21: Urok osobisty Misi

47 7 0
                                    

Obudziłem się dziś z myślą, że Matthew jest całkiem w porządku. Dziwna myśl. Taka... Niespodziewana.

Nasze wczorajsze spotkanie trwało dość długo i chyba było dość udane. A przynajmniej ja uważałem, że nie należało do najgorszych. Nie było wcale tak dużo niezręcznych sytuacji, rozmowa nawet się kleiła, a mi udało się rozluźnić i przestać srać po gaciach za każdym razem, kiedy Matthew na mnie spojrzał. A to był dobry znak, bo to oznaczało, że jest już moim dobrym kolegą.

Dalej nie wiem, jak dokładnie mam określić naszą relację. I wciąż czasem nie wiem, co mam robić w jego obecności, ale jest zdecydowanie lepiej niż na początku, kiedy dosłownie bałem się odezwać. Cóż, to sprawia, że czuję się dziwnie. Od prawie dwóch lat nie miałem zupełnie nikogo i większość czasu spędzałem samotnie, z nosem w książkach. A tu proszę: teraz mam przyjaciela i jego przyjaciela, który chyba nie jest jeszcze moim przyjacielem, chociaż nie mam pojęcia. To wszystko stało się tak nagle, że ciężko mi za tym nadążyć.

Nie twierdzę, że to złe uczucie. Po prostu chyba zapomniałem jak to jest mieć kogoś, z kim można odwiedzić bezdomne kotki, posiedzieć w bibliotece i porozmawiać na przerwach w szkole. I choć swego czasu wmawiałem sobie, że samotność jest o wiele lepsza od bycia z kimś blisko i wcale nie potrzebuję żadnego przyjaciela czy kogoś w tym rodzaju, to jednak teraz myślę, że bez Leo i Matthew byłoby... Smutno.

Westchnąłem. Może i ostatnio moje życie przestało być szare, ponure i nudne, ale za to teraz oprócz radości jest też pełne skomplikowanych pytań, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Kwestia mojej orientacji, kwestia tego, kim jest dla mnie Matthew i dlaczego tak nagle polubiłem i jego, i Leo... To wszystko są rzeczy, nad którymi dość często się zastanawiam, a które wciąż są dla mnie skomplikowane niemal tak samo bardzo jak pytanie, czemu niektórzy ludzie potrafią irytować samym swoim wyglądem. Poważnie, ostatnio widziałem dziewczynę...

- Noah!

Prawie się przestraszyłem, słysząc głos mamy. Odłożyłem telefon na bok i wyszedłem z pokoju, kierując się do salonu, gdzie siedziała mama. Opatuliła się kocem i oglądała jakieś głupie seriale.

- Przyniesiesz mi okulary z torebki? Bardzo cię proszę... - powiedziała, kiedy tylko stanąłem w progu salonu. Kiwnąłem głową i cofnąłem się do przedpokoju. Jak to jest, że mama przypomina sobie, że nie widzi zbyt dobrze z daleka, dopiero wtedy, kiedy nie widzi dobrze z daleka, ale nie chce jej się wstawać po okulary? Chwilę zajęło mi znalezienie tego, o co prosiła mama w jej torebce. Jak każda kobieta miała tam wszystko i nic. Widziałem nawet paczkę cukierków, malutkie opakowanie kremu nawilżającego o zapachu kokosa i nadgryziony zębem czasu obrazek z jakąś świętą czy coś. Wróciłem do salonu i wręczyłem mamie okulary.

- Dziękuję ci bardzo, synku. Chodź, siadaj tutaj. Cały dzień siedzisz sam.

Zaczęły się matury, więc łącznie z weekendem mamy sześć dni wolnego. I faktycznie, dzisiejszy dzień przesiedziałem w swoim pokoju, czytając Blue i grając w jakieś głupie gry na telefonie. Może przydałoby mi się trochę czasu z mamą.

Usiadłem więc na kanapie obok niej i wlepiłem wzrok w telewizor. Pech chciał, że akurat zaczęły się reklamy.

- Co u ciebie, Noah? Co dzisiaj robiłeś? - zapytała mama. Westchnąłem cicho i usiadłem wygodniej, opierając się plecami o oparcie i wyciągając nogi.

- Nic ciekawego, dzień jak co dzień. Czytałem, grałem... Zjadłem obiad... - wzruszyłem ramionami. - Trochę spałem. A co u ciebie, mamo? Jak tam w pracy? - odbiłem piłeczkę.

Mama zaczęła mi opowiadać o tym, jak poszła do szefowej ze „skargą", że jej podwyżka jest za mała. W rzeczywistości po prostu powiedziała, że według niej dwieście złotych to trochę mało i liczyła na nieco więcej, biorąc pod uwagę fakt, że potrafi robić rzeczy, których inni pracownicy nie umieją. Słuchałem jej historii z uwagą i wtrącałem cicho „no" albo „aha", albo jeszcze „mhm" za każdym razem, kiedy wydawało mi się to potrzebne jako dowód tego, że słucham. Cóż, nie miałem pojęcia, co miałbym odpowiedzieć mamie na jej słowa. Kłótnie z szefami i narzekanie na prace to coś, co czeka mnie dopiero za parę ładnych lat, więc w tym temacie akurat nie miałem zbyt wielkiego pola do popisu. A chciałem pokazać swoje zainteresowanie, bo nie chciałem, żeby mamie było przykro, że jej nie słucham czy coś takiego.

Na szczęście reklamy w telewizji się skończyły i mogłem zmienić temat, zmuszając mamę do opowiedzenia mi wszystkich wydarzeń sprzed przerwy w odcinku serialu. Potem przez jakiś czas komentowaliśmy zachowania bohaterów, narzekaliśmy na beznadziejną fabułę... Ogólnie spędzaliśmy miło czas.

Ale nic nie może trwać wiecznie, a matczyna ciekawość nie zna granic.

- Wczoraj też byłeś z tym Leo? - zapytała nagle mama. Potrzebowałem chwili, żeby jej słowa dotarły do mojego mózgu, po czym zaprzeczyłem ruchem głowy. - Oh, to gdzie byłeś? Chyba nie w bibliotece, co nie? Przecież przedwczoraj dostałeś książkę...

- Byłem z Matthew u kotka. - odpowiedziałem.

Mama zamrugała, wyraźnie zaskoczona taką odpowiedzią, po czym zmarszczyła z niezrozumieniem brwi.

- Kim jest Matthew? I u jakiego kotka?

Westchnąłem cicho, przygotowując się mentalnie do długiej opowieści.

- Matthew to kolega Leo. W sumie my też się kolegujemy. Chyba... Gadamy ze sobą, o, no i wczoraj napisał do mnie, czy chciałbym pójść z nim do takiego kotka. Mieszka w krzakach, tam przy działkach obok torów. Nazywa się Misia i jest taką uroczą kulką. Matthew ją karmi i czasem chodzę tam z nim i Leo. Mam nawet jej zdjęcie, zaraz ci pokarzę.

Zostawiłem mamę z wielkim znakiem zapytania na twarzy, a sam pobiegłem do swojego pokoju po telefon. Nagle urządzenie zawibrowało mi w ręce, a ja spojrzałem na ekran.

Thomas: Hej, Noah, chciałbyś może...

Reszta jego wiadomości została ucięta i nie mogłem przeczytać jej do końca, jeśli nie chciałem wchodzić w naszą konwersację. Niesamowicie irytowało mnie to, że przy ikonce aplikacji Messengera ciągle wyświetlała mi się jakaś cyferka, ale naprawdę nie chciałem wyświetlać wiadomości od Thomasa. Od Marthy zresztą też nie, choć ona napisała do mnie tylko raz wczoraj, a później już nie wysyłała mi nic. Za to Thomas ciągle czegoś ode mnie chciał i absolutnie mi się to nie podobało.

Przełknąłem nerwowo ślinę i usunąłem powiadomienie. Powolnym krokiem skierowałem się z powrotem do salonu, jednocześnie wchodząc w konwersację z Matthew, gdzie wczoraj wysłał mi aż trzy zdjęcia koteczki.

Mama chyba pokochała Misię od pierwszego wejrzenia, zupełnie jak wszyscy inni, którzy ją zobaczyli. Rozmawialiśmy jeszcze długo, już nie o Misi ani o Matthew czy Leo, ale z tyłu mojej głowy wciąż świeciła się czerwona lampka. Jak dobrze, że do szkoły idziemy dopiero w środę i Thomas zdąży zapomnieć, że nie odpisałem na żadną z jego wiadomości. A przynajmniej mam taką nadzieję. Naprawdę nie chcę, żeby przywitał mnie niemiłą niespodzianką... 

After Met You × POPRAWIONE ×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz