Rozdział 21

9.1K 598 27
                                    

Sorki, ale to nie nowy rozdział. Moja komórka mnie nie lubi i mi usunęła rozdział...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ktoś dobijał się do drzwi mojej sypialni. Spojrzałam na zegarek i zrozumiałam czemu się tak dobijają. Była 15 w sobotę. Przespałam ponad 24 h.

- Mer! Odezwij się w końcu! Wiesz jak ja się martwię?

- Już wstałam. Spokojnie nic mi nie jest. – usłyszałam głośne westchnięcie.

- To dobrze. Zejdź zaraz . Zrobię ci coś do jedzenia. Wstałam i w drodze do łazienki zrzuciłam z siebie ubrania. Przejrzałam się w lustrze.

Wszystkie rany zniknęły, jedyne co po nich zostało to różowe ślady. Siniaki też wchłonęły się prawie w całości. Uśmiechnęłam się do siebie. Nie wyglądałam już jak trup, a to już duży postęp. Wzięłam prysznic, ubrałam się w jeansowe spodenki i czarny krop top, zakładając wcześniej na siebie srebro. Po tym zeszłam na dół do kuchni, gdzie stała cała ich trójka.

- Hej! – przywitałam się, a oni przyjrzeli mi się dokładnie.

- Wyglądasz już normalnie – Steve już przestał się dziwić. Chyba po prostu uznał, że przy mnie nic nie jest niezwykłe.

- Mm. I dobrze się czuję – usiadłam przy wyspie i zobaczyłam omlety na jednym talerzu, na drugim naleśniki, a na trzecim był smażony bekon. Obok stała nutella razem z dżemami.

- Z czym są omlety?

- Z jabłkami z cynamonem – wyszczerzył się do mnie, a ja rzuciłam się na niego i go wycałowałam.

- Mówiłam ci już, że cię kocham?

- Hmmm – udawał, że się zastanawia, na co walnęłam go w ramię. – Tak tylko z milion razy – zaśmialiśmy się. Podniósł mnie i posadził na krześle.

- Jedz! – nakazał mi grożąc palcem, na co się zaśmiałam.

- Aj, aj kapitanie! – zasalutowałam mu i zabrałam się do jedzenia. Cała trójka patrzyła jak jem.

- Jeśli jesteście tak głodni to czemu sami nie zaczniecie jeść? – zapytałam z uniesioną ironicznie brwią. Al i Steve odwrócili głowy speszeni.

-Nie, niedawno jedliśmy. – odpowiedział spokojnie Markus. Widać było, że mi nie ufa oraz że mnie nie docenia. Mojej wilczycy się to nie podobało szczególnie, że już uważała go za swojego partnera. Tak więc zapchałam się omletem, żeby mieć coś do roboty i pozbawić się możliwości palnięcia czegoś.

- Co masz zamiar zrobić z tym atakiem na ciebie? Mogą się przecież powtórzyć. – Steve był widocznie zmartwiony.

- Muszę wytropić ich główną bazę. Problemem jest to, że szukam jej już 6 lat. A jedyne o osiągnęłam to poznanie wielu watach z całej Europy i zacieśnienie kręgu gdzie mogą być. Dzięki temu wiem, że muszą być gdzieś tutaj, a te częste ataki tylko potwierdzają, że są nie daleko – znowu zapchałam swoje usta omletem.

- Czyli masz zamiar ich znaleźć, ale co potem? Przecież nie pokonasz całej sfory sama! – Markus zaczął drwić.

- Uważaj do kogo mówisz – warknął Al – rozniesienie jakiejś sfory na strzępy nie byłoby dla niej żadnym problemem – wyszczerzył zęby i zaczął się trząść. Widać nie przypadli sobie do gustu.

- Nie ma mowy, żebym uwierzył w coś takiego. Ja i mój ojciec nie dalibyśmy sobie rady z czymś takim, a ona nie jest nawet alfą. – też powoli zaczynał się trząść. Na co mój brat zareagował głośnym warknięciem.

- Jeśli chcecie się bić to wyjdźcie na zewnątrz. Mój dom ma pozostać w jednym kawałku. – powiedziałam nie podnosząc nawet głowy znad talerza. Stwierdziłam, że to dobry sposób, żeby się rozładowali z negatywnej energii oraz, żeby zobaczyć jak dobry jest mój partner.

Skończyłam omlet i zabrałam się za naleśniki, kiedy drzwi do ogrodu zatrzasnęły się za wychodzącymi. Pochłonęłam cztery zanim wróciłam uwagę na przenikające mnie spojrzenie Steve'a.

- Czemu ich nie powstrzymałaś?! Przecież nie są dla siebie wrogami i nie mają po co walczyć!

- Bo mi się nie chce i jestem zajęta – odpowiedziałam opryskliwie, bo nienawidzę podważania moich decyzji.

- Czym jesteś zajęta? Jedzeniem? – był wkurzony moimi głupimi wymówkami. – Rozumiem. Sam pójdę ich rozdzielić – jego ton wskazywał na to, że stracił do mnie szacunek.

- Nie – powiedziałam krótko i kategorycznie.

- Słucham? – w jego głosie było niedowierzanie.

- Nie. –powtórzyłam spokojnie. Patrzył na mnie osłupiały. Trwał tak przez chwilę, a potem wybuchł.

- Chyba cię pojebało! Brałem cię inną osobę. – odwrócił się na pięcie i ruszył do ogrodu. Westchnęłam, wrzuciłam resztę naleśnika do ust i już stałam przed Steve'em.

- Czego? Daj mi przejść! – lekceważył mnie, bo mówiąc to już mnie wymijał. Miałam dosyć jego zachowania, więc złapałam go za rękę i rzuciłam na ziemię.

- Trochę szacunku! – warknęłam potężnie, a on aż zadrżał. Wyszłam na dwór i zobaczyłam ich w formach wilków. Al był ranny, a Markus miał na sobie tylko niewielkie ślady walki. Gołym okiem było widać różnicę w sile. Ale to zabrnęło już za daleko, więc musiałam to skończyć.

- Koniec tej błazenady. – powiedziałam stanowczym głosem. Na co mój brat od razu skłonił głowę i przemienił się z powrotem, a Markus mając to gdzieś rzucił się na mnie...

Srebrna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz