Kompromitacja |J.M.

99 8 0
                                    

Roz. 34

- Już idziesz? - spytałem, robiąc rozczarowaną minę po czym chwyciłem ją z impetem za nadgarstek - W tą grę, gra się we dwoje - dodałem szybko, przyciągając ją mocno do siebie, tak że dzieliło nas niespełna kilki milimetrów - I co teraz zrobisz, hm? - wyszeptałem do jej lewego ucha, czując jej przyśpieszoną arytmię serca.

- Jesteś chory umysłowo - syknęła, próbując się wyrwać, za co przytrzymałem ją jeszcze mocniej - Goń się, kretynie - dodała szorstko.

Pokręciłem głową rozbawiony.

- Nie panikuj, Carter - zaoponowałem chłodno - Przecież wiesz, że ci nie zrobię krzywdy, więc po co te scenki udawanej niechęci? - zapytałem w tym samym momencie ją puszczając - Masz za sobą ciężkie dni - dodałem, przyglądając się jej plecom, bo wciąż stała do mnie tyłem - Powinnaś iść się zdrzemnąć.

- No co ty nie powiesz? - jęknęła z tonem przepełnionym ironią - Zasnę dopiero wtedy kiedy wszystko się skończy raz i na dobre.

Westchnąłem, chowając ręce do kieszeni.

- Ojciec powiedział, że ma wszystko pod kontrolą i dopóki jesteśmy tutaj, to nic nam nie grozi - oznajmiłem.

- Pod kontrolą, tak? - prychnęła - Nic nie będzie pod kontrolą dopóki nie zobaczę twarzy sir Edwarda za kratkami - fuknęła - I do tego tej całej Stelli. Nie poznałam jej, wiem. Ale to nie zmienia faktu, że sama myśl o tej flądrze przyprawia mnie o irytację.

Uniosłem brwi do góry, przyglądając się jej uważnie, mimo iż stała do mnie wciąż obrócona plecami.

- Wygląda mi to na małą zazdrość - stwierdziłem mrużąc oczy - No wiesz... Stella to moja była, z którą oficjalnie nie zakończyłem związku. Nie drażni cię to? - spytałem, a ona się raptownie odwróciła, stając ze mną twarzą w twarz.

- A powinno? - zapytała wpatrując się sceptycznie w moje oczy.

Mimowolnie się uśmiechnąłem, zdając sobie sprawę jak blisko się mnie znajduje.

- Być może - stwierdziłem, posyłając jej figlarny grymas, na co spiorunowała mnie morderczym wzrokiem - A być może nie - dodałem szybko - To zależy od ciebie na co mogę sobie pozwolić, a na co nie.

Ściągnęła brwi, robiąc krok w tył, zupełnie jakby sobie właśnie zdała sprawę, że przekroczyliśmy dosłownie granicę osobistą. Nagle przegryzła wargę, przypatrując mi się pytająco.

- Czy ty właśnie dałeś mi do zrozumienia, że jesteś pod moją kontrolą? - zapytała, na co się roześmiałem, robiąc krok do przodu.

Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, gdy przejechałem czule dłonią po jej prawym policzku, dotykając kciukiem jej warg.

- Oj kochanie.. - zacząłem szepcząc - Mnie nie można kontrolować - dodałem nieco chłodnym tonem.

W tym samym momencie zrobiła dwa szybkie kroki w tył, patrząc na mnie spode byka. Jak mam być szczery, to nie przypuszczałem, że to właśnie oto jej chodzi. O pieprzoną kontrolę nade mną. Jeżeli na tym polega jej zabawa, to się nie zrozumieliśmy. Ten mały nerd ma podlegać mi, a nie ja jej.

- Fajnie się bawisz? - warknęła.

- A ty nie? - zapytałem tym samym tonem co ona, robiąc dwa kroki do przodu przez co ówczesna dzieląca nas odległość, wróciła do tej pierwotnej - Ani trochę? -wyszeptałem, obejmując jej drobną twarz, w moje ręce.

- Odsuń się ode mnie - nakazała, rzucając we mnie piorunami z oczu - Uszanuj moją przestrzeń osobistą, a ja uszanuję twoją.

Momentalnie się zaśmiałem.

- W takim razie mamy problem - oznajmiłem, przybliżając twarz do jej warg.

- Jaki problem? - zapytała na jednym tchu, odsuwając z impetem głowę w bok, tak żebym nie był w stanie jej pocałować, więc jedynie musnąłem wargami jej uwydatniony policzek.

- A taki, że ja nie mam do ciebie żadnego dystansu, tylko ty do mnie - wyjaśniłem nieco zirytowany, pozostając przy szepcie.

- Nie widzę w tym problemu, Jon - stwierdziła obojętnym tonem, próbując się wydostać z w mojego objęcia, więc ją przytrzymałem jeszcze mocniej.

- Nie uciekniesz mi, wiesz o tym, Carter nie? - spytałem, szepcząc do jej lewego ucha - Z tego pokoju nie ma ucieczki.

- Zewsząd jest ucieczka o ile coś ma drzwi lub okno - oświadczyła, z wciąż obróconą głową w bok - Lub przejście wentylacyjne - dodała nagle, na co się uśmiechnąłem.

- Moje objęcie nie zawiera żadnego przejścia - wytłumaczyłem, dochodząc do wniosku, że znowu się nie rozumiemy - Jedynie klucz, na który cię nie stać.

- Więc sprawdź.

- Ciebie? - zapytałem z zawadiackim uśmiechem - Skoro nale..

- Nie w ten sposób - warknęła szybko - Sprawdź czy mnie na stać na ten twój klucz.

Raptownie się zaśmiałem rozbawiony. Ten mały nerd nie przestanie mnie zadziwiać.

- Potrafiłabyś poprosić i przeprosić równocześnie, tak żeby twoja wewnętrzna-ja na tym nie ucierpiała, mały nerdzie? - zapytałem, przyglądając się jej uważnie, na co w końcu obróciła twarz, w moja stronę, przyglądając mi się ze zmrużonymi oczami.

- Nie sądzę - stwierdziła po chwili ze zniesmaczonym tonem - Mógłbyś mi wyjaśnić jaka jest różnica pomiędzy tym co chcesz, a tym co robisz?

- Żadna - odpowiedziałem bez zastanowienia.

Niektórych spraw nie trzeba analizować, bo są tak banalne, że aż nie warte przemyślenia.

- Więc utknęliśmy w punkcie bez wyjścia - stwierdziła nieco rozbawionym głosem - Powiedz... Czy to cię aby nie podnieca? - spytała nagle, na co moje kąciki ust drgnęły.

Nagle znowu objąłem jej twarz, przejeżdżając czule obydwoma kciukami po jej wargach.

- Jak cholera - przyznałem, niemalże stykając się swoimi ustami z jej - A ciebie nie? - spytałem podejrzliwie, przypierając ją nagle do bordowej ściany, na co cicho jęknęła pod wpływem uderzenia.

Już  miałem ją  pocałować i byłem  nawet prawie pewny, że  mnie nie odepchnie, ale momentalnie po pokoju rozszedł się głośny dźwięk puszczania pawia. Raptownie obróciłem głowę  w tył z nadzieją, że  ten odór, to nie to co myślę po czym zacisnąłem zęby rozjeżony.

- Ty piepszony kretnie! - warknąłem w stronę ledwo przytomnego Justina, odchodzący pospieszni od Isabelle - Jeżeli tego nie Posprzątasz po sobie, to przysięgam, że wytarzam twoj ryj w tych rzygach - dodałem wrogo.

Nie, to nie jest żart. Jestem do tego zdolny tak samo jak jakaś płatna dziwka do obciągnięcia nieznajomemu.

- Jon - wtrąciła się nagle Izzy - On nie kontaktuje. Daj mu spokój - dodała nalegająco, przepychając się przeze mnie prosto do blondyna, który leżał na rogu łóżka z lewą ręką zawieszoną w powietrzu.

Zajebiście. Westchnąłem po czym skierowałem się do drzwi bez słowa. Już miałem wychodzić kiedy momentalnie przystanąłem, obróciwszy głowę w tył.

- Żeby nie było - warknąłem - Wychodzę, bo dusi mnie ten smród, a nie dlatego że kazałaś go zostawić w spokoju - oznajmiłam zdegustowany, a następnie wyszedłem słysząc jedynie jej rozbawione prychnięcie.

Jeżeli ktoś szuka porady jak się nie skompromitować jeszcze bardziej - to kurwa nie do mnie.

-----------------------------

Boże, już minęły 3 miesiące od ostatniego rozdziału ? Wow. Wybaczcie..

#like n comment 😊












To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 22, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Belle (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz