Święta Bożego Narodzenia w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym piątym roku minęły Remusowi dobrze. Rodzice byli szczęśliwi, że wrócił do domu. On też cieszył się, że odpoczął od Hogwartu.
W świąteczny poranek do jego pokoju weszła mama i oznajmiła, że przyleciały do niego cztery sowy. Od razu wiedział, od kogo były, więc długo nie czekał i prędko wyskoczył z łóżka.
— Remmie, nie zabij się na schodach! — krzyknęła matka.
— Spokojnie, przecież uważam!
Na dywanie w salonie, tuż obok starego gramofonu jego mamy, siedziały cztery sówki. Dwie patrzyły na siebie morderczym wzrokiem i próbowały wydziobać sobie piórka i był pewien, że akurat tamte należały do Syriusza i Lily.
— Rozpakowujemy? — zapytał ojciec, uśmiechając się szeroko.
Remus pokiwał głową i najpierw, odruchowo, otworzył paczkę od Syriusza. Znalazł w niej książkę o magicznych stworzeniach z lasów i bagien, nowy brązowy sweter z przyjemnego materiału, mały fałszoskop i blok czekoladowy. Od razu zrobiło mu się wstyd. Nie chciał nawet myśleć o tym, ile Syriusz wydał na niego pieniędzy. Wiedział, że cechą rozpoznawczą Syriusza było to, że zwykle dużo wydawał na przeróżne rzeczy. Remus jednak nadal ciężko zniósł fakt, że jego prezent, w porównaniu z prezentem Syriusza, był dość skromny.
Wziął do ręki kartkę papieru, która była dołączona do pakunku i odłożył go na bok. Nie lubił czytać listów przy rodzicach, więc wszystkie zamierzał zabrać do swojego pokoju i przeczytać je później w samotności.
Potem wziął paczkę od sówki Lily, która nadąsała się, że pierwszą otworzył przesyłkę od jej rywalki. W paczce od Lily był również blok czekoladowy i jakaś dziwna książka, której się nie przyjrzał. Jakby wszyscy zmówili się, by kupować mu to samo, ale Remus nie narzekał.
Następna była paczka Jamesa. Wyglądało mu to na szalik i jak się później okazało, był to szalik, w barwach Gryffindoru. Do tego paczka słodyczy i skrzętnie schowane zębate frisbee, które prawie rozszarpało szalik na strzępy.
Peter podarował mu nowe pióro i notes. No i oczywiście czekoladę. Gdy Remus otworzył notes, wypadło z niego zdjęcie huncwotów, które zrobili tuż przed świętami w pokoju wspólnym.
— Mamo, tato, patrzcie — powiedział Remus, pokazując im zdjęcie. — Dostałem to od Petera.
— Masz cudownych przyjaciół, Remmie — powiedziała matka, głaszcząc go po głowie. — Ten to James, prawda?
James na zdjęciu pomachał do mamy Remusa i pokiwał głową.
— Och, nadal nie umiem się przyzwyczaić do tego, że one się ruszają! — Pani Lupin nie mogła oderwać wzroku od zdjęć.
— Otwórz swój prezent, mamo, to będziesz mieć niespodziankę — powiedział Remus, podając jej paczkę.
— Robiliśmy ją z Remusem w nocy. Mamy nadzieję, że ci się spodoba — odparł ojciec, patrząc z dumą na syna.
Kobieta otworzyła papier i wyjęła z paczki małą książeczkę. Jej oczom ukazały się różnorodne zdjęcia. Postaci na każdym z nich się poruszały i przedstawiały głównie państwo Lupin i Remusa.
— Piękne — wyszeptała Hope. — Bardzo mi się podoba, kochani. Teraz wy otwórzcie swoje.
Pan Lupin otworzył pudełeczko z jego imieniem i wyjął z niego komplet szachów czarodziejów. Figury wyglądały na ręcznie strugane. Ojciec przyjrzał się im uważnie i się uśmiechnął.
— Zrobiłam je i wysłałam Remusowi, żeby odpowiednio je zaczarował — odparła pani Lupin z uśmiechem. — Mamy bardzo zdolnego syna.
— Są przepiękne, kochani. Remusie, teraz twoja kolej.
CZYTASZ
Where is my mind? || wolfstar
Fanfictionᴘᴀʀᴛ ᴏɴᴇ .・。.・゜✭・.・✫・゜・。. Yₒᵤᵣ ₕₑₐd wᵢₗₗ cₒₗₗₐₚₛₑ Bᵤₜ ₜₕₑᵣₑ'ₛ ₙₒₜₕᵢₙg ᵢₙ ᵢₜ ₐₙd yₒᵤ'ₗₗ ₐₛₖ yₒᵤᵣₛₑₗf Wₕₑᵣₑ ᵢₛ ₘy ₘᵢₙd? .・。.・゜✭・.・✫・゜・。. Remus Lupin zrobiłby wszystko, by cofnąć czas i nie poznać Syriusza Blacka. Bardziej od samotności nie cierpiał tę...