Rozdział 59

1.2K 53 56
                                    

Po aportowaniu się do bram Hogwartu Harry zachował pełną gotowość, jednak ku jego zaskoczeniu nie czekali na nich żadni reporterzy. Na straży stało kilku aurorów, którzy tylko uprzejmie kiwnęli im głowami, nie mówiąc ani słowa.

Nie było jeszcze nawet dziesiątej rano, a obchody z okazji święta i wszystkie uroczystości miały się rozpocząć dopiero wieczorem, nie rozumiał więc, czemu musiał mieć na sobie formalne szaty. Wczorajszego popołudnia odkrył, że są przygotowane, choć sam wolałby ubrać się swobodnie, niemniej na wszelki wypadek wyjął też z szafy nowe szkolne szaty.

Draco udało się namówić go na elegancki ubiór tylko dlatego, że obiecał, że wieczorem będzie mógł przebrać się w dżinsy. Dzięki temu Harry był gotów iść na kompromis i nie zamierzał pozwolić mu wycofać się z obietnicy. Na razie jednak wyglądali jak porządni, dobrze ubrani czarodzieje spacerujący po terenie Hogwartu.

— Jesteśmy prawie na miejscu — powiedział Harry. — Możesz mi teraz zdradzić, co tu robimy?

Draco z namysłem przechylił głowę.

— Nie, nie sądzę — odparł.

Harry spojrzał na niego ponuro. Właśnie miał na sobie wyjściowe szaty. Na cokolwiek się szykowało, nie będzie to dla niego przyjemne. Szczególnie że nikt nawet nie napomknął, o co chodziło. A Draco właśnie potwierdził, że wiedział.

— Zrelaksuj się, Harry — powiedział, uspokajająco ściskając jego rękę.

— Zaczynam nienawidzić tego słowa — odparł Harry. — Nie mam pojęcia, co może być relaksującego w pójściu gdzieś w zupełnie nieznanym celu.

— Moja wina — wycedził Draco. — Myślałem, że rzucanie się w nieznane to twój znak firmowy.

Harry tylko spojrzał na niego ze złością, czym wywołał jego śmiech.

Weszli do Wielkiej Sali i stanęli tuż za drzwiami, podczas gdy Harry próbował zrozumieć, co się tu dzieje. Wesele? Pogrzeb?

Stoły zostały przesunięte na boki, a krzesła ustawiono w rzędy. Wszyscy, którzy brali udział w ostatniej bitwie, odświętnie ubrani, siedzieli z przodu sali. Widział też sporo obcych osób, zapewne członków ich rodzin. Kilkoro z nich Harry rozpoznał, w tym babcię Neville'a i rodziców Hermiony.

Kiedy zostali zauważeni, w pomieszczeniu zaległa cisza i Draco poprowadził Harry'ego do pierwszego rzędu. Bardzo wielu ludzi przyglądało mu się z wyraźnym rozbawieniem.

— Teraz możesz wyjaśnić, co się dzieje? — wysyczał w ucho Draco.

Draco nie miał szansy odpowiedzieć, gdyż McGonagall właśnie wstała, aby wygłosić przemowę, najwyraźniej czekając tylko na ich przybycie.

— Witam was wszystkich w Hogwarcie — powiedziała. — Niezmiernie się cieszę, że tu jestem, ponieważ mam okazję wyrazić słowa wdzięczności tym, dzięki którym stało się to możliwe.

Harry automatycznie zaczął się podnosić, bo wreszcie zdał sobie sprawę, o co tu chodzi. Nie zamierzał brać w tym udziału, jednak Draco i pozostali najwyraźniej przewidzieli jego reakcję. Rozległy się śmiechy, gdy Draco ponownie pociągnął go na krzesło.

— Czemu mnie tu przyprowadziłeś? — wywarczał Harry.

— Bo zasługujesz na uznanie — odparł Draco. — Podobnie jak wielu innych — dodał znacząco. — Chyba nie chcesz ich tego pozbawić?

Harry popatrzył na niego ze złością.

— Nie, oczywiście że nie — przyznał. Draco z pewnością wiedział, jak grać na jego poczuciu winy.

Tajemnice | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz