Rozdział 23

18 2 1
                                    

Perspektywa Willa

Nie posłuchałem Diany. Mówiła mi, że mam iść do domu, położyć się i odpocząć, ale ja nie mogłem jej zostawić. Nie po tym jak mogła umrzeć. Ona się z tym pogodziła, ale ja nie. Dziwiłem się jej jak ona potrafiła pogodzić się z czymś takim. Siedziałem przed jej salą i czekałam na lekarza, który ma obchód o dwudziestej trzeciej. Przez całe po południe myślałem o słowach, które Diana mi powiedziała. Ona chciała mnie przygotować na pożegnanie, ale ja nie potrafiłbym się z nią pożegnać. Ona po prostu musi żyć, ma dla kogo.

Lekarz skończył obchód i podszedł do mnie.

- Ona będzie żyć, prawda? - wstałem z krzesła i zacząłem nerwowo chodzić po korytarzu. 

- Proszę pana jest taka możliwość, ale trzeba się przygotować  na najgorsze - powiedział i odszedł. Nie dowierzałem w to co usłyszałem. Jest taka możliwość. Kurwa ona ma żyć, ale ten lekarz tego nie rozumie. Byłem wściekły, aż miałem ochotę coś rozjebać. Usiadłem na krzesło, an którym wcześniej siedziałem i zacząłem przeglądać social media, ale to nie pomagało. Wyskakiwały mi jakieś szczęśliwie pary, a moja druga połówka właśnie walczy o życie i może umrzeć. Świetnie.

Zdaję mi się, że przysnęło mi się, ponieważ obudziły mnie głośne krzyki lekarki. Nie wiedziałem co się dzieję, ale te krzyki były nie po kojące, ponieważ dobiegały z sali Diany. Nie nie nie. Nie teraz. Wstałem i biegiem ruszyłem do sali mojej brunetki. Przy jej łóżku stała pielęgniarka, która miała dziś nocną zmianę. Wszytko działo się szybko. Bardzo szybko. Zostałem wyproszony z sali, bo stan Diany się pogarszał w bardzo szybkim tempie. Brunetka została przewieziona na łóżko na inną salę chyba operacyjną, ale nie jestem pewien. Szedłem przez cała tą drogę razem z nią.

- Koniczynko - wyszeptałem gdy wprowadzili ją na salę, na którą zakazali wchodzić komukolwiek z zewnątrz. Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Oliviera.

- Halo co się stało? - zaczął Olivier. On już wiedział, że coś się stało.

- Cześć słuchaj stan Diany jest poważny. Przewieźli ją na salę operacyjną. Nie jest dobrze przyjeżdżaj szybko - powiedziałem nie mal przez łzy.

- Czekaj co? Ty jesteś w szpitalu? - czy ona na prawdę nie rozumiał, że sytuacja jest poważna? Ona czasami jest na prawdę oderwany od rzeczywistości.

- Tak. Pospiesz się. Z Dianą jest bardzo ciężko. Na razie lekarze nic mi nie powiedzieli, ale pewnie i tak mi nic nie zdradzą, bo nie jestem z rodziny. Musisz przyjechać i to szybko - pospieszałem go.

- Dobra jadę już. Nie ruszaj się z tamtą - nie miałem najmniejszej ochoty. Chciałem być przy mojej koniczynce.  Miałem tylko nadzieję, że ona jeszcze nie umiera. Jakiś lekarz wychodził z sali, a potem do niej wchodził. Próbowałem dowiedzieć się co z moją Dianą, ale na marne. W tym czasie przyjechał Olivier i też wypytywał lekarzy, ale oni nawet z nim nie chcieli rozmawiać. Mój najlepszy przyjaciel chodził nerwowo po korytarzu i najprawdopodobniej zrobił więcej kilometrów niż przeciętny biegacz, a chodził po szpitalnym korytarzu w tą i powrotem.

Z sali, na którą została przewieziona Diana wyszła pielęgniarka.

- Przepraszam - powiedziałem. Pielęgniarka odwróciła się i nie wyglądała na zadowoloną - jaki jest stan Diany? - spytałem. Łzy znowu cisnęły mi się do oczu, ale musiałem je powstrzymać.

- Niestety, ale nie mogę powiedzieć. Pacjentka jest w trakcie operacji. Robimy na prawdę wszystko co w naszej mocy żeby żyła, ale choroba jest silniejsza, a teraz przepraszam - powiedziała i zniknęła za ścianą. Wróciłem na krzesło i schowałem twarz w dłoniach. Oni muszą ją uleczyć, ona musi żyć, nie tylko dla mnie, ale dla Emmy, Oliviera i jej mamy.

Po jakiejś pół godzinie wyszedł jeden z lekarzy. I po jego minie można było stwierdzić, że nie miał dobrych wieści. Na szczęście nie ominął nas tak jak robili wszyscy pozostali lekarze i pielęgniarki tylko podszedł do nas. Bałem się co mogę usłyszeć z jego ust.

- Są państwo z rodziny? - zapytał lekarz. Musiałem się przygotować na najgorsze, ale nie potrafiłem. Nie umiałem się pogodzić  zmyślą, że mogła umrzeć, a co dopiero musiałbym się pogodzić z faktem, że odeszła.

- Tak - odpowiedziałem w tym samym momencie co Olivier. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie będę płakał aż nie dowiem się co chce nam przekazać lekarz.

- Nie jest to łatwa wiadomość do przekazania. Diana Liw odeszła z tego świata - zawahał się w pewnej chwili, a potem kontynuował - bardzo mi przykro - przyznał. Nie dowierzałem w to co powiedział lekarz. On gdzieś zniknął,  a ja zostałem sam z swoimi myślami, ponieważ Olivier zadzwonił do mamy. To nie mogło być prawdą. Nie nie nie. Ona musi żyć. Było we mnie tyle emocji, że nie da się tego opisać słowami. Znowu miałem chęć w coś przyjebać. powstrzymywałem łzy, ale już dłużej nie mogłem. Po moim policzku spłynęła jedna, druga, trzecia, czwarta, piąta i tak bez końca. Uszczypnijcie mnie to jest tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę. Ale tak nie było. To nie był sen tylko rzeczywistość.

- Stary jadę po mamę nie chciałbym cię zostawiać samego, ale nie mam innego wybory. Boję się, że mamie też może się pogorszyć choroba - powiedział Olivier na co ja kiwnąłem głową, a Olivier zniknął za ścianą. Podszedłem do drzwi. Było one od sali Diany tam za tymi drzwiami znajdowała się moja martwa koniczynka. Czułem się bardzo dziwnie. Właśnie straciłem kogoś kto wypełnił moje szare i ponure życie szczęściem i kolorem. Nie mogłem w to uwierzyć, ani się z tym pogodzić. Dla mnie była to istna tragedia.

Po opanowaniu moich emocji i mamy Diany udaliśmy się do lekarza po akt zgonu. Dziwiłem się, bo dali nam go od razu. zawsze myślałem, że trzeba na niego czekać. No chyba, że zależało to od okoliczności w jakich umierała dana osoby. Wziąłem go do ręki i zacząłem czytać. Łzy spływały mi po policzkach. Nie kontrolowałem ich. Po tym wszystkim udaliśmy się do domu państwa Liw. Mama Diany i Oliviera zaproponowała mi żebym spał u nich, ponieważ dla nas wszystkich to będzie i jest ciężka noc. Pani Liw powiedziała mi także, że jeśli chcę mogę spać u Diany, ale ja nie potrafiłem. Wszystkie wspomnienia z nią wracały. Dlatego położyłam się w salonie na kanapie. W domu panowała smutna i dziwna atmosfera. Nikt się do nikogo nie odzywał i mi to było na rękę, bo czułem, że jakbym cokolwiek powiedział rozpłakał bym się nawet jeśli nie było to związane z moją koniczynką.

Diana Liw zmarła trzeciego maja o godzinie pierwszej dwadzieścia trzy w nocy. 


Płakałam jak pisałam ten rozdział.

Błędy, korekta cokolwiek>>


Dancing TogetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz