* Strój dnia Isabelle u góry w załączniku.
Roz. 7
-Ty mały parszywy nerdzie! - wrzasnął zaczesując włosy do tyłu.
Stanęłm na równe nogi. Może i jednak będą konsekwencje?
Matt momentalnie zmaterializował się przede mną, oddzielając ciałem mnie od Niego.
Był zły.. Albo i gorzej.. Był wściekły. Taka ala Furia.
Przełknęłam ślinę. Dlaczego dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo szczeniacki i nierozsądny wybryk wywinęłam?
Blondyn zatrzymał go raptownie ręką, gdy już prawie dotarł do swojego celu. Ściślej ujmując, miałam na mysli samą siebie.
- Ani mi się waż Jon! - opierniczył go - Masz interes do zrobienia. Woda ci z mózgu zadanie wymyła? - prychnął - Daj dziewczynie się wyżyć. Gołym okiem widać, że cię nie trawi. - nabrałam powietrza w płuca, zachowując przy tym kamienny grymas - Tknij ją, a pożałujesz, kumplu.
Moja klatka piersiowa poruszała sie w góre i w dół w zastraszajcym tempie. Co ja sobie myślałam?
Nie. Moment. O to chodzi. Ja w ogóle nie myślałam. Totalny brak inteligencji z mojej strony. Zero rozsadku.
Jon zepchnął jego rękę na bok z wielką wściekłością. Uniósł palec wskazujący na Matta. Już miał zamiar otworzyć wargi żeby coś powiedzieć po czym z jego ust nic nie wyleciało, mimo że miał je wciąż lekko rozdziawione. Zacisnął zęby, a blondyn nadal uporczywie gapił się na niego z wrogim błyskiem w oczach.
Trwaliśmy tak przez moment w ciszy.
Bogu dzięki, że ludzie zmyli się na lekcje.. No właśnie. Lekcje. Mój wuef już się rozpoczął jakiś kwadrans temu. Będę miała przechlapane.. Z resztą nie tylko ja. Zmierzyłam obydwóch wzrokiem.
Cholera. Mam wyrzuty sumienia. Czuję się winna. Nawet powinnam. W końcu to moja sprawka. Odchrząknęłam z zamiarem powiedzenia czegoś mądrzejszego niż moje czyny, ale ku mojemu zdumieniu, to nie mój głos rozbrzmiał po placu, lecz Jona.
- Chyba musimy pogadać Bella - oznajmił z dziwnym spokojem w głosie.
Zmarszczyłam brwi. Czy to możliwe, że player zachował się dojrzalej ode mnie?
Naah.. To musi być czysty przypadek.
Bądź co bądź, ale przekręcenie mojego imienia mnie zirytowało i to nie była bylejaka frustracja.
- Isabelle - poprawiłam go, próbując zachować profesjonalną postawę.
Wywrócił oczami po czym machnął na mnie ręką jakbym była jakimś denerwującym owadem.
- Nieważne - fuknął z dezaprobatą, przybierając minę osoby, której nic nie obchodzi.
Zdenerwowałam się. Nie lubię gdy ktoś nazywa mnie 'Bella'. Mój były tak się do mnie zwracał, a co za tym idzie? Nieprzyjemne wspomnienia.
- Dobra - podjął się nagle gołosu, przerywając ten niezręczny moment. Nie wiem jak on to robi, że niby jest, ale i go nie ma. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że stoję tu tylko ja, Jonathan i dziwna przestrzeń między nami - Już po dzwonku - kontynuował - Możesz równie dobrze iść bezpośrednio do Eda zamiast na zajęcia.. - patrzył na mnie, a ja westchnęłam, słuchając go z uwagą - Nie wiem jak ty Bel, ale ja i Jon, mamy jeszcze trening. Co masz?
Obydwoje wpatrywali się we mnie z oczekiwaniem w oczach. Ciężko było mi rozkminić ich intencje, ale postanowiłam, że muszę zmienić podejście.
Chyba faktycznie nie zachowuję się ostatnio dojrzale..
- Mam przechlapane.. - bąknęłam zaciskając usta z lekkiego rozgoryczenia.**
- Tak panie dyrektorze.. Zrozumiałam.. - wydukałam z siebie.
Starałam się patrzeć prosto w jego oczy, ale coś, jakby strach, mi na to nie pozwolił. To moja druga wizyta u Eda, ale tym razem ponoszę winy. Nie to co Matt czy Jon. Upiekło im się bo ich trener.. Jak to ujęli? Jest 'spoko'.
Wydaje mi się, że wuefistka się na mnie mści za wypisanie z cheeleaderstwa.. I gdy się tak głęboko zastanowić to ma prawo być wściekła.. Wyszły same i to ku mojemu zaskoczeniu, duże problemy.
Rozejrzałam się dookoła.
Gabinet dyrektora jest dość spory oraz bardzo elegancki. Okna są zasłonione do połowy śnieżno-białymi żaluzjami, podłoga jest obita w ciemno-brązowe panele, meble są czarne, a ściany ciemno-beżowe. I jak tu nie dostać depresji w takiej ciemnicy zła??
- Dobrze - zaczął twardo - Cieszę się, że dotarło.
Zacisnęłam usta potakując. Ten głos, postura i stosunek do mnie, przyprawia mnie o gęsią skórkę.
- Podobno wypisałaś się z cheeleaderstwa w nieodpowiednim momencie - kontynuował. Otworzyłam usta żeby dodać coś od siebie, ale mi nie pozwolił - Nie mam ochoty czegoś negować w twoich postanowieniach, ani nie mam zamiaru dopuścić naszej konwersacji do kontrowersji, ale dostałem na ciebie skargi za nieodpowiedzialność.
Rozdziawilam usta. Że co do cholery? Jakie skargi? Jaka nieodpowiedzialność?
- Ale.. - chciałam się wybronić, ale mi na to nie pozwolił.
- Pani Isabelle - podjął się formalnego głosu. Już wolę ten ton od tego szorstkiego i nieprzyjemnego barytonu - Nie ma panienka tu nic do gadania.
Uniosłam brwi do góry. To sąd, więzienie czy szkoła? "Oto jest pytanie.." - W. Sheakspear.
- Co ma pan przez to na myśli?
Uśmiechnął się krzywo.
- Umówmy się, że w twoich papierach nie zostanie wpisane żadne spóźnienie ani twoi rodzice nic się nie dowiedzą.
Ściągnęłam brwi. Brzmi kusząco, a nawet i bardzo kusząco. Czyste papiery i zero konsekwencji w domu? Idzie się skusić.
- A haczyk? - zapytałam podejrzliwie.
Uśmiechnął się sztucznie, poprawiając swoje zacne cztery litery na fotelu gdy ja musiałam stać przed jego czarno-drewnianym biurkiem i patrzeć na niego już od jakiś dwudziestu minut. Nogi mnie bolą bardziej niż po bieganiu.. I po co założyłam buty na koturnie? Głupa ja.
- Haczyk? - powtórzył - Żaden.
Zmarszczyłam brwi. Brzmi zbyt pięknie. Zawsze jest jakiś haczyk. To taka samolubna natura człowieka. Zwą jak zwą, ale jest to niestety nieuniknione.
- Tylko.. - ciągnął dalej - Cała drużyna szkolna wraz z trenerem Aidenem i trenerką Milą uwzięli się na mnie żeby przesunąć mecz, a niestety tego nie mogę zrobić..
- Dlaczego się na pana uwzięli? - zdziwiłam się, że trenerka od cheeleaderstwa i trener od footballu mają jakiekolwiek pretensje o coś tak błachego.
- Bo brakuje cheeleaderki do doppingu - nabrałam powietrza w płuca. Nie ma haczyka? Jasne.. - I żadna z dziewczyn, które brały udział na przesłuchaniu, nie poradziła sobie dobrze, prócz ciebie. Rozumiesz do czego zmierzam?
Nie proszę pana, jestem tępa jak niewyostrzony nóż.
- Niestety.. - bąknęłam niezadowolona - Jestem pewna, że jakaś uzdolniona się znajdzie.
Prychnął albo mam problemy ze słuchem.
- Pani Cater, widzę, że się nie rozumiemy - zaczął szorstko - Ja nic nie zasugerowałem.
- Wydawało mi się, że..
Uciszył moją osobę, unosząc rękę do góry. Normalnie wryło mnie w podłogę z zaskoczenia. To był bezczelny gest.
- To nie była żadna prośba panienko Carter. - oświadczył - Ja będę miał spokój, a ty zero konsekwencji.
Pokręciłam głową zdegustowana. Czy to nie podchodzi pod jakiś szantaż?**
Caroline pisnęła mi prosto do ucha gdy siedziałyśmy już w piżamach na moim puszystym, białym dywanie.
- Tak się ciesze! Zobaczysz, będzie super! Chłopakom szczęka opadnie jak zobaczą ciebie w naszym biało-czarnym stroju!
Wywróciłam oczami. Do wpisu na listę cheeleaderek nie była potrzebna nawet moja zgoda. Poprostu mnie wpisał. Naprawdę, już rozkminiłam Jona i wiem czemu tak nienawidzi tego siwo-włosego palanta.
Co z moim kółkiem teatralnym? Mam tak nad zwyczajniej zrezygnować z czegoś co lubię? Westchnęłam. W tym samym momencie Car do mnie doskoczyła i zaczęła ściskać jak przytulankę. Jejku.. Ta to ma dopiero siłę..
- Udusisz mnie.. - wyszeptałam łapiąc z trudem powietrze.
Puściła mnie natychmiast poprawiając moje rozpuszczone włosy, które opadły niedbale na moją oczyszczoną już z makijażu buzię.
- Wybacz.. - wydukała
Dałam jej kuksańca w bok.
- Tylko pamiętaj, że masz narazie nic nikomu nie mówić, jasne? - przytaknęła z uśmiechem - Nawet Mattowi, okej?
Z jej twarzy zszedł pozytywny grymas, ale potwierdziła kolejnym przytaknięciem.
- Skoro tak wolisz.. Ale się wkurzy jak się dowie, że mu nic nie powiedziałaś - zachichotała - A Jon pewnie..
- Dobra. Zrozumiałam. - przerwałam jej.
Nie lubię jak pada temat 'Jon' i ona o tym wie, tylko.. Ta jej tendencja do mowienia wszystkiego co na język przyniesie, bywa irytująca. Westchnęłam opierając się o łóżko.
- Ty go znasz, prawda? - wypaliła nagle - To go znasz.
- To w końcu pytanie czy stwierdzenie?
Wzruszyła ramionami, starając się ukryć swój prawdziwy wyraz twarzy. Była zła, a ja nie miałam bladego pojęcia o co.
- Widziałam go jak leżał obok ciebie na trawie razem z Mattem.
Oł. Rozdziawiłam aż usta zaskoczona. Widziała mnie? To osąd? Wszystko byłoby dość normalne gdyby nie jej oskarżycielski ton.
- Caroline, nie znam go - skłamałam - Miał do mnie interes.
Prychnęła. Ten nikły gest podniósł mi ciśnienie. O co jej chodzi do diabła?
- Ta.. Ja już znam te 'interesy' - fuknęła blondynka - Te w samochodzie i te na jego masce. Ostro, z impetem i zajebiście.
Uniosłam brwi do góry. Przegięła tym razem.
- Znawca się widze znalazł - warknęłam szorstko.
Przyznaję, że nie zdążyłam się ugryść w język w odpowiednim momencie..I co sądzicie?
Mam nadzieje, że nie jest tak źle.. Ale jeszcze się rozkręci, dajcie mi czas ✌Comment & star
CZYTASZ
Belle (wolno pisane)
Teen FictionCzy gdy zaczniesz od nowa, to twoje życie stanie się 'lepsze'? Co jeżeli już pierwszego dnia szkoły, zostanie przyklejona tobie łatka, a ty nie będziesz miała na to wpływu, bo tak już miało być i tyle? Może 'nowe', wcale nie oznacza 'zupełnie nowe'...