PARTY HARD CLUB

312 25 0
                                    

Roz. 12

Impreza trwa w najlepsze, chociaż nie mówię, że to ja się 'super dobrze' bawię. Głośna muzyka dudniła mi w uszach niczym dzwony w kościele. Ciemne oświetlenie dodawało specjalny urok temu miejscu. Niby takie zabawy to nie dla mnie, ale.. gdyby się tak naprawdę głęboko zastanowić, to jest całkiem fajnie.
Jestem pewna, że byłoby lepiej gdyby nie pewien koleś, którego, zdaje się, przeznaczeniem jest mnie gnębić. Westchnęłam dostrzegając go przy barze. Dobrze się w sumie składa, bo kojący moje myśli drink, jest na wykończeniu. Westchnęłam.
- Gdzie byłaś? - spytał nagle Jon gdy podeszłam do reszty męskiej ekipy.
Mówiąc 'ekipa', miałam na myśli Matta i Dylana, którzy jakoś nie okazali zainteresowania kiedy do nich dołączyłam. Pewnie dlatego, że byli zajęci rozmową z jakimiś blond bliźniaczkami, które pierwszy raz w życiu widzę na oczy.
Ściągnęłam brwi, raptownie przypominając sobie 'opiekuńcze pytanie' chłopaka.
- W łazience - bąknęłam rozdrażniona - Szczegóły też chcesz wiedzieć?
Uniósł brwi zaskoczony moją opryskliwą reakcją. Wzruszyłam ramionami odpowiadając grymasem na grymas. To nie tak, że to ja jestem teraz 'ta chamska', tylko głupie docinki Jona, przed wejściem na impreze Nate'a, mnie zdenerwowały.
- Izzy! - usłyszałam za sobą piskliwy krzyk Alison - Gdzie byłaś tak długo? - rzuciła mi się w ramiona, ściskając jak jakąś pluszową zabawkę.
Kochana, pijana Alison, która w przeciągu kilku godzin okazała się być naprawdę zabawna i fajna, była teraz naprawdę szalona. Zaśmiałam się głośno, przypominając sobie, że po pierwsze, jeszcze wczoraj nie bardzo ją lubiłam, po drugie, że rozbawiła mnie jej pijana postawa, a po trzecie, że nabrałam nagłej ochoty by dokuczyć mojemu 'opiekuńczemu koledze', który jak wcześniej wspomniałam, nadepnął mi na odcisk.
- Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i świadomością, że Jon się wkurzy, bo powiedziałam mu zupełnie coś innego.
Jeju.. Wystarczy kilka skromnych łyków wysokoprocentowego napoju, a już robię się odważniejsza w słowach no i bezczelniejsza zarazem. Uśmiechnęłam się szeroko odwracając twarz w stronę chłopaka, którego mina mówiła sama za siebie. Był wściekły i to prawdopodobnie dzięki mnie.
No cóż.. Jestem twórczym konwersatorem.
Z resztą, świeże powietrze dobrze ludziom robi gdy są wzburzeni czyimś szczeniackim zachowaniem.
- No co? - palnęłam zgrywając taką typową głupią, idiotkę jak to w zwyczaju robiłam gdy byłam podpita i wściekła na daną osobę.
Nie było to ani trochę zabawne, a jednak zaśmiałam się jak głupia.
- Coś mnie ominęło? - wturowała nagle Caroline, która nie wiadomo skąd przyszła, ale wyglądała na rozpromienioną.
Zaśmiałam się znowu, tylko tym razem z brunetką włącznie.
- Izzy dokucza Joniemu - odpowiedziała Alison, używając zdrobnienia, od którego Jonowi podwyższa się ciśnienie.
Zerknęłam perfidnie kątem oka na niego. Wywrócił akurat oczami.
- Nic nowego - westchnęła blondyna - Za to wam powiem, że Nate ma dość przyzwoite mięśnie brzucha - zachichotała obracając się w rytmie głośnej muzyki.
Spojrzałyśmy na siebie znaczącą razem z Alison.
- Jak to? Ale .. Co? - niemalże wypiszczała brunetka, naskakując na Caroline.
Wybuchnęłyśmy wszystkie nagłym śmiechem, tak że nawet zajęci bajerowaniem jakiś studentek, Matt i Dylan, odwrócili się ze ściągniętymi brwiami i pytającymi spojrzeniami. Najpierw bliźniaczki, a teraz one? Chyba coś im nie idzie.. Albo to z tymi 'paniami' było coś nie tak.
Ciekawi mnie dlaczego boski Jon z nikim nie flirtuje.. Znaczy nie. Absolutnie mnie to nie obchodzi. Ani trochę. W ogóle nie. Zdecydowanie.
- Ejjj.. - przyciągnęła raptem Alison, wygrywając mnie z mojego potoku nieproszonych myśli - Kim jest ten blondynek obok Nate'a? - zerknęła na Caroline, która uśmiechnęła się szeroko i której mina mówiła " A taki jeden" - Poznaj mnie z nim - nakazała, a na twarzy blondynki jak i na mojej, pojawił się szeroki uśmiech, słysząc poważny i stanowczy ton brunetki - Teraz. Zaraz. Już. - pociągnęła ją w stronę jubilata i jego przystojnego kolegi, którzy stali przy stołach bilardowych i trzymali w rękach czerwone drinki.
Zostawiły mnie. Tak nadzwyczajniej w świecie sobie poszły. Westchnęłam dopijając kolorowy płyn z procentami do końca i odstawiłam na czarny, marmurowy blat.
Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy się dobrze bawili, tańcząc, śmiejąc się do rozpuku, wygłupiając, siedząc, stojąc czy rozmawiając, a nawet śpiewając czy raczej fałszując. Uśmiechnęłam się pod nosem. I pomyśleć, że to dzięki alkoholowi. Przeczesałam ręka włosy i usiadłam elegancko na wysokie, burgundowe krzesło barowe.
- Co znowu cholera zrobiłem? - usłyszałam głos, którego absolutnie nie miałam ochoty usłyszeć w przeciągu najbliższych kilku godzin.
- Idź sobie - jęknęłam, pokazując ręką barmanowi żeby podszedł.
Najważniejsze - nie patrz mu prosto w zielone źrenice.
- Nie - zaprotestował od razu, siadając obok mnie na drugie krzesło.
Wywróciłam oczami. 'A jak żeby inaczej? ' wymamrotałam pod nosem bezdźwięcznie.
Nie minęło pięć sekund, a barman znalazł się tuż przede mną. Był to atrakcyjny, młody i wysoki blondyn o błękitnych oczach z czarnym kolczykiem w wardze. Uśmiechnął się szelmowsko do mnie, a ja nie pozostałam mu niczego dlużna i zrobiłam identycznie. Jestem niemalże przekonana, że zauważył jak szybko go 'obczaiłam'.
- Co dla ciebie, słoneczko? - spytał z tajemniczym uśmiechem na buzi.
Założyłam uciekające włosy za ucho, czując jak robi mi się cieplej niż było jeszcze dwie minuty temu.
- Jeden Blue Heaven, poproszę - oznajmiłam pogodnie.
Wyszczerzył zęby po czym sięgnął jednym ruchem ręki po srebrnego shakera pod blatem. Nalał do niego 'coś', bo bądźmy szczerzy - nie znam się, a poza tym moja uwaga była bardziej skupiona na jego kolczyku, który niesamowicie przyciągnął moją osobę.
Spojrzał na mnie ukradkiem gdy zabierał się do potrząsania shakerem.
Normalnie utonęłam w tych jego błękitnych źrenicach. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja oblałam się rumieńcem. Uśmiechnął się uwodzicielsko w moim kierunku po czym zaczął potrząsać urządzeniem.
- Gotowe - oświadczył po chwili skupienia i wlał niebieską, wysokoprocentową ciecz do mojej szklanki.
Moje kąciki ust, wywinęły się do góry po czym upiłam skromnego łyka.
- I jak? - spytał zaciekawiony, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Krępujące..
- Wystarczająco - fuknął nagle Jon, o którego istnieniu totalnie zapomniałam - Jak dla niej - dodał szybko.
Spiorunowałam go wzrokiem. No i na co się wtrącasz?
- Nie z tobą rozmawiam, kretynie - skarciłam go, biorąc kolejne hausty i wciąż na niego nie patrząc.
Nie musialam z nim się mierzyć wzrokiem żeby wiedzieć, że na mnie bacznie spogląda . Uśmiechnęłam sie do przystojnego barmana i wyciągnęłam w jego kierunku rękę.
- Isabelle - przedstawiłam się wesoło.
Jego kąciki ust wygieły się w szeroki uśmiech. Zupełnie jak ja, potraktował Jona jak powietrze. I jest mi to na rękę.
- Luke - przedstawił się, ściskając moją drobną dłoń.
Uśmiechnęłam się kiedy żadne z nas nie zwolniło uchwytu.
- Zaraz kończę pracę - oświadczył z uśmiechem na ustach.
No właśnie. Usta. Ten kolczyk. Jezu. Matko.
- Coś proponujesz? - zaśmiałam się, co było za pewne spowodowane wypiciem zbyt dużej ilości alkoholu.
Zaśmiał się również. Ma uroczy śmiech. Mogłabym to nagrać i ustawić sobie brzmienie jego śmiechu jako budzik. Od razu lepiej by się człowiekowi wstawało.
- Powiedzmy, że mam niepochamowaną ochotę zaprosić cię jutro na kawę, a dzisiaj na drinka - mrugnął do mnie.
W tej samej chwili przeszedł mnie dziwny prąd gdy poczułam czyjąś dłoń na dolnej partii moich pleców. Mimowolnie puściłam dłoń nowo poznanego barmano-kolegi i odwrociłam zmieszana głowę w stronę Jona. Uniosłam brwi pytająco, strzepując w tej samej chwili jego rękę z siebie. Posłał mi rozbawiony uśmiech po czym spojrzał obojętnym wzrokiem na blondyna.
- Ona jest jutro zajęta, Luke. - odparł z powagą - Z drinka nic z tego, bo właśnie wychodzi.
Zamrugałam kilkakrotnie, nie zdejmując spojrzenia z Jona. Nie wierzę. No normalnie, nadzwyczajniej w świecie - nie wierzę.
- Bo? - zapytałam nadal lekko speszona nową sytuacją.
Zaśmiał się cicho. Nawet było w tym coś.. uroczego?
- Bo jutro idziemy do kina, a teraz cię zabieram do domu.
Przęłknęłam ślinę, bo raptem zrobiło mi się strasznie sucho w gardle. Ciekawe dlaczego.. Poczujecie ten sarkazm.
- Nie przypominam sobie żebym się z tobą umawiała, Jon - oznajmiłam, nadal lekko wytrącona z równowagi - A nawet gdyby, to musiałam doznać wtedy poważnego urazu głowy.
Znowu zachichotał, ale tym razem z Lukiem. Ściągnęłam brwi. I znowu jestem jedyną, która się nie śmieje w towarzystwie. Fajnie.
- Za to ja, nie przypominam sobie, żebyś skończyła *osiemnaście lat.
Zamurowało mnie. Jak on mógł mnie wydać w takiej sytuacji?! Zrobiło mi się potwornie głupio.. Czułam jak moje policzki płoną ze wstydu.
- Spokojnie - wturował blondyn - Na pewno spotkamy się na dniach - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Okej. Dobra. Powinnam się śmiać czy płakać?
- P-pewnie - zająkałam się.
Na twarzy Luka ukazał się szeroki uśmiech od ucha do ucha.
- No to jesteśmy umówieni, Isabelle.
- Tak. Jesteśmy - potwierdziłam z uśmiechem na twarzy.
Nie wiem z czego się tak cieszę, ale jedno jest pewne. Stan zdrowia Jona mnie nie pokoi. Czy on właśnie ubzdurał sobie, że gdzieś z nim wyjdę? Musiał nieźle uderzyć się w łeb gdy spadł z łóżka przy jaraniu blanta.
- Idę obsłużyć resztę - oświadczył nagle Luke - Do zobaczenia - puścił mi oczko - Cześć, Jon - pożegnał go .. oschle?
Moment. Chwila. Wróć. Jon? To oni się znają?!Nie, nie, nie, nie. Czy może jednak Tak?
Zerknęłam na Mcnathana gdy straciłam blondyna w zasięgu wzroku. Gapił się na ścianę z alkoholen, ilustrując każdą jedną butelkę. Uniosłam brwi do góry, ale on chyba nawet nie zauważył, że na niego patrzę. Odchrząknęłam.
- Odwieść cię? - spytał nagle jak wyrwany z transu.
Westchnęłam zrezygnowana. Zapowiada się ciężka noc.
- Nie. - warknęłam. - Nie lubię cię.
Uniósł brwi do góry zaskoczony.
- Cały czas mnie zadziwiasz.. - zaśmiał się - Jesteś pewna?
Wywróciłam oczami.
- Zdecydowanie tak.
- Chyba jednak ani trochę - na jego twarzy zawitał zadziorny grymas.
- Mylisz się.
- Nie. Myślę, że nie.
Prychnęłam.
- Nie pyskuj - fuknęłam, a on uśmiechnął się szeroko.
Co? Nie. To miało go wkurzyć.. Cholera, co z nim nie tak? Nie żeby zawsze był normalny, ale teraz to przesada.
Przeczesałam ręka włosy, zaczesując je do tyłu po czym rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na burgundowych ścianach, obok których jakiś blondyn tańczył ** 'dirty dancing' razem z Alison. Zmarszczyłam brwi. To brnie za daleko.
- Dobra - oznajmiłam wyniośle - Jeżeli chcesz być miły, bo zauszmy, upadłeś na głowę, to pierw pomożesz mi ogarnąć przyjaciół..
- Naszych - przerwał mi nagle.
Zmrużyłam oczy, wpatrując się w jego zielone ślepia, od których pewnie nie jedna się już rozpłynęła. Ciekawi mnie jakim cudem dochodzi często do tego, że jak się w niego zapatrzę, a on to zauważy, moje serce bije jak oszalałe.
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi..
- Naszych przyjaciół - poprawił - Nie zapominaj, że byli szybciej moimi znajomymi niż twoimi, Carter - uśmiechnął się zawadiacko.
Wywróciłam oczami.
- To tylko drobny detal - bąknęłam wzdychając ciężko.
Uniósł brwi do góry, świdrując mnie wzrokiem.
Ehh.. Znowu ta jego przerażająca mnie, mroczna strona.
- Gdzie jest Caroline? - spytał nagle, a mnie wręcz wmurowało w ziemię.
Wzruszyłam ramionami. Niby był to gest obojętności, jednak od środka coś mną wstrząsnęło.
- Chodź - pociągnął mnie nagle gdzieś w głąb tłumu zupełnie mi nie znanych ludzi.
Ściskał moją dłoń jakby było to coś nadzwyczaj normalnego, ale nie. To nie było normalne.
Przepchaliśmy się przez ogromną chmarę tańczących po czym znaleźliśmy się nagle przy lożach vipowskich. Zerknęłam niepewnie w stronę Jona., a on za to obdarował mnie łobuzerskim uśmieszkiem.
- Poczekaj tu chwilę - nakazał, wskazując palcem na duży, obszerny, bordowy fotel, usytuowany przy lożach. Pokręciłam głową buntowniczo po czym jednak usiadłam ze skupioną miną, obserwując w oddali jak ciemno-włosy podchodzi do jakiś trzech chłopaków wyglądających jakby byli w jego wieku i zaczął z nimi o czymś intensywnie rozmawiać. Oczywiście nie obeszło się bez gestykulacji rękami i gromkich śmiechach. Westchnęłam po czym nagle zamarłam gdy Jon wskazał na mnie palcem i cała trójka nieznanych mi 'gentelmenów' zaczęła kroczyć pewnym krokiem w moim kierunku. Wyprostowałam się natychmiast, a każde bicie mojego serca słyszałam co setną sekundę. Dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłam? Jejku, nie ukrywam, że zaczynam panikować.
Alison się spiła, Caroline zniknęła, Matt i Dylan pewnie szukają jakiegoś ustronnego miejsca, Jon nasłał na mnie jakiś trzech facetów i sam gdzieś sobie poszedł, a ja? Ja siedzę i panikuje.. Bo są coraz to bliżej. Uciekać czy też nie? I tak nie zdążę.. Albo raczej właściwym pytaniem jest, czy zaufać Jonowi czy lepiej nie? Oto jest poprawne pytanie.

--------------------------------------------

Hmm.. I co teraz? Co zrobi Bel? Co zrobią jej ci trzej? Zaufać Jonowi? Gdzie jest Caroline? Co z Alison?

Kim stanie się Luke, dla Izzy?

I tak, Luke to Luke Hemmings.

Do następnego rozdziału :*

**brudny taniec
*w Ameryce alkohol dozwolony jest od 21 roku życia, jednakże w moim opowiadaniu od 18 :)

Belle (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz