Sztuka, czyli myśl szeroko pojęta. Istniało wiele definicji tego słowa. Każdy, choć raz w życiu, powinien zadać sobie pytanie, czym dla niego była sztuka.
Najbardziej powszechna definicja odnosiła się oczywiście do płócien, na których spoczywał chaos myśli autora obrazu. Możliwość interpretacji tego, co dostrzegali oglądający. Każde, choćby najmniejsze pociągnięcie pędzla, tonacja, barwy i ich dobór. Rzeźby czy architektura skrywały w sobie tajemnice, emocje oraz małe zakamarki, które czasem pozostawały nieodkryte przez wieki. Muzyka, teatr, taniec. Drgnięcie mięśni podczas wykonywania piruetu, głęboki oddech przed kolejną zwrotką, zachowanie odpowiedniej mimiki twarzy, gdy wszyscy na widowni patrzyli tylko na ciebie.
A najpiękniejsze było to, że za wszystkim zawsze kryły się emocje. To sztuka powszechnie znana, ale ja byłam zdania, iż każdy miał prywatną jej definicję, która niekoniecznie musiała być zamknięta w popularnych ramach.
Dla mnie sztuką był kosmos. Szeroki i niepojęty. Bezkresny i nieodkryty. Nieznany. Tajemniczy.
Sztuką byli ludzie. Piękni i różnorodni. Na całym świecie były ich miliardy i każdy był inny, każdy skrywał odrębne cechy. Każdy był cudowny na innych sposób. Każdy z nich był wyjątkowy.
Sztuką były emocje nieumiejętnie tuszowane, nieuchwytne, nawet przez nas samych. Skąpane w chaosie lub odpowiednio poukładane. Nieskończone w swojej mierze.
Zawsze uwielbiałam kosmos, ludzi odpychałam, choć kochałam ich obserwować, emocje ukrywałam, bo mnie przerastały, ale to wszystko stawało się moim prywatnym cudem, gdy przeniosłam się w odpowiedni stan podświadomości. Nagle kosmos był bliższy, nie taki niedostępny, ludzie zachwycający, szczególnie z bliska, a emocje przestawały być problem. By sięgnąć do mojego ulubionego rodzaju sztuki, wystarczyło wchłonąć kilka tabletek i nie była już ona tak trudna do zdobycia, jak na co dzień się wydawała.
Wchodziłam do świata, w którym życie było proste, a dobrodziejstwa w mojej definicji znajdowały się na wyciągnięcie ręki. W tym świecie to ja rządziłam swoim losem i byłam szczęśliwa. Tu nie było miejsca na smutek, przygnębienie, czy negatywne myśli. To było miejsce nieokiełznanej radości, której nie mogłam zaznawać w prawdziwym świecie.
Kochałam tę rzeczywistość i niedawno przekroczyłam jej próg.
Budziłam się z przyjemnego snu. Na policzkach czułam czyjeś dłonie. Gładziły skórę, jakby była porcelaną. To było tak przyjemne. Otwierając oczy, dostrzegłam ciemność przecinaną przez serpentyny jasnych gwiazd. Świat kręcił się jak w kalejdoskopie.
Mój własny świat.
– Noemi?
Pomiędzy muzyką, gdzieś z oddali zaczął docierać do mnie głos. Nie kojarzyłam jego barwy, ale chciałam go poznać. Był głęboki, bardzo mile pieścił swoim tonem moje uszy. Nie musiałam widzieć twarzy jego właściciela, by wiedzieć, że był piękny. Każdy z nich jest piękny na swój sposób i właśnie to kochałam.
– Noemi, błagam. Powiedz coś.
Powieki opadły ponownie, pozostawiając zmysł słuchu na pełnym wyostrzeniu. Było mi dobrze w tym stanie, nie chciałam z nikim rozmawiać, ale mogli mówić. Oba głosy były bardzo przyjemne.
– Przysięgam, że cię, kurwa, zabiję, Jer – usłyszałam groźny syk po prawej.
Ale że mnie?
Aż naszła mnie ochota, by jednak otworzyć oczy. Co takiego zrobiłam? Przecież byłam tylko szczęśliwa.
– Leo, ale to nie moja wina! Braliśmy tyle samo! Zasnęliśmy na jakieś trzy godziny. Obudziłem się pierwszy, a ona leżała obok na bezdechu. Mówiła coś o starych dobrych czasach, ale ja ją znam parę godzin!
CZYTASZ
Niebo ponad Nami | Dylogia Nocnego Nieba #1
RomanceNazywanie Cię dziełem sztuki, niewiele różniło się od prawdy. Kiedyś przeczytałam, że najdelikatniejszy trzepot skrzydeł motyla w jednej części świata, może wywołać burzę piaskową na drugim jego końcu. Okazałeś się być moim motylem tyle, że ty przyn...