Rozdział 28

0 0 0
                                    

Byliśmy tu już dwa tygodnie. Nie mogłam nadal uwierzyć co się dzieje w moim życiu, ten czas spędziłam dosyć leniwie, prawdę mówiąc nawet z Prestonem mało rozmawiałam. Siedziałam całe dnie w swoim pokoju i oglądałam seriale na telewizorze. Mało wychodziłam z pokoju, czasem żeby coś zabrać z kuchni ale prawdę mówiąc też mało jadłam, o ile w ogóle jadłam. Natłok tylu wydarzeń na raz dopiero we mnie uderzył przez co chciałam pobyć trochę czasu sama ze swoimi myślami. Brat do mnie pisał kilkukrotnie czy wszystko w porządku i czy ma przyjechać zamordować Prestona, oczywiście odpisywałam mu zawsze, że nie mam ochoty po prostu z nikim rozmawiać i mam za dużo myśli w głowie i to nie jest wina Prestona. Dochodziła właśnie szesnasta gdy postanowiłam opuścić swoją wilczą norę, usłyszałam jak Preston robi coś w kuchni.

- Hej - zaczęłam siadając przy blacie.
- Cześć - chłopak rzucił oschle, domniemam że jest na mnie zły bo olewałam jego próby wyciągnięcia mnie z pokoju
- Co robisz?
- Co cię to obchodzi co? Nagle masz ochotę ze mną rozmawiać?! - w głosie było słychać dużo emocji
- Jesteś na mnie zły?
- Nie kurwa nie jestem, Czego ty ode mnie chcesz teraz? Weź te swoje chipsy i wróć do swojej nory! - chłopak odwrócił się do mnie, twarz miał obojętną a oczy płonęły ze złości. Domyślam się że moje oczy pokazywały jak blisko płaczu byłam gdy chłopak podniósł głos.
- Jasne - powiedziałam cicho i skierowałam się do mojego pokoju
- Kim ja... - zaczął jednak jeżeli chce to dalej będę ukrywać się w mojej zajebistej jaskini
- Oh spierdalaj - rzuciłam i trzasnęłam drzwiami do sypialni.

Padłam bezsilnie na łóżko, czy to takie złe, że potrzebowałam pobyć sama? Prawdę mówiąc nie miałam okazji odkąd wróciłam do Anglii, zawsze w pobliżu się ktoś znajdował. Jak nie Ethan to tata albo gosposia, w parku zawsze było dużo osób. Tu byłam sama ze swoimi myślami i Prestonem który tylko czasami zaglądał czy żyje. Natłok myśli w tym momencie nie dawał mi spokoju. Wzięłam z szafki paczkę papierosów którą zgrabnie ukryłam przed bratem i znowu wyszłam ze swojego pokoju, tym razem nie patrzyłam nawet na chłopaka który dalej znajdował się w kuchni, od razu poszłam na ogromny balkon na który prowadziły wielkie szklane drzwi w salonie.

Usiadłam na kanapie z jednej ze stron balkonu, było bardzo ciepło, promyki słońca muskały moje nogi i ręce, miałam na sobie tylko piżamę z Victorii Secret i białe skarpetki. Wyciągnęłam z paczki papierosa i odpaliłam go piękną różową zapalniczka która idealnie pasowała mi do ubioru. Wraz z delektowaniem się papierosem, delektowałam się ciszą pomieszaną z głośnym hałasem. Było to absurdalne ale na tym piętrze cisza była przeogromna, tutaj hałas z ulic dostawał się tylko gdy człowiek skupił na nim wystarczająco uwagę. Po kilku minutach na balkon przyszedł Preston, ubrany wyłącznie w jakieś luźnie dresy i skarpetki, nie miał koszulki a włosy miał w ogromnym nie ładzie. Bez słowa siadł koło mnie i mi się przyglądał, widziałam to kątem oka bo nawet nie odwróciłam się w jego stronę.

- Od kiedy ty palisz? - zadał nagle pytanie
- Co cię to obchodzi - powiedziałam może zbyt chłodno ale zabolało mnie w jaki sposób potraktował mnie wcześniej. Zgasiłam peta i już miałam wstawać gdy chłopak usilnie mi to uniemożliwił. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, siedzieliśmy blisko siebie. Preston objął mnie i mocno przytulił. Po chwili poddałam się i opadłam głową na jego obojczyk.
- Nie powinienem na ciebie krzyczeć - zaczął po chwili - to zrozumiałe, że po tym wszystkim chciałaś pobyć sama. Powinienem cię wspierać a nie się na ciebie drzeć.

Siedzieliśmy tak dobrą godzinę, oczywiście leżeliśmy i patrzyliśmy w niebo, Preston nie odezwał się nawet słowem tak samo jak ja. W końcu przerwał nam dzwonek do drzwi.

- A to kto? Spodziewasz się kogoś? - Zapytałam nagle podrywając się z pozycji leżącej.
- Nie - chłopak wstał i poszedł w kierunku drzwi, chwilę zawahał się przed ich otworzeniem ale w końcu gdy mu się udało, ukazała nam się wysoka zgrabna błąd włosa kobieta, domniemam że była to ta ciotka która dała nam to mieszkanie. Jednak ja znałam tą kobietę. To była przyjaciółka mamy która odwiedzała nas kilka razy w miesiącu.
- Rosalie - zaczęłam i podbiegłam do kobiety rzucając się jej na szyję i mocno przytulając, ona odwzajemniła mój uścisk.
- Kimberly kochanie jak dobrze cię widzieć.
- Aha to wy się znacie rozumiem? - palnął zdezorientowany chłopak - i nikt nie był łaskawy mi powiedzieć?
- Daj spokój synu - zaczęła kobieta gdy wypuściłam ją z uścisku - nie wiedziałam, że to z Kimi tu jesteś.
- Co ty tu robisz Rosalie? - zaczęłam.
- Czyli rozumiem, że ten młody mężczyzna ci nie powiedział kim jestem w tej sprawie? - kobieta podążyła w stronę balkonu i oparła się o szklaną barierę oddzielającą nas od przepaści odpalając cienkiego papierosa.
- Nie było okazji. - powiedział speszony
- No to słuchaj teraz kochanieńka - zaczęła ale szybko urwała i popatrzyła na Prestona - albo on ci potem opowie. A ja wpadłam teraz tylko zobaczyć jak on daje sobie radę w wielkim mieście po takim czasie nieobecności. Ale skoro ma ciebie obok to musi dobrze sobie radzić. Prawda P?
- Tak - zawahał się z odpowiedzią Preston ale uśmiechnął się do kobiety.
- Za dwa dni organizuje imprezę na jachcie. Może wpadniecie? - zapytała nagle gdy wstawała i podążała w stronę wyjścia.
- Wiesz, sprawa jest skomplikowana. Na razie nie możemy wychodzić.
- Kim dziecko w co ty się wpakowałaś tym razem? - zaśmiała się kobieta wiedząc jaką osobą zawsze byłam, chociaż moje kłopoty zawsze wynikały z mojego niezdarstwa.
- Długa historia. - odpowiedziałam i posłałam jej szczery uśmiech.

Kobieta wyszła a ja znowu skierowałam się znowu na balkon, tym razem oparłam się o balustradę i spojrzałam w dół na ulicę pełną samochodów. Nie wiem ile tak tkwiłam ale naliczyłam trzydzieści trzy żółte taksówki przewijające się pod wieżowcem.

- Skąd znasz Rose? - nagle z zamyśleni wyrwał mnie Preston.
- Była przyjaciółka mojej mamy, odwiedzała nas tak często jak mogła. Mama też jej pomagała z projektami, a Rose jej. Zawsze opowiadała o Nowym Yorku jakby znała go jak własną kieszeń. Obiecała, że kiedyś zabierze mnie na swoją super imprezę na dachu jednego z wieżowców albo na jej wypasionym jachcie. Zawsze była dla mnie jak ciocia której nigdy nie miałam, i to taka ulubiona ciocia.
- Nie wiedziałem. - teraz oboje wpatrywaliśmy się w jeżdżące na dole samochody - ile naliczyłaś już taksówek?
- Sześćdziesiąt dwie - odwróciłam wzrok od ulicy i zauważyłam że chłopak uważnie mi się przygląda, ja jednak sięgnęłam po paczkę papierosów i odpaliłam kolejnego papierosa. - a ty skąd ją znasz?
- Mój ojciec wziął ją sobie za żonę w momencie gdy nadal był z moją matką. - posłałam mu zdziwione spojrzenie. - Tak ja też nie mogłem w to uwierzyć. Z matką byli wtedy szesnaście lat po ślubie a ja miałem piętnaście lat gdy nagle ojciec wymyślił mi jakąś szkołę tu. - kolejne spojrzenie powędrowało do chłopaka, tak samo jak wcześniej - no nie patrz tak na mnie. Rok temu skończyłem tu szkołę. Wracając, matka nic nie podejrzewała, nie wiedziała że ojciec nie jeździ na delegacje co dwa tygodnie. Przyjeżdżał tu, do Rose. Pobrali się w końcu i chuj wie jak im się to udało. Mieszkałem z nią przez cały ten czas i patrzyłem jak ojciec oplata się wokół jej palca. W zamian za milczenie dostawałem wszystko. Samochody zmieniałem co kilka miesięcy jak tylko mi się nudziły albo były już w tragicznym stanie po wyścigach. Między innymi to mieszkanie też dostałem.
- A twój brat? Też wiedział przez cały ten czas?
- Nie. Leo dowiedział się rok temu po śmierci rodziców.
- Nie wiedziałam że... - nie wiedziałam jak zacząć, ale Preston mi przerwał.
- Jechali na samolot żeby mnie odwiedzić gdy Rose akurat poleciała do Wielkiej Brytanii. Ktoś specjalnie w nich wjechał. Mama walczyła o życie miesiąc w szpitalu. Ojciec zdechł na miejscu. Po tym wszystkim wróciłem do Anglii. Poznałem przyjaciół Leo czyli między innymi twojego brata i resztę jego paczki. Rose kupiła nam mieszkanie Londynie i co miesiąc przesyła nam pieniądze na życie. Chociaż Leo i tak mi je oddaje bo twierdzi, że dla niego Rose jest obca, ma rację. Tak na prawdę dla mnie przez cały ten czas była jak druga matka, na dobrą sprawę na prawdę nią była. Nadal odwiedzała nas kiedy tylko mogła, mimo że traciła fortunę na te wszystkie loty.

Roses Of Love And HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz