Biologia

329 27 0
                                    


Roz. 9

Niektórzy ludzie bywają bardzo nerwowi i uwzięcie dążą do tego by kogoś zniweczyć, mimo przeszkód jakie czyhają ich po drodze. Mówiąc konkretniej, mam na myśli moją nauczycielkę od biologii.

- Carter, pała! - wrzasnęła na całą klasę, a ja oblałam się lekkim rumieńcem widząc wszystkie spojrzenia uczniów na sobie.

Usiadłam grzecznie bez słowa na drewniane, jasne krzesło i obserwowałam białą tablicę, po której pani Blair (czyt. Bler) pisała czarnym pisakiem. Skąd mam wiedzieć jak nazywa się ta część ciała człowieka? Nigdy bym nie pomyślała, że to ma jakąś nazwę.. Tak czy owak, zaliczyłabym to do działu 'te niepotrzebne'. 

Pani Blair, kobieta o czarnych włosach jak heban, sięgających do końcówek uszu z okularami o czarnej oprawce, zielonym swetrze bez wzoru i ciemnych jeansach. Nie lubię jej, a ona chyba mnie. Oczywiście to, że pisała jak zahipnotyzowana, a ja patrzałam na każde słówko, wcale a wcale nie oznaczało, że 'wkuwałam' to do głowy.  Moja uwaga była bardziej skupiona na czymś takim jak.. Odbiór stroju cheeleaderki i oficjalne ogłoszenie, że nią będę. Do tego pewna dręcząca mnie myśl nie dawała mi spokoju. Dlaczego to Jon miał mnie prosić o 'przysługę' i czemu to niby on miałby ponieść konsekwencje gdybym się nie zgodziła?

Odruchowo podrapałam się po podbródku, zapatrzona w kant rogu mojej ławki. Momentalnie poczułam jak czyjś łokieć wbija mi się pomiędzy żebra. Był to gest, który natychmiast wyrwał mnie z potoku myśli. Zerknęłam na bok, mrużąc oczy.

- Mam nadzieje, że to o mnie tak intensywnie dumasz - uśmiechnął się łobuzersko.

Westchnęłam odwracając się z powrotem w stronę pani Blair. Próbowałam za wszelką cenę unikać Jona, mimo że miałam z nim aktualnie biologię. 

Ogólnie to dzisiejsza lekcja była dziwna, bo przeważnie żadna z klas nas nie odwiedza, żeby przypomnieć sobie temat z niższej klasy, ale dzisiaj zrobili sobie chyba jakiś wyjątek. 

Zawsze siedzimy w pojedynczych ławkach, a dzisiaj musieliśmy usiąść parami. Zarezerwowałam specjalnie, obok siebie miejsce dla Matta, ale jak się okazało, usiadł sobie do Caroline i zostałam sama. Zerknęłam kątem oka na Jona. No może niezupełnie 'sama'.. Dosiadł się do mnie uważając, że musi 'ocieplić' ze mną stosunek. Tylko że nie przewidział jednego. Mojego uporczywego milczenia.

Nie wiem kto mu kazał być uprzejmym, w pewnym sensie, ale skoro to robi, to pewnie ma powód, bo przecież nadęty Jon w życiu by nie wyszedł z inicjatywy by być dla kogoś w takim stopniu miłym.

- No co jest, mały nerdzie? - dopytywał szeptem.

Zacisnęłam zęby. Jestem pewna, że gdy powiem choć jedno słowo, dostanę kolejną pałę. Ta kobieta się na mnie uwzięła, a Jon.. Jon to Jon.  Obróciłam głowę w jego stronę i obdarowałam go sztucznym uśmiechem po czym znowu zwróciłam twarz w stronę tablicy, która była doszczętnie wymazana jakimiś słowami i rysunkami, które nic mi nie mówiły.

Nagle podskoczyłam czując dłoń Jonathana na swoim udzie i uderzyłam z hukiem, kolanem w ławkę. Znowu napotkałam spojrzenie innych i po raz kolejny spąsowiałam.

- Carter, jeżeli jeszcze raz zakłócisz moje zajęcia, wywalę cię z klasy! - wrzasnęła pani Blair.

Pokiwałam głową speszona.

- Prze-prze-praszam - wydukałam  skołowana spuszczając głowę w dół jak pies, który dostał gazetą.

Kątem oka dostrzegłam mały uśmiech, który pojawił się na twarzy Jona. Zacisnęłam jedną rękę w pięść, a drugą rozmasowywałam moje nagie i całe obolałe kolano.  Strasznie piekło i nie wiedziałam dlaczego. Oderwałam dłoń by na nie zerknąć. Ściągnęłam brwi widząc powoli przedostającą się na powierzchnię krew. Jakim cudem do tego doszło? 

Belle (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz