Słońce kierowało się już ku zajściu, mieniło się dziś na różowo złoty kolor, usiadłam na pierwszej ławce po lewo od wejścia aby móc obserwować róże rosnące tuż przed nim. Myślę że wszystkie osoby lubiące owe kwiaty, zawsze mają problem z ich kolcami, od zawsze gdy zrywałam róże z jakichś pobliskich klombików raniły moje drobne ręce, ale widok ich na pustej komodzie pośrodku ściany rekompensował uczucie bólu. Wyjęłam szkicownik i zajęłam się utrwalaniem widoku róż na kartce papieru. Z głowy zupełnie wypadła mi grupka osób która co dzień dotrzymuje mi towarzystwa z odległości ale gdy tylko oderwałam wzrok od kartki aby przenieść go na bramę parku, dokładnie na przeciwnej ławce siedziały te same osoby. Nie przeszkodziło mi to w dalszym rysowaniu, delikatnie odwzorowywałam wszystkie szczegóły bramy jak i fundamentów klombu w którym znajdowały się kwiatki.
Gdy skończyłam swój rysunek uwagę przeniosłam na niebo które zaczęło zachodzić gwiazdami, mieniło się bardzo pięknie, uwielbiam patrzeć na niebo w każdej odsłonie. Po pewnej chwili jednak poczułam się dość niezręcznie gdyż czułam czyjś wzrok na sobie, nie myliłam się, jeden z chłopaków uważnie mi się przyglądał ale gdy tylko ja zwróciłam swój wzrok na niego, odwrócił się w stronę reszty znajomych. Był to wysoki brunet którego dotąd wcześniej nie widziałam w towarzystwie reszty grupy, wyglądał na najstarszego ze wszystkich. Zbliżała się dwudziesta druga trzydzieści gdy postanowiłam opuścić park, zrobiło się dosyć zimno a bluza była dość cienka na taki wieczór
🥀
Mimo że do domu z parku mam dosłownie kilka minut drogi, to dzisiaj szłam powoli co zajęło mi ponad piętnaście minut. Wiedziałam że mój brat chodzi spać właśnie mniej więcej o tej godzinie a nie miałam ochoty na żadne konfrontacje z jego osobą. Niestety jak tylko doszłam pod posesje zauważyłam palące się światła w salonie, kuchni jak i pokoju mojego brata. Do domu weszłam najciszej jak tylko mogłam ale z przykrością mogę stwierdzić ze dzisiaj nie jestem w tym najlepsza, gdy tylko zamknęłam drzwi zauważyłam tatę idącego z kuchni do salonu. Krzyknął moje imię tak głośno że odrazu pojawił się na schodach mój brat. Dosłownie były to ułamki sekundy.
- Widzę że wróciłaś wcześniej niż zamierzałaś, dobrze się składa, zapraszam do mojego gabinetu bo musimy sobie porozmawiać. - powiedział Ethan
- Nie mam ochoty na żadne rozmowy z tobą, jestem zmęczona więc idę spać a tobie nic do tego. Byłam już w połowie schodów gdy usłyszałam za sobą głos taty którego słowa były dokładnie w moim kierunku.
- Nie chce żebyś zinterpretowała to sobie jako jakiś atak z naszej strony ale mimowolnie musisz porozmawiać z Ethanem bo sprawa jest dosyć poważna i powinna cię interesować. Z racji że tu mieszkasz nasze interesy teraz tyczą się i ciebie, inaczej, tyczyły się już wcześniej bo jesteś moją córką ale z racji że stałem się twoim jedynym opiekunem i musisz ze mną mieszkać to także biznes też należy i do ciebie. - popatrzył się na mnie jeszcze raz potem przerzucił wzrok na Ethana i ruszył z przedpokoju do swojego gabinetu a na koniec dodał - Dobranoc córciu, jutro czeka nas pracowity dzień jeżeli chcesz jeszcze wyjść do tego durnego parku i siedzieć w nim po nocach.Przebrałam się i niestety ale poszłam do tego głupiego gabinetu na końcu korytarza. Jakie znowu interesy, jaki biznes? Co ja mam do ich jakiejś gówno wartej firmy? No właśnie, tak się składa że bezwarunkowo idę po odpowiedź. Odruchowo zapukałam do drzwi i je otworzyłam a Ethan gestem ręki pokazał abym usiadła przed jego ogromnym biurkiem.
- Wiem że nie masz ochoty rozmawiać o tym co u ciebie się dzieje teraz ale daj mi sobie pomóc, jestem twoim starszym bratem i jestem od tego żeby ci pomagać.
- Ethan wydaje mi się że tata mówił o innej rozmowie więc jeśli nie zmienisz tematu wyjdę stąd szybciej niż przyszłam - wstałam z krzesła ale usiadłam gdy tylko brat mi przytaknął.
- Interesy, biznes, firma, bankiety.
- I co? To tyle? - zapytałam zdziwiona
- To jest to do czego niestety muszę cie wprowadzić.
- Dlaczego niestety?
- Jesteś młoda - wstał i podszedł do ogromnej drewnianej szafy zamykanej na klucz i wyjął cztery segregatory - mnie ojciec też wprowadził do swojej strefy gdy byłem w twoim wieku, niestety sprawa nie jest tak prosta jak ci się wydaje - słuchałam tych słów z coraz większym zaciekawieniem - po stronie ojca wszystko działa legalnie dlatego to nie on z tobą rozmawia tylko ja. Moja część należy do takich przed którymi powinienem cie chronić a nie podstawiać w samo sedno.
- Nie rozumiem, dlaczego tata ma wszystko legalnie a ty nie?
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie bo sam nie znam na nie konkretnej odpowiedzi ale kieruje się tym że moje interesy są ważniejsze i bardziej opłacalne niż taty. - uśmiechnął się i podał mi czarny segregator. - otwórz i przejrzyj, ja zrobię nam kawę.🥀
Segregator w czarnym kolorze w środku miał dużo zdjęć mężczyzn typowo wyglądających jak kryminaliści a pod każdym zdjęciem była kartka z imieniem i nazwiskiem, numerem telefonu i adresem zamieszkania, natomiast na odwrocie zdjęcia były długie notatki o tych osobach, w głównej mierze byli to jacyś dealerzy których przymknęli za towar. Następnie zaczęły się wyciągi bankowe, zapisy wpłat i wypłat z sejfu który jak się okazuje znajduje się w tym domu i to w tym pokoju w którym aktualnie jestem. Dalej wspólnicy, potem samochody i motory a na samym końcu kilka aktów zgonu. Wolę nie wnikać w to dlaczego one tu są.
Wzięłam do rąk kolejny segregator w między czasie popijając kawę którą zrobił mi Ethan bo zapewne trochę tu posiedzimy. Czerwony segregator był lekko grubszy od poprzedniego a to co w nim zobaczyłam zabrało mi oddech. Wyścigi, coś co uwielbiałam oglądać. Zrozumiałam że segregatory podawane mi przez brata nawiązują po kolei do czterech rzeczy które wymienił. Czarny, interesy. Czerwony, biznes. Mój brat w ciszy zajmował się nielegalnymi wyścigami samochodów jak i motorów. Zdumiewająca ilość wyścigów i wygranych czy zarobionych na tym pieniędzy była czymś czego kompletnie nie spodziewałam się po grzecznym chłopaku z bogatej dzielnicy wychowanym pod okiem naszego ojca.
- Czy tata wie czym się zajmujesz? - zapytałam w końcu.
- Wie tylko o firmie i o tym że biorę udział w wyścigach, nie ma pojęcia że to wszystko jest organizowane przeze mnie.
- W takim razie dlaczego wysłał mnie do ciebie?
- Wiedział że prędzej ja cie przekonam wyścigami niż on tandetnymi robotami papierkowymi czy bankietami i wyjazdami w tygodniu i to jeszcze podczas wakacji.
Do ręki wzięłam trzeci, biały segregator, firma. Jak się okazuje, mój brat ma także własną firmę zajmująca się nieruchomościami w całej Anglii. Coś niesamowitego. Ethan ma zaledwie dwadzieścia jeden lat a śmiało mogę stwierdzić że jest najbogatszą osobą w tym wieku jaką poznałam w swoim życiu a poznałam nie byle kogo. W segregatorze były informacje o pracownikach firmy, których było całkiem sporo. Kilkadziesiąt jak nie więcej, cv i podań o pracę. Kolejne wyciągi bankowe, zatwierdzenie karty kredytowej i ogólnie bankowe dokumenty.
Przyszedł czas na ostatni segregator. Szary czyli bankiety. Ten segregator miał w sobie najmniej zawartości, po czym mogę śmiało stwierdzić, że mój brat nie przepada za imprezami firmowymi bo było tu zaledwie z trzydzieści raportów, które zaczynały się dwa lata temu.🥀
Po odłożeniu wszystkich dokumentów i dopiciu kawy spojrzałam na telefon. Była pierwsza czterdzieści, mimo że starałam się w miarę szybko obejrzeć wszystkie rzeczy, naprawdę długo mi to zajęło.
- Czy rozumiesz w co właśnie cię wplątuje? - zapytał
- Nie myślisz że jestem za mała na takie zabawy w dorosłe obowiązki? Mam tylko siedemnaście lat a to wszystko wyglada dosyć skąplikowanie.
- Myślę dosłownie to samo co ty, jednak nie mamy wyboru, jeżeli odmówisz mi, będziesz zmuszona przyjąć ofertę taty a to nie jest nic ciekawego.
- I co ja mam niby robić? - wolałam zapytać niż potem znowu dostawać jakieś niespodzianki których nawet nie oczekiwałam.
- Jutro musimy założyć ci konto w tym samym banku co mam ja i moja firma. Podjedziemy do siedziby żebym mógł cię przedstawić pracownikom. Jeżeli będziesz chciała, dostaniesz własny gabinet który będziesz mogła dowolnie udekorować i takie tam.
- Ile nam to wszystko zajmie?
- Myśle że o dziewiętnastej będziemy w domu, może trochę wcześniej. Ale o dwudziestej trzeciej musisz być znowu gotowa na wyjście, tak się składa że są wyścigi.
- No dobra, niech będzie. Czy mogę już iść? Jestem naprawdę zmęczona a ta kawa tylko bardziej mnie usypia niż pomaga przetrwać z takim natłokiem informacji.
- Jasne, idź spać żebyś się wyspała, nie będę budził cie z samego rana bo już jest strasznie późno ale myśle że o dziesiątej do ciebie zajrzę. - usiadł z powrotem za biurkiem i włączył komputer.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
CZYTASZ
Roses Of Love And Hatred
Teen FictionNastoletnia Kimberly zmaga się z dużymi przeciwnościami jakie podsuwa jej życie, po śmierci mamy i przeprowadzce do ojca jej życie staje się pełne problemów, ale czy na pewno?