30.

94 25 55
                                    

Następnego dnia rano Marek odebrał telefon. Zdziwił się, gdy usłyszał znajomy głos:
- Witam, panie prezesie. Co słychać?
- Witam również. - odparł ostrożnie.

"Czego mąż Anki ode mnie chce?" - pomyślał. Przez głowę przesunęły mu się różne scenariusze rozmowy, obejmujące ostatnie zdarzenia. Ale spokojnie czekał.
- Zona mówiła mi, że chce ją pan zabrać w delegację. Mam nadzieję, że źle usłyszała... - zawieszenie głosu na końcu rozmowy nie nastroiło Marka pozytywnie do rozmówcy.
- A dlaczego ma pan taką nadzieję? Wyjazdy w delegację są częścią pracy w naszej agencji. To, że dotąd pani prezesowa nie pojechała, wynikało z konieczności zebrania przez nią doświadczenia. Teraz jest gotowa, żeby je spożytkować. I oczywiście nauczyć się czegoś więcej. Sam pan nam, panie prezesie, to wyartykułował, oczekując zatrudnienia żony na stanowisku kierowniczym.

Marek spokojnie zbierał argumenty i ubierał je w słowa. Starszy mężczyzna kontynuował:
- Owszem. Ale nie kryłem też, że jeśli żona się nie sprawdzi jako kierownik, nie będę oczekiwał dłuższej współpracy.
Przestało być spokojnie.
"Przechodzimy do sedna" - pomyślał Maciejewski, a głośno powiedział:
- Ale właśnie o to chodzi, że bardzo dobrze się sprawdziła. Jest dobrym, cenionym kierownikiem. Biorąc pod uwagę jej ... hm... niewielkie doświadczenie, to albo jest wyjątkowo zdolna, albo przez lata nauczyła się od pana prezesa, jak zarządzać ludźmi. Albo i to, i to, jak przystało na pańską małżonkę - dodał.

- Nie deprecjonuję zdolności i umiejętności mojej żony - zauważył Stawicki. - Niepokoi mnie jednak jej wyjazd w tygodniową delegację. Ania jest nadal niedoświadczona, nie wie, jakie niebezpieczeństwa wiążą się z takimi wyjazdami.

"Tu cię mam - pomyślał Marek. Zadbał, by jego głos był odpowiednio chłodny:
- Informuję, jeśli pani prezesowa panu nie powiedziała, że ja z nią jadę, żeby mieć pieczę nad jej niewielkim doświadczeniem. Mam nadzieję, że nie chce pan obrazić ani żony, ani mnie i nie zamierza pan ubrać swoich myśli w słowa?

Anka zajrzała do gabinetu, za przyzwoleniem sekretarki. Marek czekał na nią, żeby omówić wyjazd kontrolny. Machnął ręką, żeby weszła i poczekała chwilę. Mężczyzna, skupiony na rozmowie telefonicznej, wyglądał teraz zupełnie jak młodsza kopia Wiktora: takie samo stanowcze spojrzenie, postawa, chłodny głos i cedzenie słów:
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Do widzenia.

Kiedy zakończył połączenie, uśmiechnął się:
- Cześć, słonko. Dobrze, że jesteś i przepraszam, że czekałaś. Interesy... - machnął ręką:

- Omówmy szczegóły planowanej kontroli...
I przysiadł się do niej z laptopem w dłoniach.

***

Natalia bardzo mocno myślała nad tym, co jej powiedział Łukasz. Miał sporo racji.

"Nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. - pomyślała, godząc się z koniecznością wykazania większej odwagi i otwartości. - W zasadzie, tracę tylko święty spokój, gdyby Janek się dowiedział. Tylko i aż."

Wbrew samotłumaczeniom, nadal nie czuła się pewnie w roli uczestniczki w drugim związku. Nawet nie wiedziała, jak się określać, tak żeby nie czuć się winna. "Kochanka" miało negatywne konotacje. "Przyjaciółka" czy "partnerka" nie odpowiadało prawdzie. "Kobieta Łukasza" - brzmiało pejoratywnie. Skoro nawet nie potrafiła znaleźć odpowiedniego określenia, to jak miała funkcjonować w tej relacji?

Szczególnie, ze nie dawało się zapomnieć o normalnym, codziennym życiu. Kiedy wróciła do domu po dyżurze, powitał ją syn ze skwaszoną miną.

- Cześć, synuś! Co słychać? Coś się stało? - próbowała zagadywać, jednocześnie rozbierając się i zajmując obiadem.

Miłość na zakręcie  / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz