8: Wojna rozpoczęta?

63 6 0
                                    

Poniedziałkowe popołudnie było dla mnie... Dość przyjemnie spędzonym czasem. U Misi siedzieliśmy jakąś godzinę, ale potem pojawiła się Gruba Bella i ją przegoniła. Znaczy, po prostu też chciała zostać pogłaskana i przytulona, a Misia się jej przestraszyła, nastroszyła futerko i uciekła w krzaki. Wygłaskaliśmy Grubą Bellę, bo ona też zasługiwała na pieszczoty, a potem zaczęliśmy powoli wracać do swoich domów. Rozdzieliliśmy się pod tym samym sklepem, pod którym się spotkaliśmy.

Rozpamiętywanie tamtego czasu pochłonęło moje myśli na cały wtorek. Sam się dziwiłem, że obecność dwóch chłopaków, których w dodatku nie znałem zbyt dobrze, nie była dla mnie tak straszna, jak myślałem. Okej, może na początku naprawdę byłem kłębkiem nerwów, a mój nastrój obniżył się na krótką chwilę, kiedy wróciłem myślami do kłócących się rodziców, ale potem byłem już dość rozluźniony. Oczywiście wciąż byłem trochę niepewny, ale czułem się dobrze. Zaskakująco dobrze jak na fakt, że to było nasze pierwsze wspólne wyjście.

Nie jestem pewien, ale chyba zamierzałem rozmyślać o tym też przez całą środę. W końcu, nie często się zdarzało, żebym nazywał spotkanie z kimś, kogo ledwo znam „dobrze spędzonym czasem". Musiałem się poważnie zastanowić, co mi się stało i przypomnieć sobie, kiedy tak porządnie uderzyłem się w głowę, bo aż sam siebie nie poznawałem. W normalnej sytuacji pewnie wróciłbym do domu i przez całą noc zadręczał się tym, że się zgodziłem na to spotkanie, skoro mogłem odmówić. Ale najwyraźniej to nie była „normalna" sytuacja.

Moje plany pokrzyżowała jednak pewna osoba, która przypomniała mi o swoim istnieniu i potrafiłem skupić się już tylko na niej.

Martha. We własnej osobie.

Na długiej przerwie podeszła do mnie i zapytała, czy możemy porozmawiać. Bałem się odmówić, bo mimo jej neutralnego wyrazu twarzy, jej oczy ciskały piorunami i tak oto znalazłem się na odludnym korytarzu przy starych, jeszcze niewyremontowanych łazienkach, stojąc twarzą w twarz z moim największym postrachem. Nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że dziewczyna czerpie z tego faktu niewyobrażalną przyjemność, ale nie mogłem nic z tym zrobić.

- Jak ci idzie pomaganie Leo? - zapytała tak nagle, że prawie się przestraszyłem. Już zaczynałem się przyzwyczajać do tej przerażającej ciszy, która mimo szumu uczniów gdzieś w odmętach innych korytarzy otaczała mnie jak macki ośmiornicy. Chociaż w sumie nie wiem, jakie to uczucie, gdy otaczają cię macki ośmiornicy, bo nigdy nie było mi dane tego doświadczyć, ale zgaduję, że to nie jest przyjemne. A ta cisza też nie była zbyt przyjemna...

Westchnąłem cicho i wzruszyłem ramionami. Nasze pierwsze korepetycje miały odbyć się dopiero jutro, ale przecież nie mogę jej tego powiedzieć. Na pewno jakoś to wykorzysta... A w takim wypadku zostaje mi tylko kłamstwo. Nie mam pojęcia, jak idzie mi kłamanie i będę modlił się do wszystkich istniejących bóstw, by tym razem wyszło mi dobrze.

- W porządku. - mruknąłem, próbując spojrzeć Marthcie w oczy, z czego szybko zrezygnowałem, gdy zobaczyłem jej minę. Poważnie, ja nie wiem, jak ona może codziennie patrzeć w lustro i się nie bać. Okrutny żart, przepraszam, ale stres robi swoje.

- W porządku... - powtórzyła z zamyśleniem. - I pewnie jesteś najlepszym nauczycielem pod słońcem.

Zmarszczyłem brwi. Po części dlatego, że nie za bardzo wiedziałem, co miałbym na to odpowiedzieć, a po części dlatego, że to zabrzmiało niemiło. Zacząłem zastanawiać się nad tym, co miałbym jej powiedzieć, bo milczenie nie wchodziło w grę, ale w głowie miałem kompletną pustkę. Potrafiłem skupić się tylko na odtwarzaniu słów Marthy w kółko w moich myślach, analizując je bardziej i bardziej... Przygryzłem policzek od środka. Dlaczego nie mogłem nic powiedzieć?

After Met You × POPRAWIONE ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz