Rozdział 52

1.4K 55 24
                                    

Harry usiadł obok Kingsleya w centralnej części przodu sali. Co prawda słuchał zarzutów, ale tylko jednym uchem. Lepiej niż wszyscy zdawał sobie sprawę, jakie przestępstwa popełnili oskarżeni. Kingsley wiedział dość dużo, ale zeznał tylko to, co konieczne. Harry przez moment zastanawiał się, do jakiego domu przydzielono go w Hogwarcie. Pewnie do Slytherinu, może Gryffindoru. Knot bez wątpienia był cholernym Puchonem. Na szczęście zniknął już z ich życia.

Poczuł żal, że nie ma z nimi Scrimgeoura. Mężczyzna z czasem robił na nim coraz lepsze wrażenie i absolutnie nie zasłużył na śmierć. Umarło już zbyt wiele osób.

Nie mogąc się opanować, rozejrzał się dookoła. Kingsley miał rację, sporo ludzi przyszło, żeby ich poprzeć. Cóż, nie wiedział, czy chcą wspierać Draco i pozostałych oskarżonych, czy tylko jego, gdy będzie bronił pozostałych. Zapewne chodziło o to drugie, ale nie miało to większego znaczenia. Dobrze, że tu byli.

Ron i Hermiona, bliźniaki i Ginny. Fred i George bez wątpienia przyszli tu dla niego i Draco, ale pozostali Weasleyowie również się stawili. Nawet Percy, choć siedział po drugiej stronie pomieszczenia, razem z resztą urzędników. Robił notatki podczas trwania procesu z nieustannie spuszczoną głową i wyglądał tak, jakby uszła z niego życiowa energia. Harry mógł mieć tylko nadzieję, że śmierć Voldemorta zwróci mu w końcu to, czego potrzebował. Bo jeśli nie, to już nic nie pomoże.

Przybyła też McGonagall wraz z wieloma członkami zakonu. Moody wydawał się tak ponury jak zawsze, ale kiedy spojrzał na Harry'ego, puścił do niego oczko. Harry najpierw zamrugał w szoku, ale zaraz zrewanżował się uśmiechem.

Nie zabrakło żadnego z członków Armii Dumbledore'a. Co zadziwiające, neutralni Ślizgoni rozproszyli się wśród całej grupy, choć Harry'ego nieszczególnie zaskoczył widok Daphne obok Lavender i bliźniaczek Patil, a Blaise'a przy Ginny.

Crabbe i Goyle na razie pozostawali pod nadzorem Zabiniego, o co zadbali wcześniej Draco i Harry. Mieli swoje problemy, ale i tak świetnie się spisywali. Prawdopodobnie potrzebowali więcej odwagi niż większość ludzi, aby stanąć u jego boku. Do tej pory raczej nie podejmowali samodzielnie zbyt wielu decyzji, jednak tym razem im się udało.

Harry po raz kolejny poczuł się wdzięczny, że wszyscy przetrwali ostatnią bitwę. Ulżyło mu też, że Kingsley zadbał, aby ta strona sali zapełniona została tylko jego zwolennikami, a nie reporterami. Ludzie patrzyli na niego tak jak zwykle, więc wciąż był dla nich tylko Harrym, jakiego znali.

Druga strona pomieszczenia to już zupełnie inna bajka. Przypomniał mu się proces Bagmana, który obserwował w myślodsiewni Dumbledore'a. Wcale nie byłby zaskoczony, gdyby poprosili o przeklęte autografy jeszcze w trakcie trwania rozprawy. Wielu z nich patrzyło na niego z podziwem. Niektórzy z odrobiną strachu, ale jednak głównie z podziwem.

Był dla nich prawdziwym, żywym bohaterem, zaszczycał ich swoją obecnością. Na tę myśl parsknął cicho. Gdyby nie podchodził do tego z rezerwą i humorem, z pewnością by oszalał.

Poczuł dłoń na ramieniu, więc obrócił głowę i posłał Remusowi smutny uśmiech. Remus odwzajemnił się tym samym, a Tonks obrzuciła ich rozbawionym spojrzeniem. Harry miał pewność, że gdy tylko będzie mogła się odezwać, skomentuje złośliwie przymilne zachowanie członków Wizengamotu.

Jego rozmyślania zostały przerwane przez jednego ze starszych czarodziejów.

— Panie Potter, czy te groźne przestępstwa są dla pana źródłem rozrywki? — Mały człowieczek spojrzał na niego z wielką dezaprobatą.

— Nie — odparł Harry niespokojnie i skinął głową w lewą stronę. — Po prostu pierwszy raz od pokonania Voldemorta widzę moich przyjaciół, bo do tej pory leżałem w skrzydle szpitalnym. Z ulgą zobaczyłem, że wszyscy są cali i zdrowi, i to mnie uszczęśliwia.

Tajemnice | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz