W ostatni dzień roku Remus wstał o świcie. Spakował wszystkie swoje rzeczy według listy i upewnił się, że nie zostawił nic, czego mógłby potrzebować. Zawsze mogli mu coś przysłać sową, ale on wolał mieć wszystko poukładane i gotowe. Nie lubił robić rzeczy na ostatnią chwilę.
Jeszcze raz omiótł swój pokój wzrokiem. Na pewno nic nie zostawił i zamknął szufladę z listami na klucz. Mógł bezpiecznie wyjść z domu. Posprzątał wszystko, żeby mieć pewność, że matka nie zechce zrobić tego za niego i zszedł na dół, targając ze sobą kufer.
— Gotowy? — spytała roześmiana kobieta, stojąca w progu kuchni. — Ojciec jest w pracy. Zjesz śniadanie i wypuszczę cię do Jamesa.
— Tak, mam wszystko, mamo.
— Na pewno będziesz tam bezpieczny? — spytała, nakładając mu jedzenie na talerz.
— Co ma mi się niby stać w domu Jamesa? Jego rodzice pewnie będą na dole.
— Ale uważaj na siebie, dobrze?
— Dobrze, mamo, przecież zawsze uważam — zarzekł się Remus.
— Wiem, że jesteś rozsądnym chłopcem, Remmie — odparła, głaszcząc go po głowie. — I nie pij żadnego alkoholu. To niezdrowe dla młodych ludzi.
— Nie będę pił alkoholu, mamo, czemu w ogóle o tym pomyślałaś?
— Bo idziesz do przyjaciół na sylwestra. Macie po piętnaście, szesnaście lat. Oczywiście, że o tym pomyślałam.
— Nie masz się o co martwić.
Remus w ciszy skończył resztę śniadania. Prawdą było, że nie pomyślał o tym, o czym pomyślała jego matka. Syriusz na pewno skołowałby na lewo jakiś alkohol, skoro palił już papierosy z Fletcherem. Westchnął i zaczął się zastanawiać, czy to na pewno będzie dobry pomysł. Ale na duchu podnosił go fakt obecności Lily. Ona na pewno nie da mu się załamać psychicznie, przynajmniej będzie próbowała.
Lunatyk wstał od stołu i podniósł swój kufer. Z pomocą matki wsadził go całego do kominka. Ubrał swoją nową pelerynę i szalik od pani Potter i wziął w garść resztkę proszku fiuu. Przytulił matkę na pożegnanie, a ona jeszcze raz kazała mu uważać. Upuścił proszek i wykrzyczał adres domu Jamesa.
Zawirowało tak, że pomyślał, że zaraz zwymiotuje, ale na szczęście wpadł w porę do salonu Potterów. Kufer przekoziołkował przez pokój, a on uderzył w podłogę.
— Rany, Jimmie! — usłyszał kobiecy głos. — Czy to jakiś twój gość?
— To Remus, mamo. Miał być wcześniej. — Jamesa było słychać jakby z oddali. Widocznie siedział w swoim pokoju na górze.
— Bo chyba się właśnie rozbił w naszym salonie. Zejdziesz po niego?
— Teraz nie mogę! Za pięć minut.
— I on tak będzie leżeć pięć minut? Byłbyś tak łaskaw, Fleamont, skarbie, bo naszego syna się o nic nie doproszę.
Remus przetarł oczy z sadzy i usłyszał kroki. Wkrótce pojawił się nad nim mężczyzna. Łudząco podobny do Jamesa. Tylko bez okrągłych okularów. Pan Potter zaśmiał się perliście i podał mu rękę, by go podnieść.
— No, młody człowieku, trzeba cię trochę otrzepać — odparł i machnął różdżką.
Sadza z ubrania Remusa natychmiast wyparowała. Spojrzał nieśmiało na mężczyznę stojącego przed nim i delikatnie puścił uścisk dłoni.
— Dzień dobry — wydukał Lupin.
— Witaj, Remusie. Czy podróż była znośna? Mamy paskudnie brudny kominek, moja żona ciągle mnie dręczy, żebym w końcu go wyczyścił.
CZYTASZ
Where is my mind? || wolfstar
Fanfictionᴘᴀʀᴛ ᴏɴᴇ .・。.・゜✭・.・✫・゜・。. Yₒᵤᵣ ₕₑₐd wᵢₗₗ cₒₗₗₐₚₛₑ Bᵤₜ ₜₕₑᵣₑ'ₛ ₙₒₜₕᵢₙg ᵢₙ ᵢₜ ₐₙd yₒᵤ'ₗₗ ₐₛₖ yₒᵤᵣₛₑₗf Wₕₑᵣₑ ᵢₛ ₘy ₘᵢₙd? .・。.・゜✭・.・✫・゜・。. Remus Lupin zrobiłby wszystko, by cofnąć czas i nie poznać Syriusza Blacka. Bardziej od samotności nie cierpiał tę...