Rozdział 22

8.8K 532 13
                                    

Uchyliłam się i przeszłam na trawę z dala od mojego domu. Markus w tym czasie odzyskiwał równowagę po nieudanym ataku. Od razu potem zaatakował ponownie, a ja znowu się uchyliłam. Chciałam to zakończyć szybko jednym ruchem, ale zawsze wcinała się moja wilczyca, mówiąc że przecież nie możemy bić własnego partnera.

Jednak po 6 uniku wkurzyłam się i ustawiłam swoją wilczycę w koncie mówiąc, że tak to nie może wyglądać. Nie tolerowałam nikogo kto mnie nie szanował, tym bardziej kogoś kto miał być moim partnerem.

Markus wziął duży rozpęd, a ja ustałam w niewielkim rozkroku i się rozluźniłam. Kiedy na mnie biegł wyrównałam oddech i gdy tylko znalazł się w zasięgu moich rąk, obróciłam się wokół własnej osi i równocześnie oplotłam jego szyję rękoma. W następnej sekundzie Markus leżał na plecach, a ja siedziałam na jego brzuchu okrakiem, dalej mając ręce wokół jego szyi.

Patrzył na mnie zdezorientowany, bo nie miał pojęcia co przed chwilą się wydarzyło. Podobnie musiał wyglądać Steve, bo usłyszałam zduszony chichot Al'a. Niestety ja nie miałam nastroju.

Obnażyłam zęby i zaczęłam warczeć. Domagałam się szacunku, którego mi odmówił.

Niestety nie był pojętny i dalej tylko na mnie patrzył osłupiały. Było to dla mnie wyzwanie, bo nie chciałam mieć uległego partnera. To nie miałoby żadnego sensu. Tak więc, zamiast okazywać swoją wyższość przez zaciśnięcie moich zębów na jego karku, po prostu walnęłam go w pysk. I biłam go tak, aż zobaczyłam zrozumienie w jego oczach. Wtedy dałam mu szansę na naprawienie błędu. Od razu pochylił głowę i przymknął oczy.

Wstałam z niego jednym zgrabnym ruchem i odwróciłam się do Steve'a.

- Teraz twoja kolej. – powiedziałam po prostu. Nie musiałam już w tej chwili grozić mu czy go bić, od razu schylił głowę.

- Nie można było tak od razu?! – spytałam retorycznie. – Bierzcie przykład z Al'a on od razu się posłuchał.

- Bo wiedział czym grozi nieposłuszeństwo. – stwierdził opryskliwie Markus już przemieniony

- Lepiej zmień ton, bo Mer nie kazała ci się płaszczyć na ziemi tylko przez swój kaprys. Tak więc radził bym okazać jej szacunek, na który zasługuje. – Al, mówił prawie warcząc. Zniknął jego dobry humor z sprzed chwili, a Markus już nic nie powiedział.

- Chodźmy do środka. Chcę dokończyć swój posiłek jeśli można. – powiedziałam i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź weszłam do domu i zabrałam się za niedojedzone naleśniki.

Weszli za mną w ciszy i usiedli dookoła wyspy. Siedzieli tak patrząc jak jem.

- To co masz zamiar zrobić?

- Mój gość mnie zaprowadzi – odpowiedziałam po prostu – Ale najpierw muszę nabrać sił.

- Jaki gość? – spytali wszyscy naraz.

- Jeniec z poprzedniego ataku. Siedzi u mnie w piwnicy. I skoro o nim mowa – sięgnęłam po czysty talerz i nałożyłam tam sporą porcję naleśników – zanieście mu to. Nie jadł odkąd zostałam ranna – nie obchodziło mnie, który z nich to zrobi. Chciałam jedynie, żeby było to zrobione.

Oczywiście padło na Al'a, bo Markus dalej nie mógł się pogodzić z przyjmowaniem poleceń od dziewczyny.

- Niby czemu miałby cię zabrać do swojej watachy. Przecież każdy chroni swoich. Prędzej zginie niż cię tam zaprowadzi. – Steve oczywiście nie mógł się powstrzymać.

- Proszę bez takich uwag. Brzmią jakbyś nie wierzył, że potrafię to zrobić – popatrzyłam na niego znacząco. Od razu pojął swój błąd.

- Ależ skądże znowu. Wyrażam tylko swoje zdanie co do trudności przedsięwzięcia i po głębszym zastanowieniu uważam, że powinniśmy iść z tobą do ich kryjówki. Mimo wszystko przyda ci się jakieś wsparcie. – po tych słowach rozległo się prychnięcie.

- Niech idzie skoro chce się zabić. Co cię to obchodzi? To jej decyzja.

- Oczywiście, że to moja decyzja, ale lepiej będzie dla ciebie jeśli się zamkniesz, bo z twoich ust nie wychodzi żadne wartościowe zdanie – powiedziałam po prostu i zwróciłam się z powrotem do Steve'a. – Oczywiście. Zawsze się przyda ktoś kto umie chociaż trochę walczyć. To zawsze miła odmiana, gdy nie walczy się samemu. – moje słowa najwyraźniej uraziły dumę młodocianego alfy, ponieważ z jego gardła wydobył się warkot. Nie dane mu było jednak zrobić cokolwiek więcej, gdyż Steve od razu go zbeształ.

~ Masz siedzieć cicho i się zachowywać. Okaż jej szacunek! ~ użył głosu alfy, aby być pewnym, że mnie znowu nie urazi. Najwyraźniej ktoś poszedł do rozum do głowy i skończył mnie denerwować bez powodu. Wiedziałam, że zrobił to przez wzgląd na moją ostatnią wizytę i to, że nie miał bladego pojęcia do czego jestem zdolna. Miał zamiar mnie najpierw wybadać, a potem zdecydować co zrobić.

~ Ale ona na to nie zasługuje! I ty dobrze o tym wiesz!~ z rozmyślań wyrwał mnie oburzony głos Markusa.

~ Na razie wiem tylko tyle, że pokonała cię bez najmniejszych problemów, a to samo w sobie zasługuje na twój szacunek.~ powiedział poważnie i dobitnie. Wiedziałam, że tak uciął jakąkolwiek dyskusję na ten temat.

Wstałam, aby lepiej się im przyjrzeć. Wzrokiem wodziła po ich sylwetkach oceniając ich siłę. Steve wyglądał na potężnego alfę z dużym doświadczeniem, za to Markus nosił ślady młodzieńczego buntu. Nie można jednak mu było odmówić siły i potencjału, który było widać w jego sylwetce.

W momencie kiedy miałam ich spytać o walkę między sobą, żebym mogła lepiej się przyjrzeć ich umiejętnościom, usłyszałam znajome wołanie w swojej głowie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak, tak wiem. Jestem polsatem. Przykro mi. Musicie się przyzwyczaić ;p

Srebrna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz