46.

86 22 9
                                    

Minął tydzień. Wiktor regularnie odwiedzał psychologa. Rozmowy z nim dużo mu dały. Gdyby kiedyś ktoś mu o tym powiedział, wyśmiałby go bez litości. I omijał zawodowo. Ludzi, którzy musieli korzystać z pomocy terapeuty, uważał za miękkich i niewiele wartych.
A teraz sam chodził na te spotkania, choć z mieszanymi uczuciami. Często zdarzało się podczas sesji, że miał ochotę wstać i wyjść. Ale siedział do końca. I ponieważ nie przywykł do marnowania czasu, starał się z tych spotkań wyciągnąć jak najwięcej.

- Dużo pan wie o żonie - zauważył psycholog. - O tym, co lubi, na czym jej zależy. I czego nie chce....
Wzruszył ramionami. Sam sobie nie zdawał sprawy, ile wie. To wychodziło teraz. Jaki kociątko ma rytm dnia, jakie lubi kwiaty, jaką kawę pije o poranku a jaką po południu, jakie książki czyta i jaką muzykę lubi. Notował to widocznie w myślach, sam nie wiedząc, że to robi:

- Widocznie to było zbyt mało, żeby ... - urwał.

- Żeby... - po chwili milczenia podchwycił psycholog.

- Żeby nie odeszła - wypalił zmęczony Wiktor. Trudno mu się było do tego przyznać, nawet przed sobą samym. Zawsze zakładał, że tak, jak jest, będzie zawsze. A przynajmniej, dopóki on tego będzie chciał. Kiedy kociątko odeszła zrozumiał, że nie jest już ośrodkiem jej życia. I że w tej drobnej, radosnej kobiecie drzemie siła, która pozwoliła jej na sprzeciw i bunt. Siła, której nie doceniał.

Mógłby postarać się zmusić ją do powrotu, choćby wstrzymując comiesięczny przelew na konto kociątka czy grożąc rozpoczęciem procedury rozwodowej, z wyszczególnieniem, jak niewiele ona  dostanie po ustaniu małżeństwa. Kiedy podpisywała intercyzę, była młoda, naiwna i zakochana. Zgodziła się na wszystko, a on to wykorzystał. W efekcie rozwodu dostałaby tylko marne grosze: odprawę w wysokości rocznego najniższego wynagrodzenia, liczonego z dnia wszczęcia procedury.  I nic więcej.

A że przez cały okres bycia z nim nie doznała trudów niedostatku, byłaby to cenna lekcja. Kto wie? Może nawet świadomość tego skłoniłaby ją do powrotu i przyznania, że zrobiła błąd?

- Ale czy zwycięstwo osiągnięte przy tak nierównych siłach jest wiele warte? - zastanowił się.
Ostatni nabrał zwyczaju mówienia do siebie. Szczególnie wieczorem, gdy zakończył pracę.
A ostatnio nie miał jej zbyt wiele. Ot, takie "bezprojekcie". Albo "międzyprojekcie". I na razie nie chciał mieć. Musiał odpocząć. 

Amerykański, jak go nazywał, choć sięgał również Kanady, Azji i Australii, projekt mocno go wypalił. Wymagał dużo pracy, podejmowania szybkich i trudnych decyzji i bezbłędnego reagowania. Ale się udało. Przekonał tych, którzy powinni zostać przekonani, spełnił wymagania techniczne i administracyjne, wdrożył prace nad systemem. Teraz wystarczy tylko trzymać rękę na pulsie i reagować na wyłaniające się problemy.
To mógł robić i robił tamtejszy zespół. Który zawsze mógł sięgnąć po zasoby z warszawskiej centrali.

- Cieszyć się spokojem - powiedział głośno, obracając szklaneczkę whisky w palcach. Siedział na tarasie, na ławce - huśtawce, wspominając, jak wiele czasu spędzała tu kociątko.
Co z tego, że miał ten osławiony spokój, jak nie miał go z kim dzielić?
Budził się sam i sam zasypiał, wspominając ciepłe i miękkie ciało żony, tak ufnie się w niego wtulające... Czy jeszcze kiedyś tak szczerze się do niego przytuli?

Dużo myślał. Bardzo dużo. Rozmowy z psychologiem, bardzo intensywne, uruchomiły w jego umyśle zupełnie inne obszary.
- Nie jest sztuką siłą wymóc wygraną na słabszym przeciwniku - mówił psycholog. - Pokonać i zmusić do uległości. Dużo trudniej jest przekonać. Ale i satysfakcja jest większa a zwycięstwo słodsze.

Przyznawał mu rację. Mógł pewnie zmusić kociątko, żeby do niego wróciła. Tylko co mu z tego przyjdzie, poza doraźnym odtrąbieniem zwycięstwa? Ulegając pod presją siły, jeśli nawet wróci, to na krótko i będzie szukała nowego wyjścia z sytuacji. I ucieknie po raz drugi. A tego nie chciał.

Miłość na zakręcie  / 18+ / ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz