18. Nienawidziłam go całym sercem

40 2 0
                                    

W takich miejscach nie chciał być chyba nikt. Szpitale mają swój specyficzny zapach. Białe ściany mieszają się z pastelowym niebieskim. Wszystko jest takie mdłe i przerażające. Echo roznosi się w każdym miejscu, a w poszczególnych miejscach słychać dziwne odgłosy. Są numery sal, w których ludzie walczą o życie. W których nie wiadomo czy jest jeszcze o co walczyć.

Każdy krok, każdej osoby odbija się echem po całym budynku. Było tu może z trzy piętra ale i tak potrafię się zgubić nawet na jednym. Zimna podłoga i długie korytarze rozciągający się na kilka metrów. Puste, mroczne zakątki tego miejsca przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Czuję zimno. Czuję niepokój i osłabienie. Patrzę na tych wszystkich ludzi w poczekalni i zastanawiam się w jakiej sprawie tutaj przyszli. Może są to tylko ludzie odwiedzający a może są to pacjenci, którzy przyszli tutaj bo tak naprawdę zostali zmuszeni przez jakieś choroby bądź inne skaleczenia. W każdym razie i tak dla mnie to miejsce pozostanie znienawidzonym. Atmosfera tutaj przypomina wręcz grobową a po minach tych wszystkich ludzi siedzących tutaj tylko tą atmosferę potęgują. Nigdy nie lubiłam szpitali ani innych przychodni. Cisza, którą przerywają ciche szepty bądź dźwięki odbijających się butów bo podłoże może wydawać się bardzo dziwna do opisania.

Kiedy byłam mała, bawiłam się z Lily na podwórku i biegałyśmy bardzo blisko krawężnika. W końcu ja która ma dwie lewe nogi, potknęłam się i uderzyłam głową o kant krawężnika. I pewnie gdyby nie moje szczęście pewnie już bym nie żyła. Tył głowy miałam rozcięty, i nawet serce przestało mi bić na kilka sekund. Ratownicy szybko mnie odratowali i zszyli mi ranę. Mam teraz taką bliznę z tyłu głowy, ale jej nie widać bo zakrywają ją włosy. Leżałam wtedy miesiąc w szpitalu i leczyli mnie cały czas. A Lilly nawet nie chciała wracać do domu i była tak uparta, że musieli dać jej dodatkowe łóżko na salę żeby mogła być przez ten miesiąc ze mną. Rodziców ze mną nie było. Przyjechali tylko na jeden dzień kiedy to się stało, a później znów wyjechali. I tak było każdego pieprzonego dnia. Lilly ze mną siedziała, zajmowała mi czas, zagadywała mnie a ich nie było. Ja leżałam miesiąc w tym przeklętym miejscu, a ich nie było. Nawet nie wiedziałam gdzie się wtedy znajdują.

Kawa w moim ręku zdążyła już wystygnąć. Zimna podłoga, na której aktualnie siedziałam, była koloru którego nie za bardzo umiałam określić. Moje nogi zdążyły już zdrętwieć a kręgosłup już dawno mnie rozbolał. Wgapiałam się tępo w jeden punkt przed sobą na ścianie, a w głowie miałam tylko jedną osobę. Z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos.

- Państwo to rodzina pacjenta? - zapytał męski głos. Przekręciłam głowę w prawo i zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku. Miał on na sobie niebieski fartuch, a w ręku trzymał jakieś kartki.

- Ja jestem siostrą. - ona tam była. Nawet nie wiem kiedy się zjawiła. Widziałam tylko Sophie i Matta jak siedzieli na krzesłach zaraz obok mnie. Aleksy i Ben, siedzieli naprzeciwko.

- Dzień dobry. Jeżeli chodzi o stan pacjenta - jest stabilny. Pielęgniarki mówiły, że badania wynoszą duże osłabienie i problemy z cukrem w organizmie. Duży jego spadek, spowodował złe samopoczucie, które doprowadziło do zemdlenia. Można odwiedzić pacjenta, tylko nie wszyscy na raz. - minimalnie się uspokoiłam. Megan tylko wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z całą resztą i weszła do sali obok. Ja nawet nie miałam siły wstać. Nie wiem czy to z wykończenia fizycznego czy psychicznego. Jak tylko pomyślę o tym, że jemu mogło się stać coś poważniejszego aż mnie skręca w żołądku. I najgorsze jest to, że nie potrafię wytłumaczyć tego uczucia. Nie potrafię wytłumaczyć tego dlaczego tak się czuję. Dlaczego czuję większy niepokój od wszystkich tutaj zebranych.

- Masz. Powinno poprawić trochę humor. - zanim się obejrzałam, podszedł do mnie Ben z paczką cukierków pudrowych.

- Wiesz, że w tym momencie przepłaciłeś gdzieś z trzy razy?

SunsetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz