Rozdział 29

1.7K 72 7
                                    

Zamarli w osłupieniu. Dopiero po dłuższej chwili ze stuporu wyrwały ich rozlegające się krzyki, a gdy się obrócili, zobaczyli nadchodzących od strony tunelu Remusa, bliźniaków i Ginny. Harry nie miał wątpliwości, że Draco także był z nimi.

— Co, u diabła, tutaj robicie? — rzucił, jednak nie uzyskał odpowiedzi, bo całkowitą uwagę przybyszów przykuł widok pucharu. Na plecach poczuł dłoń jedynej osoby, która, jak na ironię, nie mogła się do niego odezwać. — Hej!

— Harry, w co ty się dokładnie wplątałeś? — zapytał ostrym tonem Remus, odrywając w końcu wzrok od magicznej kopuły błyszczącej pośrodku pomieszczenia. Niemal od razu zauważył, w jaki sposób Harry trzyma zranioną rękę i podszedł do niego pospiesznie. — Co się stało?

— Nic mi nie jest. Upadłem i złamałem nadgarstek. Pytanie brzmi, co tu robicie, do cholery?

Lupin zignorował go i wyciągnął różdżkę.

— Mogę ją usztywnić i opatrzyć, ale obawiam się, że w tych warunkach nie jestem w stanie całkowicie jej uleczyć.

— Nic mi nie jest, Remusie — powtórzył zniecierpliwiony Harry. — Nie wiem, czemu tutaj przyszliście, ale ja muszę się czymś zająć. — Skinął głową na otoczony magią puchar. — A potem powinniśmy stąd spieprzać, zanim dementorzy postanowią na nowo się zmaterializować, czy co tam zwykle robią, żeby powrócić.

Remus spojrzał we wskazanym kierunku.

— Harry, jednak coś ci się stało — powiedział cicho. — Usłyszeliśmy krzyki i dlatego przybiegliśmy tak szybko, jak tylko mogliśmy. Przeszliśmy przez mgłę. — Popatrzył Harry'emu w oczy. — Nie jestem w stanie powiedzieć, ilu z nich zniszczyłeś, ale z pewnością już się nie pojawią.

Harry drgnął.

— Sądziłem, że ich nie da się zniszczyć — stwierdził zaskoczony.

Remus ponownie zerknął na puchar.

— Wszystko można zniszczyć w ten czy inny sposób. Wydawało mi się, że jesteś tego świadomy.

Harry podążył za jego wzrokiem i powoli skinął głową.

— Profesorze, jak to jest możliwe? — odezwała się w końcu Hermiona.

— Mgła już się powoli rozprasza — wyjaśnił Lupin. — Co sugeruje, że nie powrócą. Dementora można unicestwić patronusem, o ile wcześniej został osłabiony, najważniejsze jest jednak, że dotąd raczej nie spotykano ich w aż tak złej kondycji.

— Na co wpłynęło zamknięcie tutaj — mruknął Harry, a Remus przytaknął.

— W zamierzeniu to było tymczasowe zabezpieczenie — odezwała się pospiesznie Hermiona.

Wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć z powodu nadmiaru informacji, które chciała przekazać równocześnie. Harry przysłuchiwał się jej uważnie, podczas gdy Remus szybko i sprawnie zajął się jego nadgarstkiem.

— Voldemort musiał to zrobić już po śmierci Dumbledore'a — ciągnęła podekscytowana Hermiona. — Teraz wszystko ma sens. Dementorzy nie mogli tkwić tu zamknięci przez wieczność. Ich zadaniem była ochrona pucharu tylko do czasu, aż on cię dorwie i wykończy. Potem pewnie zamierzał wymienić ich na coś trwalszego.

— Wiedział, że się tu pojawisz — wtrącił gniewnie Ron. — Zastawił na ciebie pułapkę.

— Nie — zaprzeczyła Hermiona.

— Nie zastawił pułapki na Harry'ego? — zdumiał się Ron.

— Nie, bo zdecydowanie nie chciał, żebym tu dotarł — stwierdził cicho Harry. — Pułapkę zastawił w domu. Wiedział, że prędzej czy później tam się pojawię.

Tajemnice | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz