✯IX. (nie do końca) wesołych świąt✯

104 11 20
                                    

Pełnia w grudniu wypadła na tydzień przed świętami. Od kiedy jego przyjaciele zamieniali się w zwierzęta, by mu towarzyszyć w przemianach, Remus znosił je dużo łatwiej. Jak zwykle pani Pomfrey odprowadziła go pod wierzbę, a on wślizgnął się do środka i czekał na swoich przyjaciół.

Długo nie wychodzili. Zerkał co chwilę do tunelu i patrzył, czy ktoś nie szedł. Minęło pół godziny, ale nadal nikogo nie było. Zaczął się niepokoić. Jeszcze nigdy go nie zostawili. Zanim opanowali sztukę zamieniania się w zwierzęta, to odprowadzali go w pelerynie niewidce pod samą wierzbę i jak pani Pomfrey wracała po niego, to czekali pod skrzydłem szpitalnym z tabliczką czekolady. Zawsze ich wtedy wyganiała i kazała odejść i dać mu wypocząć, ale Remus zawsze błagał, by mogli zostać chociaż na pięć minut.

Jednak teraz ich nie było. Czuł, że robiło się coraz ciemniej. Wiedział, że księżyc niebawem wzejdzie. Co jeśli zostanie sam?

Wtedy usłyszał znajomy głos. Syriusz szedł tunelem, a za nim James i Peter. Przyszli. Nie został sam. Odetchnął z ulgą.

— Ten pieprzony mały Smark — burknął Syriusz, wychodząc z tunelu. — Mam ochotę zrobić mu krzywdę.

— Co zrobił? — spytał Remus.

— Znowu śledził panią Pomfrey. On ma pierdolca na naszym punkcie! Wszędzie węszy tym swoim paskudnym długim nochalem. Kiedyś mu strzelę w mordę — syknął Black.

— Ja zrobię to samo. Ktoś musi mu rozbić ten głupi ryj — dodał James. — Smark robi wszystko, żeby się dowiedzieć, co my robimy. Żeby wywęszyć nasz sekret i żeby nas stąd wyrzucili. Jest nienormalny. A Evans z nim ciągle gada.

— Nie możecie go pobić — zarzekł się Peter. — On rzuci na was jakąś klątwę! Macza paluchy w czarnej magii.

— Mam to w dupie, Peter! Prosi się o guza — wrzasnął Syriusz.

— Nawet o dwa guzy — powiedział Potter.

— Nie możecie go pobić. — Tym razem odezwał się Remus. — Nie możecie mu zrobić krzywdy, bo to się obróci przeciwko wam. On zrobi wszystko, żeby to wykorzystać. Jak zrobicie mu realną krzywdę, to poniesiecie konsekwencje.

— Remus, nie chrzań głupot. — Syriusz nie dawał za wygraną. — On chce cię zniszczyć. Nas zniszczyć.

— Dajcie mu spokój, błagam was.

— A co jak on cię odkryje?

— Nie odkryje, jeśli nie będziecie nic mówić! Zamknijcie się wreszcie i zmieńcie formy, bo...

Remus spojrzał w stronę okna. Blade światło księżyca wpadło do środka przez pozabijane deskami okna. Jego źrenice się rozszerzyły, a oddech stał się szybszy. Szczęka zaczęła się wydłużać, a zęby zrobiły się dużo ostrzejsze. Ciało zgarbiło się znacznie, rozrosło się i pokryło futrem.

Przyjaciele nie czekali, aż całkowicie się przemieni. Przybrali swoje zwierzęce formy i patrzyli na Lunatyka, który zwinął się w kłębek i zaczął wyć i skomleć.

Łapa podbiegł do niego pierwszy. Zaczął lizać go po twarzy i łapał zębami za łapy wilkołaka, kiedy Lunatyk chciał sobie zrobić krzywdę. Rogacz stał obok i był gotowy odepchnąć go od Syriusza, gdyby coś się stało. Glizdogon biegał im pod nogami i piszczał.

Kiedy już go uspokoili, Łapa kiwnął łbem w stronę Rogacza. Planowali już od dawna, żeby wyjść z chaty na zewnątrz i poszwendać się razem po błoniach albo Zakazanym Lesie. Teraz wreszcie nadarzyła się okazja. Lunatyk był spokojny, nie robił żadnych gwałtownych ruchów, a oni, w swoich zwierzęcych formach zawsze mogli go opanować.

Where is my mind? || wolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz