*Elesmera*
Nigdy nie myślałam, że kiedyś znajdę mężczyznę przeznaczonego dla mnie. Byłam przekonana, że nie ma dla mnie odpowiedniego partnera. Możecie, więc sobie wyobrazić jakie było moje zdziwienie, gdy nagle los postanowił zabawić się moim kosztem i podstawić mi go prosto pod nos.
Opanowałam jednak swoje zdziwienie w trybie ekspresowym i skupiłam się na oczach chłopaka. Musiałam wiedzieć czy domyślił się co znaczy te przyciąganie między nami (jego wilk nie mógł wyczuć mojej wilczycy, przez moje wycieńczenie).
Na szczęście w jego oczach zobaczyłam tylko zagubienie. Na razie nie byłam gotowa na wiązanie się z kimś i to na dodatek z kimś kogo pierwszy raz na widzę na oczy.
Jak to się mówi, jeden problem na raz.
- Hej, jestem Elesmera – uśmiechnęłam się lekko, bo na więcej nie było mnie w tej chwili stać. Odwzajemnił uśmiech, choć jego był raczej sztuczny. Nie był do mnie przekonany.
- Słyszałem. Ojciec o tobie opowiadał.
- Mer, o co tu chodzi? – wciął się Al, mierzwiąc swoje włosy. Nic nie rozumiał. Westchnęłam
- Al. To – kiwnęłam w stronę Steva – jest alfa największej watachy w Europie. Pochodzi z Włoch, a nazywa się Steve Black. Byłam gościem na jego terytorium gdy uczęszczałam do szkoły w Rzymie. Poznałam wtedy jego i sforę. Obiecaliśmy się wspierać i tak wyszło, że to ja pierwsza wpadłam w tarapaty. A to – wskazałam na chłopaka – jak słyszałeś jest jego syn, którego ja także pierwszy raz widzę na oczy. – westchnęłam – Dobrze, teraz w drugą stronę. Markus, Steve to jest mój brat, Al.
Wydawali się zaskoczeni, ale wcale się im nie dziwię. Nie byłam dostatecznie długo w tamtej szkole, żeby powiedzieć im cokolwiek o mojej sytuacji życiowej. Myśleli, że jestem samotną wilczycą po przejściach (co w sumie niewiele różniło się od prawdy), oraz że komuś nie podobało się, że chodzę po ziemi.
- Pogadamy o tym wszystkim, gdy się ubiorę. Przy czymś do jedzenia. Al, zrobisz mi śniadanie?
- Ok – powiedziała cała trójka, przystając na moją propozycję.
- Tylko mnie nie obgadujcie jak mnie nie będzie. Nie lubię słuchać o swoich wadach szczególnie, że o nich wiem... - powiedziałam na odchodnym. Usłyszałam za sobą głos Markusa
- Co miała na myśli?
- To, że nas będzie słyszała nawet z góry, niezależnie od tego czy będziemy szeptać czy nie – odpowiedział mu spokojnie Al. Od tej pory już się nie odzywali.
Powoli wpełzłam na górę (bo inaczej nie da się tego nazwać). Dobrnęłam do łazienki i ustałam przed swoim wielkim lustrem, zrzucając ręcznik.
- O kurwa... - dawno nie byłam w tak złym stanie. Wyglądałam po prostu okropnie.
Mój organizm nie goił się w swoim normalnym tempie, gdyż wyczerpałam się walką ze srebrem na sobie, oraz odniosłam dużo poważnych ran. Razem nie tworzyło to najlepszej mieszanki.
Mój organizm potrzebował teraz mnóstwo energii, żeby mógł zająć się obrażeniami. W tym właśnie momencie, mój brzuch potwierdził założenia i głośno przypomniał o swoim istnieniu. Zaśmiałam się.
Po ocenieniu ran, stwierdziłam że nie ma sensu ich opatrywać. Gdy tylko coś zjem, mój organizm zajmie się resztą. Po porządnym posiłku wszystkie uszkodzenia powinny zniknąć w przeciągu dnia. Tak więc nie myśląc dłużej poszłam się ubrać. Wybrałam luźną koszulkę, żeby nie pocierała o moją skórę, w tym samym celu pominęłam stanik. Kolejne były dresowe spodenki, tym razem jednak założyłam pod spód bieliznę. Następnym krokiem było wypłukanie krwi z moich włosów i związanie ich w wysoki kucyk. Oczywiście dalej wyglądałam okropnie, ale było trochę lepiej. Zeszłam na dół, gdzie roznosił się zapach naleśników. Poleciała mi ślinka i gdy tylko weszłam do kuchni dopadłam do talerza pełnego naleśników i zaczęłam je pochłaniać z niewiarygodną prędkością.
CZYTASZ
Srebrna wilczyca
WerewolfElesmera przenosi się do nowej szkoły. Od pierwszego dnia pakuje się w kłopoty z okolicznymi watachami. Pytanie tylko czy to ona będzie miała poważny problem, gdy wkurzy alfę, czy jednak alfa... Uwaga, będą też przekleństwa