Rozdział 6

14K 809 13
                                    

Elesmera pove


Obudziło mnie walenie do drzwi. Gdy przebudziłam się dostatecznie, żeby rozróżnić słowa usłuszałam wołanie.


- Mer, wstawaj! Wstawaj, grubasie! Otwórz mi te cholerne drzwi! Nie chcę ci rozwalać drzwi już trzeciego dnia twojego pobytu tutaj! – i tak krzyczał pod moimi drzwiami. Jęknęłam i zwlekłam się z łóżka.

- Już idę, nie drzyj się tak. – krzyknęłam ziewając.

Zeszłam w za dużej koszulce i krótkich spodenkach, w których spałam. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.

- Hej.... – nie zdąrzyłam dokończyć, bo zostałam zamknięta w niedźwiedzim uścisku.

- Gdy usłyszałem o dziwnej białowłosej nowej w szkole, od razu wiedziałem, że to ty – mówił uradowany.

- No jasne, bo kto inny mógłby mieć białe włosy... ale czemu ja jestem dziwna?! – spytałam się go odrywając się od niego.

- Już dobrze, dobrze. Zapomniałem, że jesteś wrażliwa na ten temat – zaśmiał się na co walnęłam go lekko w ramię.

- Czemu budzisz mnie tak wcześnie? – spytałam się znowu ziewając

- To kara za nie poinformowanie mnie, że się tutaj wprowadzasz – odezwał się obrażony.

- Oj daj spokój, gdybym miała czas to bym zadzwoniła, przecież wiesz.

- Wiem. – uśmiechnął się i rzucił na mnie. Przepychaliśmy się i siłowaliśmy. Równocześnie rozrzucając i najprawdopodobniej niszcząc najróżniejsze rzeczy, które stanęły nam na drodze.

Po jakiś 10 minutach siedziałam na nim i przytrzymywałam jego ręce. Oboje sapaliśmy, uśmiechając się jak dwoje kretynów.

- Brakowało mi ciebie, Al – puściłam jego ręce i się do niego przytuliłam.

- Mi ciebie też, siostrzyczko – objął mnie w talii i podniósł nas oboje. Zaniósł mnie do kuchni posadził na blacie, a sam zaczął robić nam śniadanie.

- Jak zawsze naleśniki z dżemem? – spytał

- Oczywiście. Czy ty sobie wyobrażasz mnie jedzącą coś innego na śniadanie?

- Masz rację. – pokręcił głową – Nie ma mowy. – zaśmiałam się

- Jak tam u ciebie? Jak czuję jesteś teraz, hmm... betą w południowej. – powiedziałam po chwili zastanowienia

- Skoro wiesz gdzie mieszkam to pewnie wiesz też, że to tam byli ostatnio dzicy. – spojrzał na mnie poważnie.

- Wiem, ale zdarzyło się to mojego pierwszego dnia. Po za tym nie było ich tak wielu. Nie mogę pomagać przy każdej drobnostce. – usprawiedliwiałam się - Po za tym wolałabym zachować w tajemnicy tym kim jestem – westchnęłam.

- Przecież dobrze wiesz, że i tak szybko się dowiedzą, że jesteś wilkołakiem.

- Wiem. Ale zaraz po tym nadejdą pytania, jak czemu nie mam sfory itd. To kłopotliwe pytania, na które nie mam sensownych odpowiedzi. – popatrzyłam na niego ze zmęczeniem.

- No już, masz tutaj naleśniki i się rozchmurz. – podał mi śniadanie i potarmosił mnie po włosach.

- Dzięki. – uśmiechnęłam się.

- Mer??

- O co chodzi?

- Słuchaj mogę pobyć z tobą w szkole i trochę tutaj, ale od razu będą pytania skąd się znamy. Więc myślę, że powinnaś się zastanowić czy wolisz trzymać to w tajemnicy, czy powiedzieć część prawdy już teraz. – powiedział niepewnie

- Ta część prawdy, to to, że jesteś moim bratem, tak?

- Tak, ale niektórzy od razu zrozumieją, że ty jak ja jesteś wilkołakiem. – powiedział szczerze

- Wolę mieć cię przy sobie – uśmiechnęłam się do niego

- W takim razie podwozisz mnie do szkoły. – mrugnął do mnie.

- Przykro mi, ale nie jadę motorem. – powiedziałam przeżuwając kolejne kęsy naleśników.

- A to czemu? – spytał tak smutny jakbym mu powiedziała, że nie dostanie swojego prezentu na gwiazdkę.

- Bo północna watacha może zechcieć się nim zaopiekować, a wiesz jak kocham ten motor.

- A jak załatwię ci miejscówkę w garażu do którego tylko ja mam klucz. – zrobił słodkie oczka, jak jakiś szczeniak.

- Okej, okej, niech ci będzie – zaśmiałam się – Idę się ogarnąć do szkoły, a ty na mnie poczekaj. I. Niczego. Nie. Zepsuj. – pogroziłam mu palcem. Na co zrobił minę niewiniątka. Westchnęłam i poszłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Zbiegłam na dół chwytając po drodze swoją torbę. Śpieszyłam się, aby mój brat miał jak najmniej czasu na rozrabianie w moim domu.

- Idziemy!

Przeszłam do mojego garażu, rzuciłam Alowi dodatkowy kask i ubrałam swój.

- Po co nam kaski?

- Po to, żeby się nie wyróżniać.

- Brzmi sensownie. – pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem. Wcisnęłam automatyczne otwieranie garażu. Wypchnełam maszynę na zewnątrz i zamknęłam garaż.Po opuszczeniu garażu zamknęłam go i odpaliłam motor.

- Wsiadaj, albo cię zostawię.

Pośpiesznie usiadł za mną. Gdy tylko to zrobił ruszyłam z piskiem opon. Gdyby to był pierwszy raz jak tak zrobiłam to  by pewnie spadł, ale on był już wprawiony. Od razu się mnie uczepił.

Po chwili już byliśmy pod szkołą i Al zaczął mnie kierować do „swojego" garażu.

- Widzisz tamten mniejszy budynek po lewo? – skinęłam - Pojedź tam. – gdy byliśmy już prawie obok, znowu się odezwał – Widzisz te pochyłe zjazdy? To tam.

Podjechałam tam i zgasiłam motor.

- Nigdy mi się nie znudzi jazda na twoim motorze. – westchnął wstając i poszedł otwierać drzwi.

- Wiadomo, w końcu jest mój, no nie. – zaśmiałam się. Nic nie odpowiedział tylko wpuścił mnie do środka.

Gdy zostawiliśmy już motor, skierowaliśmy się do wejścia szkoły, paplając o głupotach.

Byliśmy w połowie drogi do drzwi, gdy się z kimś zderzyłam.....



Srebrna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz