Rozdział 26

8.2K 490 94
                                    

*Elesmera*

- O co chodzi? – zwróciłam się do Al'a.

- Coś się dzieje u nas w sforze, ale nikt do końca nie wie co – gdy to powiedział, John i Not wstali i ruszyli w ślad za swoim Alfą. Widać było, że mój brat również chce iść, ale powstrzymuje się i czeka na moją decyzję.

Westchnęłam i podniosłam się. Zaraz za mną wstali Treg i Sophie. Nikt inny się do tego nie kwapił, poza moim bratem.

- Ruszamy – powiedziałam tylko i ruszyłam przed siebie, nie patrząc na innych. Przy samych drzwiach się zatrzymałam i spojrzałam na Al'a – Poniesiesz mnie braciszku. Mimo wszystko nie nadążę za wami w ludzkiej postaci – otworzyłam drzwi i wyszłam, równocześnie dyskretnie zdejmując z siebie część srebra, które miałam na nogach. Nie chciałam go skrzywdzić.

- Jasne – po chwili siedziałam już na jego grzbiecie.

- Sophie, Treg idziecie z nami? – zapytałam ich dwoje, stojących w progu, nieprzemienionych.

- Czemu nie? – Sophie zadała pytanie samej sobie i po chwili była wilkiem. Treg nie zwlekając również się zmienił.

Skrzywiłam się słysząc dźwięk darcia ubrań. Mogli je zdjąć, a nie drzeć. W sumie Al nie był od nich lepszy...

Na ganku właśnie pojawili się Steve i Marcus.

A ten tu po co? – zadałam sama sobie pytanie.

- A my? – zapytał ojciec pewnego jełopa, zwanego również moim mate. Oj ironio słodka ironio.

~ Jakie "a my?" Przecież nie musimy jej pomagać! Niech radzi sobie sama, skoro taka mądra i potężna! ~ warknął Marcus, ale ojciec go zignorował. Ale mi przykro.

- Jeżeli masz ochotę, oczywiście, możesz iść – specjalnie zignorowałam Marcusa, co nie spodobało się mojej wilczycy, gdyż warknęła. Wzruszyłam tylko ramionami, ni to do siebie, ni do nich.

Chłopak warknął niezadowolony i po chwili stał już na czterech łapach, a wokół niego leżały strzępy ubrań. Steve musiał mu dać rozkaz z typu ''tych Alfich'', ponieważ chłopak zrobił to bez gadania. Po chwili obok niego stał jego przemieniony ojciec.

Rozejrzałam się po swoim ogrodzie z grymasem na twarzy. Nie zamierzam sprzątać tych strzępów.

~Już spokojnie. Posprzątamy po sobie jak wrócimy.~ Al oczywiście zgadł co znaczy moja mina...

~Tak? I ja mam w to wierzyć?~ na to już nic nie odpowiedział, więc dałam mu znak, żeby ruszył, a on od razu ruszył wysuwając się na przód. Musiałam złapać się jego sierści, by nie przywitać się z naszą matką ziemią. Zdecydowanie wolę biegać ''samodzielnie'', ale teraz jest to niemożliwe. Westchnęłam.

Zaraz za nami byli Treg i Sophie, a za nimi był Steve. Co jakiś czas widziałam za nimi przebłyski sierści wlokącego się Marcusa. Otworzyłam mój kanał myślowy i zaczęłam rozmawiać z Al'em.

~ Dowiedziałeś się czegoś nowego?~

~ Tylko tyle, że jakieś stado okrążyło nasze terytorium i szykują się do ataku ~ warknął groźnie.

Westchnęłam. Nie była to dobra informacja.

~ Niedługo będę mogła sprawdzić, kto was otoczył ~ poinformowałam brata.

Biegliśmy całą grupą w stronę granicy stada południowego. Ja równocześnie zachwycałam się widokami i starałam się wychwycić połączenie myślowe południowego stada. Z prędkością z jaką się poruszaliśmy, było to naprawę nie łatwe.

Srebrna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz