Rozdział 16

11.3K 627 33
                                    

*Al*

Biegłem do niej bojąc się, że może uciec zanim do niej dotrę. Nie chciałem znowu tego przechodzić. Po tym pamiętnym ataku, powiedziałem za dużo i straciłem ją na 6 długich lat. Moja jedyna rodzina zniknęła z mojego życia, bo czuła się winna (choć miała wtedy tylko 10 lat). A ja zamiast jej pomóc się z tym uporać dodałem jej tylko od siebie, bo sam nie potrafiłem sobie poradzić ze stratą rodziców i całej sfory.

A teraz gdy ledwo co ją odzyskałem, znowu palnąłem głupotę. Mimo oszołomienia, zapamiętałem wyraz jej twarzy, gdy ją zraniłem wtedy na polanie.

Tym razem to ja sobie nie wybaczę.

Przypadłem do niej i zablokowałem ją na krześle, tak że nie mogła wstać. Przyklęknąłem przed nią i spojrzałem w jej oczy wpatrzone w kolana.

- Mer, spójrz na mnie, proszę – powiedziałem błagalnie. Powoli podniosła głowę, a ja dostrzegłem przebłysk smutku w jej oczach. Kurwa.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam... - ciągnąłem to tak cały czas patrząc jej w oczy. Wiedzieliśmy oboje, że nigdy nie miałem tego naprawdę na myśli, ale słowa zostały wypowiedziane i teraz trzeba było ponieść konsekwencje. Wiedziałem też, że tych słów nie można usprawiedliwić. Nic co bym powiedział nie byłoby na miejscu, dlatego zostało mi wierzyć, że mi przebaczy...

*Elesmera*

Patrzyłam mu w oczy, które w tej chwili przypominały skruszonego szczeniaczka. No po prostu nie mogłam się na niego gniewać dłużej (tak miałam do niego słabość, wszystko wybaczałam mu w trybie ekspresowym). Zaczęłam chichotać i rozłożyłam ramiona zapraszająco. Nie musiałam nic mówić. W tej samej chwili, w której rozłożyłam ręce byłam już w jego ramionach. Ścisnął mnie tak, że brakowało mi powietrza.

- No już, puść mnie, bo mnie udusisz – poklepałam go w ramię. Odsunął się ode mnie, a ja zauważyłam, że już coś kombinuje.

- Chodź. – pociągnął mnie za sobą, wychodząc ze stołówki. – Jedziemy na przejażdżkę.

- Gdzie? – byłam ciekawa. Nigdzie jeszcze nie byłam oprócz szkoły, mojego domu i terytorium południowym.

- Niespodzianka – wyszczerzył się.

Zaprowadził mnie do swojego audi i usiadł za kierownicą, a ja na miejscu pasażera.

- Musimy jeszcze tylko zajechać po coś do żarcia, bo nie zdążyłem nic zjeść. – puścił do mnie oczko.

- Właśnie! – popatrzyłam na niego groźnie – Przez ciebie opuszczam lekcje! – popatrzyłam na niego poważnie, ale on już śmiał się szczerze. Dołączyłam do niego.

- W końcu odezwała się w tobie pilna uczennica? Nie sądzisz, że trochę za późno? – śmiał się w najlepsze.

- Oj cicho tam – palnęłam go w ramię – Jedziemy?

- Oczywiście – uśmiechnął się pokazując prawie wszystkie zęby, na co zaniosłam się śmiechem. Ruszyliśmy z parkingu kierując się w stronę centrum miasta.

Po godzinie jechaliśmy już w miejsce, które chciał mi pokazać Al razem z zakupioną przez nas pizzą. Kłóciliśmy się nad wyborem jedzenia tak długo, że w końcu stanęło na gruncie neutralnym, czyli właśnie – na pizzy.

W radiu leciały same beznadziejne kawałki, więc włączyliśmy płytę Green Day. Śpiewaliśmy American Idiot. Mój brat miał zajebisty głos, ale zawsze na początku fałszuje. Później jak już trafia we wszystkie nuty, to jego głos jest tak cholernie cudowny, że mógłby zostać piosenkarzem. Nie żartuję.

- Al...

- No?

- Zostań piosenkarzem.

- Nie.

- Czemu?

- Bo nie.

- Wredota.

- I tak mnie kochasz. – pokazał mi język, a ja się tylko roześmiałam.

- Daleko jeszcze? – spytałam jak małe dziecko, ale naprawdę zżerała mnie ciekawość.

- Nie – roześmiał się.

Po kolejnych pięciu minutach zjechał w leśną drużkę i po jakimś kilometrze zjechał na prowizoryczny parking.

- Sam go zrobiłem – pochwalił się

- Chwalipięta – tym razem to ja pokazałam mu język.

- Dobra, biegniemy. – wziął pizzę i wbiegł w las, a ja ruszyłam za nim. Biegliśmy w wilczym tempie, dlatego dotarliśmy na miejsce w nie całe pół godziny.

Wyłoniłam się z lasu i znalazłam się na niezbyt dużej polance. Podziwiałam znajdujące się na niej kwiaty, które miały wszystkie kolory tęczy. Poczułam się jak odcięta od rzeczywistości.

- I jak? – spytał mój braciszek.

- Jest cudowna. – odparłam po prostu.

- Tak myślałem, że ci się spodoba. – uśmiechnął się – Siadaj, zjemy.

Usiedliśmy na środku i w ciszy pochłonęliśmy całą pizzę podziwiając urok tego zacisznego miejsca.

Nagle za nami rozległ się trzask łamanych gałązek przy czyichś krokach.

Poderwaliśmy się natychmiast i odwróciliśmy się w stronę źródła odgłosu. Dźwięk zaczął się powtarzać dookoła nas.

Byliśmy otoczeni...

Srebrna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz