Rozdział 30

2 0 0
                                    

Jeśli jest ktoś ciekawy czy wróciłam do kuchni czy chociażby do salonu to nie. Usiadłam na ziemi w tej głupiej garderobie i jak malutkie dziecko się popłakałam. Nawet nie znam odpowiedzi na pytanie dlaczego i chyba nie chciałam jej znać. Siedziałam tak dobre dwadzieścia minut aż usłyszałam kroki zmierzające w kierunku mojego pokoju. Wstałam i wytarłam poliki w czasie gdy drzwi do pokoju się otwierały. Wychodząc z łazienki zobaczyłam jak Preston szuka mnie wzrokiem po czym zatapia we mnie tęczówki. Bez słowa wyminęłam go i poszłam do kuchni gdzie czekał na mnie talerz spaghetti. Usiadłam na blacie i wzięłam talerz do ręki oraz widelec który leżał obok. Powoli jadłam jednak z ogromną niechęcią.

- Znowu nie będziesz się do mnie odzywała? - zapytał nagle stając przede mną
- A czy to istotne? - nawet nie spojrzałam na niego, coś w głębi duszy mi nie pozwalało podnieść na niego wzroku. Nie wiem o co tu chodziło ale wolałam się tym nie zadręczać. W spokoju zjadłam posiłek zrobiony przez chłopaka i postawiłam talerz do zlewu obok. - Dobre było, dzięki.
- Kim spójrz na mnie - powiedział i podszedł na tyle blisko, że zejście z tego głupiego blatu było niemożliwe, no chyba że zrobiłabym fikołka do tyłu czego oczywiście nie zrobię. - No weź. - podniósł moją głowę łapiąc za brodę i zmusił mnie do spojrzenia na niego. Jego wzrok skupiony przez chwilę był na moich oczach jednak potem zaczął błądzić między nimi a moimi ustami.
- Hm? - jedyne co zdołałam z siebie wydusić. Chłopak jeszcze chwilę tak błądził aż w końcu nie spodziewanie mnie pocałował, a może jednak się spodziewałam? Przecież co mógł innego zrobić? No tak, odejść, znowu. Jednak tym razem tego nie zrobił. Pocałunek z początku był jednostronny i nieśmiały jednak po chwili dotarło do mnie co się dzieje i oddalam się temu. Po kilku minutach oderwał się ode mnie i jakby w panice przeczesał włosy i zrobił mi miejsce do zejścia.
- Wybacz - zaczął - nie powinienem.
- Dlaczego?
- Nie mów bratu. Zabije mnie.
- Nie zabije. Daj spokój. - nie zamierzałam teraz darować mu tego tematu. Słyszałam dobrze jak Ethan mu groził zabójstwem jednak chciałam się dowiedzieć czegoś więcej.
- Oj uwierz, że zabiłby mnie. - chłopak usiadł na blacie naprzeciwko mnie i posłał mi spojrzenie pełne, no właśnie. Czego pełne? Z jednej strony było widać smutek, trochę goryczy a z kolejnej żal i trochę jakby strachu? Nie wierzę, Preston bał się mojego brata. Co tu się odpierdala to ja nie wiem.
- Czemu niby? - drążyłam
- Długa historia - ten też nie dawał za wygraną, musiałam się poddać. Ale oczywiście nie w tym sensie.
- Nie taka długa, rozmawialiście trzy minuty. - wzruszyłam ramionami i zauważyłam jak chłopak się spiął a potem popatrzył na mnie ze zdziwieniem jakby dotarło do niego co właśnie powiedziałam.
- Kimberly! Podsłuchiwałaś?! - ktoś tu się chyba zdenerwował, nie o to mi chodziło, nie taki był zamysł.
- Jaaaa? Nigdy w życiu.
- Co słyszałaś?
- Wszystko - uśmiechnęłam się zwycięsko bo nie byłam wcale na przegranej pozycji a wręcz miałam przewagę.
- Cholera jasna - rzucił i popatrzył na mnie, ten wzrok przeszywał mnie na wskroś. - Nie ładnie tak podsłuchiwać.
- Nie ładnie tak zostawiać dziewczynę z chęcią pocałowania jej i jeszcze powiedzieć jej że nie może się tego zrobić. Zdajesz sobie sprawę jaki pojawia się wtedy konflikt myśli co jest z tobą nie tak? - nie wytrzymałam.
- Kim, wszystko z tobą w porządku, nie zadręczaj się tym, po prostu prawdą jest że nie mogę i nie powinienem.
- Zasady są po to żeby je łamać. Nic w życiu nie jest wieczne, teraz jesteśmy tu jutro może nas nie być, zdajesz sobie sprawę ile wypadków i zabójstw ma miejsce w Nowym Yorku? W tym momencie po drugiej stronie ulicy nawet może się coś dziać albo nawet piętro niżej. Życie jest za krótkie żeby zadręczać się przepisami. - tu zaczęła się moja wewnętrzna wena psychologiczna, nigdy nie wiem co jest ze mną nie tak jak odpala mi się lampka z napisem „Psychologia" - „Choć idziesz w jasności, ciemność stąpa za tobą" słyszałeś kiedyś takie słowa? Ja akurat jestem dobrym przykładem takiej postawy. - posłałam chłopakowi lekki uśmiech i zeszłam z blatu. - Dobranoc Hughes

🥀

Kolejne dwa tygodnie minęły podobnie do tamtych, teraz jednak wychodziłam z pokoju żeby zjeść i zapalić, z Prestonem tylko zamienialiśmy kilka zdań. Dzisiaj jest dzień w którym teoretycznie mogę opuścić to miejsce, oczywiście pozwolenie musi wydać cały szef tej organizacji. Mianowicie mój brat.

- Dzwonił już do ciebie? Połamałam szczotkę do włosów i muszę kupić nową - popatrzyłam na Prestona siedzącego na kanapie, trzymałam w ręce szczotkę która jakimś cudem pękła
- Nie dzwonił - Preston wysilił się do wypowiedzenia słów przez śmiech
- Nie śmiej się! - rzuciłam w niego kawałkiem szczotki
- Jak ty do cholery połamałaś szczotkę?
- Nie wiem, jej się zapytaj - pomachałam kawałkiem który został w mojej ręce a w tym momencie rozległ się dzwonek telefonu Prestona, dzwonił Ethan.

- Siema co tam? Dam cię na głośnik - zaczął Chłopak
- Siema, wszystko w porządku? Dajecie radę?
- Tak.
- Kim jest obok?
- Jestem - odezwałam się siadając obok chłopaka na kanapie
- Preston pozwolisz że pogadam z siostrą na osobności?
- Jasne. Zrobię nam kawę.
- Dzięki. - Rzucił mój brat i poczekał chwilę - poszedł?
- Poszedł. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jak się trzymasz? Nie było telefonów ani nic z tych rzeczy?
- Nie nie było, jest w porządku.
- A powiedz mi wy... - urwał na chwilę i zaraz zaczął niechętnie - między wami dobrze?
- O co ci chodzi konkretnie Ethan? - nie mogłam zrozumieć początkowo o co mu chodzi ale po chwili wpłynęła do mnie myśl.
- Nie będę się pierdolił, jesteście tam razem cały miesiąc Kim, nie możliwe żeby do niczego nie doszło między wami.
- A jak ci powiem, że nie doszło?
- Nie kłam siostro.
- Może raz się całowaliśmy - przyznałam niechętnie.
- Całe szczęście że tylko tyle, mogę odetchnąć z ulgą że nie wrócisz z brzuchem - było słychać jak Ethan wypuścił powietrze
- Czekaj no jeszcze mam czas.
- Kimberly!
- Żartuje! - żałowałam swoich słów od razu
- Ale ogólnie to jest dobrze tak? Nie wiem nie skrzywdził cię w żaden sposób? Czy mam go powiesić?
- Nie musisz, wszystko jest okej.
- Dobrze, cieszę się. Teraz po wywiadzie możesz cieszyć się wolnością. Tylko proszę cię nie szalej.
- Jasne, dziękuję. Już miałam dosyć siedzenia w tym mieszkaniu, w dodatku muszę kupić szczotkę bo się rozwaliła.
- Nie wnikam jak, pamiętaj że jakby coś było nie tak i na mieście i między tobą a Prestonem masz dzwonić. Jasne?
- Jasne Ethan - już miałam żegnać się z bratem jednak przypomniałam sobie że miałam o coś zapytać - a ten, ekhm.
- Co tam?
- Jak tam u was? Ten cały Orion, Asher?
- Asher nie wyjeżdżał z Dover ani razu. Orion czasem się kręci na mieście ale nie wyjeżdża dalej niż Londyn. Chłopaki mają wszystkich na oku, śledzimy jego telefon i połączenia. Nie kontaktował się z nikim z LA ani NY. Więc jesteś bezpieczna.
- Cieszę się.
- Ja też, Abel o ciebie pytał. Czy jesteś bezpieczna i powiedział żebyś dała znać jak wrócisz do Anglii. Oni wrócili do Madrytu. Dobra młoda ja muszę kończyć, do usłyszenia.
- Pa Ethan.

W końcu mogłam wyjść z tego głupiego mieszkania, panowała tu taka monotonia, że już miałam dosyć. Pewne jest to że trzeba to mieszkanie urządzić dość przytulniej. Brakuje tu kolorów, kwiatków. Czegokolwiek.

Powiedziałam Prestonowi, że dostaliśmy przyzwolenie na opuszczenie tego więzienia i poszłam do siebie, umyłam się i ubrałam na siebie jeansy z dziurami, gdyby tata mnie zobaczył stwierdziłby, że to są dziury z kawałkiem materiału. Nałożyłam krótki top z długim rękawem a na nogi założyłam czarno czerwone nike, dzisiaj było dość chłodno mimo że świeciło słońce. Witamy kochani w Nowym Yorku.

Właśnie zjeżdżaliśmy windą na parter, niestety nie mieliśmy tu jeszcze żadnego samochodu. Całe szczęście do centrum mieliśmy dziesięć minut piechotą. Byłam podekscytowana tym, że w końcu mogę rozejrzeć się po mieście, pozwiedzać jego zakątki które zawsze chciałam zobaczyć. Miałam tylko nadzieję, że nic nie stanie nam na drodze.

- Ładnie wyglądasz - odezwał się Preston wyrywając mnie tym z zamyślenia gdy nadal tkwiliśmy w windzie, zauważyłam wtedy w co ubrany jest chłopak. Czarne jeansy z przetarciami, biała zwykła koszulka z nike na której widniał srebrny łańcuszek który chłopak miał przewieszony na szyi oraz czarne nike tego samego modelu co moje.
- Dziękuję, ty też nie najgorzej. - uśmiechnęłam się i szturchnęłam chłopaka ramieniem.

Roses Of Love And HatredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz