*Ważna notka na dole!
Roz. 8
Wczorajszy dzień był bardzo męczący.. Do tego ta kłótnia z Caroline.. Nie było mi to ani trochę potrzebne. Padły wyzwiska, do których wstyd się przyznać, ale najważniejsze, że się pogodziłyśmy.. No.. znaczy.. w pewnym sensie. Możliwe, że dalej uważa mnie za wywłokę.. Oczywiście bez jakichkolwiek podstaw.. Ale ja sama nie zachowałam się fair, nazywając ją fałszywą żmiją. Mój błąd i przeprosiłam.
Odnoszę wrażenie, że zanim nasz spór się rozwiąże do końca, to minie trochę czasu.- Dobrze się czujesz? - zapytała moja mama patrząc jak mieszam łyżką płatki z mlekiem, z których zrobiła się już paćka.
Westchnęłam na co ona ściągnęła brwi, bacznie mi się przyglądając po czym zabrała się z powrotem za pakowanie dokumentów do swojej czarnej, skórzanej torby. O tak mamo, dziękuję, że się tak przejęłaś moim stanem psychicznym.. Może lepiej usiądź, bo jeszcze upadniesz z wrażenia.
Moja sarkastyczna osoba nie odpuszcza, a ja nie mam na to wpływu.. Taką natura mnie stworzyła więc dlaczego mam się zmienić? Siła wyższa.
- Wiesz Bel.. - zaczęła cicho i ze skruchą - Nie mogę cię zawieść dzisiaj do szkoły - wydukała.
Co? O czym ona mówi? Dlaczego akurat teraz mi to powiedziała, a nie wcześniej? Cholera!
Rozbudziłam się natychmiast i czym prędzej pobiegłam do łazienki.
Było już późno. Bardzo późno. Obym zdążyła na autobus..Po kwadransie wybiegłam z pomieszczenia, przebiegając przez kuchnie, zabrałam jedno z jabłek leżących w wiklinowym koszyku na aneksie i dałam mamie tradycyjnego całusa na do widzenia.
Gdy już chwyciłam za klamkę i otworzyłam lekko drzwi, rozbrzmiał ponownie głos mojej mamy.
- Nie będzie mnie do wtorku - wydawało mi się, że oblała się rumieńcem ze wstydu, ale nie jestem pewna, bo szybko trzasnęłam drzwiami.
W sumie to jakżeby inaczej? Jej oficjalny strój mówi wszystko. Jest ubrana w szarą sukienkę jak na pogrzeb, z tym że sięgała jej ledwie co do kolan i nie była czarna, tak jak przeważnie się nosi na stypy. Do tego to jej dziwne zachowanie. I teraz wszystko się ładnie wyjaśniło.
Obiecała zero delegacji, a tu proszę. Minęły zaledwie dwa miesiące od jej obietnicy. I jak tu jej wierzyć skoro jej motto to 'nie wierz w to co mówię'?**
- Nie - zaprzeczył - Zmądrzej.
Przewróciłam oczami, obserwując każdy jego ruch. Nie bardzo mu jakoś ufam. Czy się go boję? No może odrobinę, ale tylko wtedy gdy jest zdenerwowany.
- No to Mr. Jon, ja tak samo mówię, że NIE - podpuściłam go mimo, że cichutki głosik w mojej głowie mi tego zabronił.
W tym całym interesie rozchodziło się oto, żeby nie miał przechlapane u trenera, który zagroził mu ściągnięciem przepaski kapitana na ramię na czas nieokreślony oraz zawieszeniem do odwołania z footballu. Westchnęłam, a on patrzył na mnie w specyficzny sposób siedząc na betonowym murku na placu w szkole. Miejsce te jest dość odosobnione od reszty zakamarków dlatego postanowiliśmy, że będzie to nasz wspólny zakątek..
Jejku.. Dopiero teraz sobie uświadomiłam jak dziwacznie to musiało zabrzmieć gdy powiedziałam Mattowi, że idę pogadać z Jonem do 'naszego zakątku'. Nie wiedziałam co go tak rozbawiło, aż do teraz.. O ironio.
- Megafon odpada. Nie ma mowy - jęknął przerywając mój potok myśli.
- Czas wydorośleć. - bąknęłam siadając obok niego na murku.
Uniósł brwi do góry.
- Powtórzę jeszcze raz - fuknął - Nie ma mowy i czas zmądrzeć w końcu.
Podniosłam ręce na wysokość swojej głowy w samoobronie co spowodowało, że lekko się zachwiałam. Jon był tak pochłonięty rozmyślaniem, że nawet nie zareagował. A może i dobrze?
- Niech będzie, ale pod warunkiem, że zrobisz to jeszcze dzisiaj - przełamałam ciszę.
Westchnął nieprzekonany. Uśmiechnęłam się. Muszę niestety stwierdzić, że jego zachowanie w tym oto naszym wspólnym dylemacie, jest dość urocze.
- Proszę.. - przeciągnęłam słodkim głosem - Wytłumacz mi dlaczego tak się stało, a nie inaczej? - droczyłam się z nim.
Pewna rzecz w najbliższym czasie się na pewno nie zmieni. Wręcz uwielbiam go denerwować, mimo że jego samego nie bardzo lubię. No ale ej. To już jakiś postęp. Nie mam ochoty go zadźgać pierwszą lepszą rzeczą, która wpadnie w moje zwinne dłonie.
Przewrócił oczami zirytowany.
- Już ci mówiłem, że to przez moje niewyżyte zachowanie.
Zaśmiałam się melodyjnie.
- A możesz powtórzyć? - nie mogłam przestać się śmiać. Spiorunował mnie nikczemnym spojrzeniem, od którego momentalnie zamilkłam. - Teraz na serio. Dlaczego? - spytałam nieco speszona jego 'mroczną postawą'.
Uniósł głowę lekko do góry pokazując przy tym, że to on nade mną góruje, a nie ja nad nim, mimo że to on 'prosi' o fatygę.
- Bo przeleciałem nie tą co trzeba - uśmiechnął się łobuzersko za co zarobił ode mnie w kuksańca.
- Nie traktuj mnie z góry! - oburzyłam się, co spowodowało u niego jeszcze szerszy uśmiech gdy rozmasowywał swoje ramię.
Nie złościłam się aktualnie o słowa, choć nie powiem, ale były frustrujące, tylko o gest 'wyższości'.
Zaśmiał się momentalnie głośniej jakby czytał w moich myślach. Mimo, że się na niego wściekłam to moje kąciki ust się lekko uniosły do góry. Śmiech jest zaraźliwy, a co dopiero śmiech, który jest dość zabawny, seksowny i uroczy jednocześnie?
- Jesteś za mała. Jak mógłbym inaczej? - parsknął ponownym śmiechem i zarobił ode mnie kolejnego kuksańca w bok.
- Niska. Mówi się niska - poprawiłam go samej się śmiejąc.
Czasami odnoszę wrażenie, że mam zbyt duży dystans do siebie.
- Jak tam sobie życzysz, mała księżniczko.
Zmarszczyłam brwi. Co mu jest? Aż tak bardzo chce się podlizać? A może chory? Kto to wie..
- Dobrze się czujesz, *prince charming? - zaniepokoiłam się.
Wyszczerzył te swoje białe zęby jakby występował w reklamie pasty do zębów.
- Coś się nie podoba, nerdzie? - uniósł brwi ku górze.
- Nie skąd, bo przecież to normalne, że jesteś bipolarny - żachnęłam się.
Momentalnie zeskoczył z murku i podszedł do mnie, opierając ręce po moich bokach. Niemalże czułam jego oddech na sobie. Cofnęłam się instynktownie w tył, siadając po turecku, na co on po prostu się lekko uśmiechnął. Czułam się dziwnie gdy był zbyt blisko. Najlepszym rozwiązaniem będzie gdy pan-bez-granic, zachowa dystans między nami. Jeszcze mu nie do końca wybaczyłam za nasze pierwsze spotkanie.
- To co? Idziesz na ten układ, moja sarkastyczna i wstydliwa przyjaciółko?
Zmrużyłam oczy. Od kiedy to niby łączą nas takie 'bliskie' relacje?
Przeczesałam ręką włosy, udając, że się zastanawiam. Tak naprawdę to nie miałam nawet wyboru, bo i tak 'musiałam' zostać cheeleaderką dzięki największemu kretynowi naszej szkoły - dyrektorowi Edwardowi Pench.I na tym polegała wymuszona prośba Jona. No ale.. Po co mam chłopaka uświadomić, że i bez jego układu muszę zrobić to co muszę zrobić? Przynajmniej na tym zyskam. Uśmiechnęłam się zalotnie.
- Zgoda - zaoponowałam zeskakując z murku i oddalając się od niego na bezpieczną odległość.
Uśmiechnął się szeroko, ściskając moją dłoń. Niesamowite uczucie gdy to ja tutaj jestem górą, a nie On, a najzabawniejsze jest to, że On myśli zupełnie odwrotnie.Poczułam jakiś dziwny prąd w miejscu gdzie nasze dłonie się zetknęły więc szybko oderwałam od niego rękę. Uśmiechnął się prowokująco na co niestety się zarumieniłam.
- Może i jest szansa, że cię kiedyś polubię Jon - zagadnęłam szybko zanim zdążył skomentować głupim tekstem moją niekontrolowaną reakcję.
Może mam na niego uczulenie?
- Ty już mnie kochasz - oznajmił rozbawiony zakładając mi kosmyk opadającego włosa za ucho. - Tylko jeszcze tego nie wiesz.
Znowu się zaczerwieniłam i aż zabrakło mi powietrza, żebym mogła jakkolwiek się wybronić z niekomfortowej dla mnie sytuacji.Raptownie zgiął się w pół i parsknął perlistym śmiechem. Spąsowiałam jeszcze bardziej, czując narastającą we mnie gorycz.
- Dupek - pokręciłam głową zniesmaczona.
- Wolę Jon, mały nerdzie - puścił mi oczko gdy już zaspokoił swoje ego.
Westchnęłam. To naprawdę dziwny człowiek, którego nie potrafię zrozumieć. Najlepiej będzie jak nasza znajomość, o ile można to tak nazwać, skończy się jak najszybciej. Poczekam tylko jak dopełni obietnicy.Obróciłam się na pięcie, nic nie komentując i podjęłam się kroku w stronę szkoły. Nie chcę ryzykować kolejną wizytą w depresyjnym pokoju Eda..
- Niska - mruknęłam pod nosem tak żeby nie usłyszał gdy byłam już oddalona na bezpieczną odległość, bo przecież to bezsensu.
On i tak robi to co mu się żywnie podoba, bo to przecież Jon Mcnathan. Młodszy brat Jace Mcnathana, który odniósł sukces w aktorstwie. Może i Jonathan ma talent teatralny? Ciekawe.
*Prince charming = książę z bajki
#YOLO
Tak tradycyjnie: comment & star ❤
Przed piątkiem, postaram się dodać kolejny rozdział, ale nic nie obiecuję. Jadę teraz do Polski i nie wiem jak z czasem wyjdzie. Jeżeli nie uda mi się w tym tygodniu, to niestety nie mam pojęcia kiedy wrzucę następny, bo mój tablet szwankuje i muszę oddać go do naprawy, telefon dopiero przyjdzie za około 2tyg, a laptopa nie biorę ze sobą. Takie buty.
Trzymajcie się i DZIĘKUJE, że są osoby, które to wgl czytają! :*
CZYTASZ
Belle (wolno pisane)
Teen FictionCzy gdy zaczniesz od nowa, to twoje życie stanie się 'lepsze'? Co jeżeli już pierwszego dnia szkoły, zostanie przyklejona tobie łatka, a ty nie będziesz miała na to wpływu, bo tak już miało być i tyle? Może 'nowe', wcale nie oznacza 'zupełnie nowe'...