Rozdział 4

44 3 3
                                    

Był czwartek. Jutro impreza urodzinowa u Davida, a ja nadal nie wiem co ubiorę. Poprosiłam Emmę żeby jutro do mnie przyszła i razem się przyszykujemy.

Właśnie wracam ze szkoły. Byłam bardzo zmęczona, ponieważ miałam dwa wf. Kto wymyślił dwa wf na świeżym powietrzu?! No kto?! Ten ktoś chyba nigdy nie ćwiczył 90 minut na dworze.

Weszłam do domu i zauważyłam mamę siedzącą na kanapie. Zdjęłam buty i podeszłam do niej, i się przywitałam.

- Hej, wszystko w porządku? - zapytam, ponieważ nie wyglądała za dobrze. Miała podkrążone oczy. Widać było, że mało spała. Jej makijaż był w fatalnym stanie ona też.

- Część, nie nie jest dobrze... - odpowiedziała i właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Dobrze, że nie obwijała w bawełnę.

- To co się stało, bo wyglądasz fatalnie?

- Tak wiem, że nie wyglądam za dobrze. Muszę wyjechać w delegacje na tydzień. Lecę samolotem do innego kraju. Do Francji - powiedziała mama ze smutkiem w głosie. Moim zdaniem to bardzo fajnie odpocznie sobie trochę od nas i naszego miasta a poleci do Francji do państwa, które od zawsze kochałam i będę kochać. Zawsze chciałam polecieć do Paryża, zobaczyć Wieżę Eiffla na własne oczy, wejść do jednego z największych muzeum w Europie czyli do Luwru, a także pojechać i zwiedzić Katedrę Notre-Dame, ale jeszcze mi się to nie udało.

- Mamo to świetna wiadomość! Odpoczniesz sobie ode mnie i Olivera. Polecisz zwiedzić Paryż! Wiesz jak ja chciałabym być tam za Cibie?! - byłam tą wiadomością bardzo podekscytowana.

- Wiem słońce, ale ja boję się was zostawić tu samych.

- Mamo ja mam 17 lat a Oliver 18. Poradzimy sobie. Mówiłaś już Oliverowi? - zapytałam, ponieważ on by był tego samego zdania co ja. Na moje pytanie mama przytaknęła.

- I co powiedział?

- Zareagował tak samo jak ty. Muszę iść się pakować, jeśli chce lecieć, bo jutro o ósmej mam wylot.

- Dobrze. Nie martw się my sobie tu świetnie poradzimy.

Obudziłam się przed siódmą. Szybciutko się ogarnęłam i zeszłam na dół gdzie czekali na mnie mama i Oliver.

-Tylko bądźcie grzeczni. Żadnych imprez , Oliver pilnuj Diany, a ty Diana pilnuj swojego brat. Ja będę za tydzień w piątek wieczorem. Uczcie się...- wymieniała dalej mama co będziemy mogli a czego nie, co będziemy musieli a czego nie.

- Pa Mamo! Baw się dobrze! I nie martw się my sobie poradzimy! - powiedział mój brat a ja podeszłam do mamy i ja przytuliłam. Po chwili mama wyszła, wsiadła do białego BMW i odjechała.

Mama pojechała dobre 30 min temu. Ja właśnie szykowałam się do wyjścia z domu. Jednak mój brat miał inne plany. Powiedział, że ona zostaje, bo mu się po prostu nie chce. Też bym tak chciała, ale mama pewno by się zdenerwowała jakby zobaczyła nieobecność swojej córki, a wolę jej nie martwić.

Lekcje minęły szybko. Jeszcze odwołali nam ostatnią historię więc kończyłam o  godzinę wcześniej. Super! Byłam już w domu i przygotowywałam się do treningu z Willem. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do torby i wyszłam z domu. Znowu! Ostatnio zauważyłam, że w ciągu dnia nie ma mnie w domu. Można mnie zastać w domu od godziny 23 do 7:30 no ale cóż ŻYCIE.

Byłam już na sali treningowej. Zrobiłam rozgrzewkę jak zawsze I czekałam na Willa i trenerkę. Nigdy chyba tego nie mówiłam, ale moja trenerka miała na imię Luna.

Czekałam dobre 10 min i nikt się nie zjawiał była już 19:05, a powinni być o 19:00 pięć minut spóźnienia! Przyszli. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy a bardziej kto to Will. Jego włosy były ułożone w artystycznym nieładzie. Wyglądał dobrze bardzo dobrze. Diana nawet tak nie myśl!!! To twój wróg! Co prawda ostatnio przeszliśmy na przyjaciół ale i tak za nim nie przepadam.

- Hej Dianko - powiedział Will i szybko do mnie podszedł. Najbardziej zdziwiło mnie zrobienie mojego imienia Dianko. Nie spodziewałam się po nim tego. Doszłam do wniosku, że po nim można się wszystkiego spodziewać.

Will zrobił rozgrzewkę i przeszliśmy do ćwiczenia kroków i figur. Robiłam jeden, dwa, trzy piruety i przy czwartym się poślizgnęłam. Jednak moje ciało nie spotkało się z podłogą, spotkało się z dłońmi Willa, który mnie złapał.

- Uważaj koniczynko, bo jeszcze sobie coś zrobisz - przy wypowiadaniu tych słów cały czas patrzył mi głęboko w oczy. Nadal mnie trzymał i nachylał się na de mną. Czułam jego oddech na swoim policzku. Jego serce biło bardzo mocno.

- Koniczynko?

- Tak, koniczynko.

Poprawiliśmy jeszcze nasza chorografię  i była już gotowa. Zawody były za tydzień w sobotę. Zawołaliśmy Lunę żeby zobaczyła czy jest dobrze.

Will podnosił mnie obracał wokół własnej, mojej osi. Skakałam, oraz robiła szpagatu w powietrzu. Dużo się działo. I to właśnie lubiłam. W końcu czułam, że żyję!

- Świetnie! Popracujemy nad początkiem i będzie rewelacyjnie - powiedziała trenerka. Była z nas bardzo zadowolona i to było widać.

- Myślisz, że wygramy? - zapytał Will gdy wychodziliśmy z budynku.

- Oczywiście. Nie dopuszczam do siebie innej myśli.

- Fajnie, że myślisz tak pozytywnie - zdziwiłam się, bo od dłuższego czasy prawił mi komplementy i mówił do mnie tak słodziutko.

- A ty nie sądzisz, że wygramy? Inni nie mają z nimi szans. Nasza dwójka na parkiecie jest nie zastąpiona - powiedziałam prawdę. Ja tak uważałam, na sali byliśmy naprawdę dobrze zgrani ze sobą
Ufałam mu, aż dziwne, bo przecież nie przepadam za nim.

- Też tak sądzę jesteśmy po prostu znakomici. Ty koniczynko jesteś znakomita w tym co robisz. Widać, że to kochasz, że kochasz tańczyć wtedy żyjesz.

- No bo tak właśnie jest. Podwieziesz mnie do domu? Jest już późno i ciemno - nie chciało mi się iść 15 minut z buta do domu. Oliver pewno jest na imprezie, więc go nie ma.

- Jasne Ciebie zawsze - uśmiechnął się i otworzył drzwi kierowcy. Wsiadła do samochodu, ja zrobiłam dokładnie to samo.

Podjechaliśmy pod mój dom. Wszystkie światła  były zgaszone. Zapewne Oliver był na imprezie albo z kumplami.

- Wiesz może gdzie jest Oliver i kiedy będzie w domu? - zapytałam Willa zanim wysiadłam z auta.

- Nie mam pojęcia nie odzywał się do mnie od dobrych pięciu godzin - dziwne, że się do Willa nie odzywał przez taki długi czas. Są najlepszymi przyjaciółmi, bez sobie nie mogą żyć. Oliver nie dawał znaku życia od pięciu godzin.

- Dobra to pa - rzuciłam szybko i wysiadłam z samochodu. Nie czekałam na odpowiedź ze strony chłopaka po prostu odeszłam. Skierowałam się do domu, a Will odjechał. Położyłam się spać o godzinie 23:40. Gdy zasypiałam Olivera nadal nie było w domu. Dostałam także wiadomość od Will, że nie odbiera od niego, ale zapewne wróci w nocy, albo nad ranem. Druga opcja była bardziej prawdopodobna.

Czwarty rozdział jak na razie najdłuższy. Mam nadziej, że wam się spodoba.

Błędy, korekta cokolwiek >>

Dancing TogetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz