13: Dokąd zmierza ten świat

47 7 0
                                    

Geografia poszła mi okropnie, bo miałem zamiar uczyć się na pięciominutowej przerwie tuż przed lekcją, ale wtedy zachciało mi się siusiu i nie nauczyłem się kompletnie niczego. Po prostu kocham swoje życie.

Chciałbym móc obwinić o to wszystko Leo, bo w końcu to o nim myślałem wczoraj po południu, kiedy powinienem się uczyć, a przecież nie myślałbym o nim, gdyby nagle nie zaczął zachowywać się tak dziwnie i gdybym nie zaczął go trochę lubić... Ale to chyba nie jego wina. Pewnie nie byłbym tą sytuacją tak zdziwiony, gdybym przez prawie dwa lata nie izolował się od ludzi, z którymi chodzę do klasy, w wyniku czego każda osoba, która zna moje imię jest dla mnie kosmitą, no bo skąd mogą wiedzieć, jak się nazywam, skoro nie rozmawiamy ze sobą w ogóle, zero, null.

Mój plan na resztę dnia w szkole polegał na siedzeniu w ciszy na korytarzu, co żadną nowością nie było, i na użalaniu się nad swoją egzystencją. Ale te plany musiał oczywiście pokrzyżować pewien czarnowłosy chłopak, który ostatnio wywrócił moje życie do góry nogami.

- Noah, wiesz co? - zapytał podekscytowany, kucając tuż obok mnie. Spojrzałem na niego i mruknąłem pytająco. Cóż, nie za bardzo miałem ochotę na jakiekolwiek interakcje z innymi ludźmi, ale nie chciałem, żeby Leo zrobiło się przykro, że go ignoruję. - Muszę ci coś powiedzieć... - sapnął, siadając wygodnie na podłodze i wyciągając z kieszeni telefon.

- Co takiego musisz mi powiedzieć? - zapytałem. Muszę wykazać większe zainteresowanie, muszę mówić więcej. Muszę mówić więcej, muszę mówić więcej, muszę mówić więcej.

Spojrzałem wyczekująco na chłopaka, ale on ciągle klikał w telefon. Wydał z siebie przeciągłe „hm", po czym zrobił zaskoczoną minę.

- Pisałeś do mnie. - powiedział. Z początku tylko zmarszczyłem brwi, nie za bardzo wiedząc, o co mu chodzi, ale kiedy pokazał mi ekran, wszystko stało się jasne. Nawet nie zauważyłem, że do tej pory nie odczytał wiadomości, którą wysłałem mu wczoraj.

Oblał mnie stres. Po to do niego napisałem, żeby nie musieć rozmawiać z nim o tym twarzą w twarz. Proponowanie czegokolwiek było najgorszym z najgorszych. Nigdy tego nie lubiłem. Bo, jeśli ta osoba się nie zgodzi na moją propozycję, wyjdę na idiotę i zrobi się niezręcznie. A jeśli się zgodzi, zacznie zadawać pytania, na które będę musiał odpowiedzieć, chociaż wolałbym po prostu się do niej dostosować.

Leo najwyraźniej zamierzał mnie jawnie torturować, bo oprócz tego, że analizował moją wiadomość naprawdę długo i nic przy tym nie mówił, to jeszcze zmrużył oczy i zerkał to na mnie, to na swój telefon. Okrutnik! Jak tak w ogóle można?

- Sam chciałem o to zapytać. - odpowiedział w końcu. Prawie głośno odetchnąłem z ulgą, ale jakoś zdołałem się powstrzymać i tylko pokiwałem głową. - Pasuje ci jutro? I w sumie piątek też? Szesnasta, biblioteka. Chyba, że wolisz spotkać się gdzieś indziej. Albo kiedy indziej. Możemy nawet dzisiaj, jeśli chcesz.

Okej. To było... Dużo pytań i dużo informacji jak na jeden raz, a ja absolutnie nienawidzę, jak ktoś zadaje pięćdziesiąt tysięcy pytań naraz, bo nigdy nie wiem, na które z nich mam odpowiedzieć najpierw. Wziąłem więc głęboki wdech na uspokojenie i pozbierałem potrzebne mi informacje w głowie.

- Mam wolny cały tydzień. Ten i następny, i następny też. - powiedziałem. Leo podniósł na mnie swój przenikliwy wzrok, a ja od razu spuściłem swój na rękawy mojej bluzy. Okej, może była już prawie połowa kwietnia, ale wciąż było zimno. Ah, ta zwariowana pogoda...

- To się dobrze składa. Do maja muszę wszystko poprawić. Mam zagrożenie.

- Wiem.

Okej, to mi się po prostu wymsknęło i absolutnie nie zamierzałem przyznawać się czarnowłosemu do tego, że obgadywałem go z jego przyjacielem, ale wyszło jak wyszło i teraz było już za późno. Spojrzałem spanikowany na Leo, Leo spojrzał na mnie podejrzliwie i zmrużył oczy, unosząc jedną brew. Okej, a więc jestem już martwy, fajnie...

- Mówiłem ci o tym już? - zapytał. Jego ton nie brzmiał ani trochę tak, jakby rozważał taką opcję, bo zwyczajnie wiedział, że tej informacji nie mogłem dostać od niego. Przełknąłem nerwowo ślinę. Mam tylko nadzieję, że wybiorą mi jakąś ładną trumnę...

- No... - zacząłem, znów spuszczając wzrok na swoje dłonie i zaczynając miętosić rękawy bluzy. - Matthew mi powiedział. To on. - wyznałem cicho. Może mi się tylko wydawać, ale uśmiech Leo chyba nie zwiastował niczego złego. Był... Zaskakująco radosny.

Chłopak ewidentnie chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy zadzwonił dzwonek. Podnieśliśmy się z tej jakże czystej podłogi, po której wszyscy chodzą tymi samymi butami, którymi chodzą po piachu, błocie i kałużach, i ustawiliśmy się z resztą klasy. Patrzyłem na tych wszystkich nauczycieli, którzy powoli kończyli swoje rozmowy i rozchodzili się pod odpowiednie sale. A więc oni mogą sobie gadać po dzwonku i się spóźniać, ale uczniowie już nie. No tak, bo przecież szkoła jest taka sprawiedliwa...

Tuż obok mnie nagle pojawiła się Martha. Całe moje ciało zalał stres, żołądek nieprzyjemnie się skręcił, a ja sam od razu naciągnąłem rękawy bluzy na dłonie. Patrzy się, patrzy się, patrzy się, patrzy się. To jedyne, o czym potrafiłem teraz myśleć. Poważnie, dlaczego nauczyciele zawsze muszą tak okropnie się spóźniać? To wszystko ich wina; gdyby przychodzili na czas, nie stalibyśmy przed salą, a ja nie umierałbym z nerwów wywołanych tak bliską obecnością Marthy. Z tego, co zdążyłem się zorientować w ciągu tych prawie dwóch lat chodzenia do jednej klasy, dziewczyna na każdej lekcji siedzi w drugiej lub pierwszej ławce rzędu pod ścianą. Na drugim końcu sali. A więc, gdyby pani od chemii łaskawie się pospieszyła i pojawiła się już, to nie musiałbym w żadnym stopniu przejmować się brunetką, bo byłaby kilka metrów z dala ode mnie. Nie tak jak teraz, kiedy te kilka metrów zamieniło się w kilka centymetrów.

- Odrobiłeś pracę domową, Noah? - zapytała nagle. Jeju, jej głos chyba jeszcze nigdy nie przyprawił mnie o tak nieprzyjemne dreszcze. Zerknąłem na nią, żeby przynajmniej sprawiać pozory spokojnego i absolutnie nie zdenerwowanego do granic możliwości.

- Tak, odrobiłem. - odpowiedziałem więc. Cóż, powiedziałem to o wiele ciszej niż planowałem, co tylko dowiodło temu, że nie czułem się zbyt dobrze w jej obecności. I mógłbym przysiądz, że prawie się porzygałem, kiedy uśmiechnęła się w najbardziej przerażający sposób, jaki kiedykolwiek widziałem u jakiejkolwiek istoty ludzkiej.

Poklepała mnie po ramieniu. Miałem ochotę odciąć je i spalić, bo jej dotyk pozostawił po sobie palący ślad, ale mogłem tylko pokiwać głową. Poważnie, gdzie jest ta głupia nauczycielka? Nie powinienem jej tak nazywać, wiem i przepraszam, ale gdybym to ja się tak spóźnił, to od razu zmarnowałaby pół lekcji na wykład o tym, że nie wolno się spóźniać bo coś tam coś tam, bla bla bla.

Dziewczyna zaczęła mówić coś do Leo. Jej głos w ułamek sekundy zmienił się z przerażającej demonicznej groźby w cukierkowy, ociekający słodyczą i rozkoszą. To aż straszne (i smutne), jak fałszywą osobą jest Martha. I nawet nie próbuje się z tym kryć! Dokąd zmierza ten świat...

After Met You × POPRAWIONE ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz