Leo podsunął mi pod nos swój zeszyt i wlepił we mnie wyczekujące spojrzenie. Znów siedzieliśmy w bibliotece i robiliśmy zadania. W poniedziałek mamy sprawdzian z matematyki i nie zostało nam wiele czasu, więc staraliśmy się wykorzystać każdą chwilę na naukę. Tym razem rozwiązywanie zdanych przeze mnie przykładów szło Leo o wiele szybciej i sprawniej. I tak, jak wcześniej zdarzało mu się popełniać głupie błędy (takie jak mylenie kolejności działań lub zapominanie o właściwych znakach), tak dziś każde zadanie, jakie sprawdzałem, było zrobione poprawnie. Najwyraźniej Leo przyłożył się do nauki też w domu. Dobrze.
- Mhm, tak. - pokiwałem głową, oddając czarnowłosemu jego zeszyt. - Wszystko jest w porządku. Myślę, że już umiesz. - dodałem. Na jego twarzy pojawił się uśmiech i z jakiegoś powodu... Poczułem coś. Coś dziwnego, głęboko w środku. Jakby... Dumę i... Zwykłą radość.
Leo wyglądał na takiego zadowolonego z siebie, na takiego szczęśliwego. Kto by się nie cieszył na jego miejscu? Ma zagrożenie z matematyki i nauczył się na najbliższy sprawdzian, od którego tak naprawdę zależało, czy zda do następnej klasy czy nie. A ja, jako jego nauczyciel, byłem dumny z efektów moich nauk.
- Czyli umiem? - zapytał. Wyglądał jak dziecko czekające na pochwałę od swoich rodziców za narysowanie pięknego kotka. Posłałem mu delikatny uśmiech i przytaknąłem.
- Na to wygląda. Tylko powtórz sobie wszystko przed sprawdzianem. Żebyś nie zapomniał. - odpowiedziałem. Chłopak pokiwał energicznie głową i zaczął pakować swoje rzeczy do plecaka. Myślałem, że po tym obaj wstaniemy, wyjdziemy z biblioteki i wrócimy do swoich domów, ale zamiast tego Leo oparł łokcie na stole i znów wlepił we mnie gały. To nieco mnie zdezorientowało. Czy jest jeszcze coś, co mamy dziś zrobić?
- Chcesz zobaczyć mojego węża? - zapytał nagle. Zmarszczyłem brwi. Węża? Jakiego węża? - Mam węża w domu. Fajnie, nie? Kiedyś moi koledzy kłócili się, jaka rasa psów jest najlepsza i strasznie mnie to irytowało, więc powiedziałem im, że psy są przereklamowane. I musiałem prosić rodziców o węża, żeby móc im pokazać i udowodnić, że mam rację. - opowiedział i wyjął z kieszeni telefon, zaczynając czegoś w nim szukać.
Pokiwałem głową. Taka sytuacja. Z jakiegoś powodu wcale nie dziwiło mnie to, że Leo mógłby mieć pupila będącego wężem. To... Nawet do niego pasowało.
- Kiedyś byłem nad morzem i tam był taki facet na ulicy. Miał węża i można go było pogłaskać. Nazywała się Gabrysia. - powiedziałem. Leo posłał mi krótkie spojrzenie i uśmiechnął się.
- Mój nazywa się Puszek. Miałem dwanaście lat, kiedy wybierałem to imię. - stwierdził. Puszek... Cudowne imię dla gada.
W końcu jednak czarnowłosy podsunął swój telefon pod mój nos. Na ekranie widniało zdjęcie stwora, który był... Bardzo, bardzo słodki. Naprawdę. Leżał zwinięty w kłębek na jakimś kocu, a na jego łebku był malutki, niebieski kapelusik. Przez chwilę przyglądałem się zdjęciu, ale w pewnym momencie Leo przysunął się bliżej, tak, żeby również widzieć ekran telefonu. Zaczął pokazywać mi następne zdjęcia, które coraz bardziej ogrzewały moje serduszko. Węże są urocze. Zwłaszcza takie, które noszą kolorowe kapelusiki.
- No. To właśnie jest Puszek. Matthew się go boi. - oznajmił nagle. Spojrzałem na niego pytająco, a on tylko zrobił wielkie oczy i pokiwał powoli głową. Matthew boi się węży? Ciekawa informacja.
- Boi się też dużych psów. I nie lubi owadów. - kontynuował. Nie miałem pojęcia, dlaczego mówił mi to wszystko, ale słuchałem uważnie. - Matthew to dobry chłopak. I gra na gitarze.
Okej. Wiadomość o grze na gitarze... Była naprawdę ciekawsza od tego, że brunet boi się dużych psów, węży i owadów. Do tej pory nie znałem osobiście nikogo, kto grałby na gitarze. Raz na jakiś czas, w szkole na korytarzu siadał chłopak i grał sobie na przerwach. Ale był dla mnie tylko kolejnym obcym człowiekiem w tłumie uczniów. I nie ukrywam, że zawsze chciałem mieć takiego znajomego, który grałby na gitarze albo na pianinie, albo na jakimś innym fajnym instrumencie. Nie oszukujmy się, muzyczne zdolności są fajne. I sprawiają, że ludzie wyróżniają się na tle innych, i mają w sobie coś wyjątkowego. Sam chciałbym umieć na czymś grać, ale jakoś nie chce mi się uczyć tych wszystkich nut i innych tego typu pierdół...
A Matthew już umie grać na gitarze. A granie na gitarze jest super. A więc...
- Ostatnio nauczył się nowej piosenki. Oh, a co robisz w sobotę? Może spotkamy się u Misi i Matthew ci pokaże, jak gra?
Głos Leo wyrwał mnie z rozmyślań. Odruchowo chciałem się zgodzić, no bo przecież darmowe koncerty znajomych nie zdarzają się zbyt często, ale wtedy przypomniałem sobie, że przecież soboty są zarezerwowane dla taty. I choć nie spędzamy razem całego dnia, tylko trzy, cztery godziny, to jednak tym razem spotykamy się o czternastej, więc do domu wrócę koło siedemnastej, osiemnastej. A to już późno. Za to rano mam pomóc mamie w sprzątaniu mieszkania. A więc sobota odpada.
- Nie mogę w sobotę. - odpowiedziałem. Leo westchnął i pokręcił głową.
- A w niedzielę? Nie wiem, kiedy ci pasuje? - zapytał. Chyba bardzo zależało mu na tym, żebyśmy poszli do Misi jak najszybciej...
- W niedzielę chyba mogę. - powiedziałem. To wyraźnie ucieszyło czarnowłosego. Spojrzał na mnie z uśmiechem i poklepał mnie po ramieniu.
- Dobrze. A więc w niedzielę.
CZYTASZ
After Met You × POPRAWIONE ×
Novela JuvenilAspołeczny Noah z wrodzoną niechęcią do ludzi ma przyjaciela, który należy do klasowej elity i ma od groma znajomych ekstrawertyków. Teraz to brzmi nie tylko egzotycznie, ale też strasznie! Noah kocha czytać i jak na razie nie czuje potrzeby, żeby...