam. Powoli powiodłam wzrok na Ashera. Przestudiowałam w ciszy każdy kawałek jego twarzy. Lekko krzaczaste brwi, które potrafią wyginać się w zabawny sposób. Wyostrzone rysy twarzy. Zaostrzona szczęka, na której nie ma żadnego zarostu. Miękkie i pełne usta, które wtedy przybrały lekko sinawy kolor. Nos, ostry, ale nie szpiczasty. Wręcz idealny. I te oczy. Najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek widziałam. Gorzka czekolada, która została roztopioną i wlana w te tęczówki. Znajomy błysk, który nigdy nie gasł. W duszy się uśmiechnęłam, że dokładnie w tamtym momencie mogłam na niego i jego idealną twarz, patrzeć.

— Obiecuje, że nie będę się sprzeciwiać. — pociągnęłam nosem, a mój głos brzmiał jak nieobecny.

Nachylił się do mnie i musnął delikatnie moje czoło, a później obdarzył mnie troskliwym spojrzeniem.

— Lee, jestem tutaj. Ja, Levi... — poczułam jego ból w głosie. — Mów co się dzieje.

Potrząsnęłam gwałtownie głową. On nie mógł wiedzieć, on nie mógł wiedzieć kim była Nebula.

Nie czekał długo. Wciągnął mnie na swoje kolana i objął ramionami w talii. Trzymał tak blisko, że czułam jakbym nie mogła oddychać, ale nie chciałam się odsuwać. Po prostu chłonęłam bliskość, którą mi dawał. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi, a on przeczesywał palcami moje poplątane włosy.

— Tutaj jesteś bezpieczna. — wyszeptał, kiedy pociągnęłam nosem. — W moich ramionach zawsze będziesz bezpieczna, mój mały chaosie.

No i rozryczałam się na dobre. Łzy ciekły, a ja nie potrafiłam temu zaradzić.

Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale z pewnością bardzo długo, bo dopiero kiedy szeptał mi do ucha słowa, że zawsze przy mnie będzie, kiedy tylko będzie trzeba, a nawet kiedy nie będzie trzeba, wtedy się uspokoiłam.

Złamie ci kiedyś serce, wiem to.

Podniosłam głowę i uchwyciłam policzki bruneta, który posłał mi smutny uśmiech.

— Nie chce, żebyś sobie coś o mnie pomyślał... — wyszeptałam, ale on mi natychmiastowo przerwał i wcisnął mocny pocałunek w moje usta.

— Już wszystko jest dobrze, mała. Wszystko będzie dobrze.

Dlaczego ci nie wierzę?

Happy End nie jest nam pisany, wiem to.

Odwzajemniłam uśmiech Leviego i zaczęłam składać bardzo delikatne pocałunki na jego twarzy. Na nosie, policzkach, kącikach ust i na każdej możliwej części tej idealnej twarzy.

On zareagował na to cichym śmiechem i przytulił mnie mocniej, kładąc nas na łóżku, gdzie on leżał na mnie, a ja trzymałam ręce w jego włosach.

Tamta noc zakończyła się, kiedy usnęliśmy, a ja zaznałam spokoju. Udało mi się odwrócić jego uwagę od mojego snu i ataki paniki. Nie umiałam mu powiedzieć. Jeszcze nie. Tamten moment nie był dobry.

Tym zostaliśmy. Przyjaciółmi z korzyściami, tylko zawsze jedna osoba czuła coś więcej.

[</3]

Do następnego

interci.

instagram - intercido_ tam ogłaszam każdy rozdział!

903 słowa.

LOVE DOESN'T EXISTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz