Pomyłka

993 49 9
                                    

Roz 1


Nazywam się Isabelle Carter. Dzień po moich urodzinach przeprowadziłam się z rodzicamiw ten sam zakątek, w którym się urodziłam i wychowałam jako mała dziewczynka. To naprawdę piękne miejsce, ale tylko da czasu aż ktoś ci nagle oznajmi, że jutro szkoła.. Właśnie tak było wczoraj, a dzisiaj.. Rozpoczyna się mój nowy rozdział, który zapowiada się.. inaczej niż inne.


- Wysiadka - oznajmiła szorstko moja mama.

Ta jak zawsze miła dla mnie gdy jest po kłótni z tatą. Przewróciłam oczami. Totalnie odpłynęłam i zapomniałam, że siedzę już w samochodzie. Wzięłam do ręki mój termos z kawą.

- Bel, muszę do pracy - ponagliła mnie - Rusz się.

Zerknęłam na nią zdenerwowana. Nie lubię gdy ma jakieś swoje humorki, którymi mnie obdarowuje.

- Dzięki, że życzysz mi powodzenia i ogólnie.. Nie tylko ty lewą nogą dzisiaj wstałaś - prychnęłam i wyszłam szybko z samochodu, nawet na nią nie patrząc.

Nie trzeba być Einstain'em żeby wiedzieć, że dorzuciłam oliwy do ognia, ale niech następnym razem trzyma swoje problemy na wodzy, a ja się postaram powstrzymać swój niewyparzony język.. Zerknęłam w tył. Właśnie wycofywała swoim nowym, czarnym i lśniącym mercedesem. Westchnęłam. Dobrze, że nie wysadziła mnie pod szkołą, bo bym zwróciła na siebie dość sporą uwagę, której nawiasem mówiąc nie potrzebuję.


Stanęłam przed wejściem do mojej szkoły. Uczniowie z minuty na minutę zapełniali podwórko szkolne, parking wypełniał się samochodami, a ławki zaczęły zajmować grupki ludzi.

Nic tu po mnie.

Weszłam przez obszerne szklane drzwi do środka.

Wow.

Robi wrażenie. Moją uwagę przyciągnęła niemalże od razu, aula, której ściany były z przejrzystych okien. Dobra.. to już wiemy gdzie będę spędzać przerwy. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale mój szczęśliwy grymas nie trwał wiecznie. Rozejrzałam się dookoła. Ta szkoła była jak idealna.. Ale gdzie są do cholery tabliczki z oznaczeniami?! Ściągnęłam brwi. Zaraz rozpoczną się zajęcia, a ja nie mam pojęcia gdzie jest sekretariat..

Korytarze były wypełnione już sporą liczbą osób, a ja kręciłam się w tą i we w tą. Westchnęłam. Spóźnię się i to jest pewne.. Świetnie. Zapowiada się ciekawy rok szkolny. Prychnęłam zrezygnowana.

Niektórzy ludzie mają tak, że nie lubią pytać o drogę ani w ogólne pytać o jakąkolwiek pomoc.. Żeby było jasne, mam na myśli siebie w tym przypadku.

Nie mam wyboru. Okej Bel, duma w kieszeń.


Moją uwagę przyciągnęła grupka uczniów. Wyglądali na nieco starszych ode mnie. Co się dobrze składa, bo to znaczy, że powinni znać tą szkołę.

- Hej, wiesz może gdzie jest sekretariat? - zapytałam jak najsympatyczniej potrafiłam.

Spojrzała na mnie jakaś czarnowłosa dziewczyna, śmiejąc się z jakiegoś opowiadania swojej rudej koleżanki.

- Ee.. Idź w stronę skrzydła A, potem na dół po schodach, wejdź w skrzydło B, potem.. Skręć w prawo, znowu po schodach i następnie w lewo.

Zamrugałam.

- Co? - nie mogła uwierzyć, że ta szkoła jest aż tak wielka.

Wybuchła śmiechem razem ze swoją koleżanką. Ściągnęłam brwi.

- Żart - odparła - Słuchaj, nie mam czasu dla żółtodziobów, kumasz? A teraz spadaj - spławiła mnie ręką po czym się perfidnie odwróciła do mnie plecami.

Co za zołza. Wkurzyła mnie. Pokręciłam głową i poszłam przed siebie. Po kilku sporych krokach znowu dostrzegłam grupkę ludzi. Tym razem płeć męska. Westchnęłam. Podeszłam do jednego z nich. Puknęłam go w ramię.

- Cześć - zagadnęłam.

Nawet się nie odwrócił. Śmiał się z czegoś razem ze swoimi kumplami. Czy ta szkoła mieści w sobie samych chamów?

- Ej, ty do ciebie mówię! - zdenerwowałam się

Odwrócił się w moją stronę zirytowany.

Cholera. Zaczerpnęłam powietrza.

- Mam sprawę - wyjaśniłam skołowana.

Te jego zielone oczy świdrowały mnie z góry na dół. Mogłabym w nie patrzeć non-stop.. Są takie oszałamiające.. i idealnie kontrastują z jego idealnym nieładem brązowych włosów na głowie.. Do tego te ciało.. które można podziwiać dzięki jego dość ciasnej, białej bluzce na krótki rękawek. Ma chyba z metr osiemdziesiąt, bo sięgam mu ledwo co do ramion.

- Skończyłaś? - zapytał jadowicie wybijając mnie z bujania w obłokach.

Zatrzepotałam rzęsami, które były dość długie. Patrzył na mnie z góry, uśmiechając się triumfalnie. Spąsowiałam.

- C-co? - zająknęłam się

- Rozbierasz mnie wzrokiem - fuknął, a jego koledzy wybuchnęli śmiechem.

Uniósł rękę, a oni od razu zaprzestali śmiech. Pięknie. Trafiłam na jakiegoś ważniaka szkolnego. Właśnie tego mi było trzeba - kłopotów.

- Ja nie.. Ja tylko..

Przerwał mi śmiejąc się głośno. Poczułam się mała. Nie fizycznie, bo taka nawet byłam, ale psychicznie. Niektórzy się bezczelnie zatrzymywali by coś podsłuchać.

Co za wścibska buda!

- Mała, niewyżyta , suka szkolna, która wręcz się prosi o ostre rżnięcie - warknął.

Rozdziawiłam usta. Nigdy bym się nie spodziewała czegoś takiego.. I nikt mnie nigdy tak nie potraktował.. Nie wierzę nawet, że to powiedział i to przy tych wszystkich ludziach.. Miałam ochotę się rozpłakać.. Nie. To musi mi się śnić. To się nie dziej naprawdę. Mnie tu nie ma, on się nie patrzy na mnie z wyższością i wcale się nie napawa swoimi słowami, a ta publiczność, która się nam przygląda - nie istnieje. Nadal pewnie leżę w swoimi łóżku w Denver i dopiero się pakuje do Malibu.. Tak, to na pewno prawda. Poczułam brutalny uścisk na nadgarstkach. Pisnęłam cicho, a on przyparł mnie do ściany przyciskając moje ręce nad moją głową do muru.

- Mała, z chęcią bym się z tobą zabawił, ale musisz się ustawić w kolejce - wyszeptał mi do ucha.

Przeszły mnie dreszcze, a on wybuchnął śmiechem. Momentalnie dołączyli do niego jego kumple, którzy nawet nie wiedzieli co bawi ich 'lidera'.

Mówisz i masz.

To nie jest żaden majak.

Ja naprawdę właśnie zostałam upokorzona.


__________________________________________________________________


I jak się podobało? Mam nadzieje, że nie jest źle! :)x


Belle (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz