Na przekór wszystkiemu

285 28 0
                                    

Zapomniałam totalnie o tym, ze zrobiłam szkic tego rozdziału. Poprawiłem go dzisiaj i prosze. Mamy rozdział. Krótszy od reszty, ale zawsze cos ;)
Nie mam za bardzo dobrej weny, ani jakoś specjalnie czasu, wiec naprawdę nie wiem kiedy bedzie kolejny. Przepraszam..
*pisane na tele, więc mozliwe, ze sporo błędów.
--------------------------------------------------------

Roz. 10

Właśnie wychodziłam ze szkoły, stąpając po chodniku gdy nagle rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Wyciągnęłam go prędko z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniał napis 'Tata'. Uśmiechnęłam się pod nosem i odebrałam.

- Już myślałam, że zapomniałeś o istnieniu swojej córki.. - zaczęłam przygnębiona.

Usłyszałam w słuchawce westchnięcie.

- To nie tak Isabelle - odpowiedział - Po prostu nie mogę myśleć teraz o rodzinie.

Wstrzymałam na moment oddech. Czy on naprawdę to powiedział? Nie odzywał się od miesiąca i jedyne co jest w stanie powiedzieć to, że nie może myśleć aktualnie o rodzinie? O córce? Żonie?

- Dzięki tato. A co z wpajaniem mi do głowy, że rodzina najważniejsza? - moje oczy zaszły łzami - Jesteś hipokrytą i tyle. Mogłeś w ogóle nie dzwonić. - otarłam wilgotne poliki.

Nastała chwilowa cisza.

- Bel, przepraszam. Nie tak miało to zabrzmieć.. Stęskniłem się za tobą, wiesz o tym, prawda?

Pociągnęłam nosem nic się nie odzywając.

- Bel, kocham cię, ale to nic nie zmieni - kontynuował - Nie mogę wrócić do was w najbliższym terminie - prychnęłam czując jak podwyższa mi się ciśnienie - Mama jest z tobą?

Pokręciłam głową, mimo że tego nie był w stanie zauważyć i usiadlam na ławkę obok przystanku autobusowego wyczekując pojazdu, który miał mnie zabrać do pustego domu, bo przecież moich kochanych rodzicow wiecznie nie ma.

Sa ogólnie dwa przystanki w pobliżu szkoły. Jeden usytuowany jest jakieś dziesięć minut w lewo, a drugi kolejne dziesięć w prawo. Zawsze wybieram tą druga, ale wtedy autobus jest pozniej, bo przyjeżdża od lewej.

- Mama jest taka sama jak ty - ciągnęłam dalej fukając do telefonu i czując jak załamuje mi się głos - Obydwoje kochacie łamać obietnice.

- Bel, ja.. - rozłączyłam się nagle, widząc nadjeżdżający zolty autobus zza zakrętu.

Otarłam szybko policzki, dziękując, że moja maskara jest wodoodporna.
Nie rozumiem swoich rodziców. Dlaczego non-stop zostawiają mnie samą w domu? Czuję się.. jakbym nie była już nastolatką tylko dorosłą, która nie ma nikogo u boku.
Weszłam do autobusu, pokazując przelotnie bilet kierowcy i skierowałam się na najbliższe siedzenie. Nie mialam najmniejszej ochoty spotkac nikogo znajomego, ale sie przeliczylam.
- No prosze, prosze, a ty co tutaj robisz? - usłyszałam znajomy kobiecy glos.
Zamknęłam powieki rozkoszując sie ta dosłownie sekundową ciszą. Zycie mnie chyba nienawidzi skoro robi mi cały czas, od kad sie tu wprowadziłem, na przekór.
- Suwaj sie - nakazała, a ja ustąpiłam jej miejsca bez słowa sprzeciwu.
- Ty żyjesz w ogóle? - jęknęła, a ja czułam jak jej oczy mnie świdrują, mimo że wpatrywałam sie w okno - Reszta zaraz dojdzie. Moze sie wtedy rozchmurzysz. - oparła sie ze zrezygnowaniem o oparcie.
Ściągnęłam brwi, nie bardzo ja rozumiejąc. Reszta? Jaka reszta? Nie minęło kilka sekund, a usłyszałam jak młodzież, ktora siedziała na samym szarym końcu, kieruje sie w naszym kierunku. Glosy rozpoznałam od razu, jakby ktoś machnął czarodziejska różdżką. Wtopiłam sie głębiej w obskurny fotel. Co ja takiego zrobiłam, ze nic nie idzie po mojej myśli?
- Bel, skarbie okropnie wygladasz! - pisnęła Alison, siadając przede mną razem z Dylanem. To jedna z przewodniczących cheelleaderstwem, której entuzjazm mnie irytuje. Ten brunet obok to przyjaciel Matta, a skoro o wilku mowa to..
- Co ty taka nie w humorze? - zapytał blondyn roztrzepujac moje wlosy, po czym za mną usiadł.
- Czyżby kolejna wizyta u Eda? - usłyszałam za soba glos Jona.
No cholera.. A ten tu po co? Nigdy go nie widziałam zeby jeździł autobusem.
- Drogi pomyliłeś? - warknelam z irytacja.
W tym momencie kazdy zaśmial sie na swój komercyjny sposob. Tylko.. co w tym śmiesznego? Jako jedyna milczalam, co bez watpienia dało im do myślenia, ze nie mam ochoty na żarty.
- Nie pomyslalas nerdzie, ze to ty, panienka-wszystko-wiem, pomylilas autobusy? - odseparował Jon.
Zmarszczyłam czoło przyglądając się ulicą.
O cholera. Tylko nie to. Błagam.
- Bez obaw Izzy, możesz przenocować u mnie - siedząca obok mnie Caroline dala mi kuksańca w bok.
Jak to jest w ogóle mozliwe?!
- Lepiej bedzie jak wrócę do domu.. - powiedziałam speszona, obdarowując ją lekkim uśmiechem.
- Nie słodź tak mała - zbeształ mnie Dylan - Dzisiaj mój starszy brat robi małą impreze, a skoro juz tu jestes, to czuj sie zaproszona.
Wow. O niczym innym dzisiaj nie marzę jak o imprezie z ludzmi, na których nie mam ochoty dzisiaj patrzeć, bo działają mi na nerwy. Super. Ale sie cieszę.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Sarkazm to moje drugie imię przecież.
- Musiałabym sie przebrac, uczęsac włosy no i make-up.. - wybronilam sie.
- Luz, ja juz cię zrobię z barbie i Car na bustwo - oświadczyła Alison.
Ściągnęłam brwi.
- Z kim? - zdziwiłam sie
- Jej starsza i zajebiście seksowna siostra - odpowiedział za nia Jon zanim zdążyła cokolwiek z siebie wydukać.
Pięknie. Czuje, ze zapowiada sie znowu mi na przekór. Mój totalnie do bani mózg, nie znalazł dobrego argumentu. Nie powiem, ze zapytam rodziców, bo przecież ich i tak nie ma. Co oni mogą na odległość? Nic.
- Przyjdz wcześniej - zaoponował Mcnathan - Musimy pogadać.
Czy juz gorzej być nie moze?
Jak na zawołanie, na niebie pojawił sie gromki piorun, przez którego podskoczylam razem z blondynką. Wręcz idealnie..

Wiem, ze trochę nudawe, ale sie poprawie. Obiecuje! ♡♡

Belle (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz