XI. Ujrzałam gwiazdy, jakich dotąd nie miałam okazji poznać

124 18 34
                                    


Zamienił moje ciało w prywatne płótno. Rozgrzanymi wargami naznaczył je niewidzialnymi śladami pożądania, które wręcz wypaliło trwałe piętno w każdej jego komórce. Nawet te najodleglejsze nerwy, krzyczały z rozkoszy w reakcji na najmniejszy dotyk chłopaka. Błądził drogami, których nie znałam, zataczał zakręty, o których tylko on miał pojęcie. Wypełniał każdy najmniejszy zakamarek mojego umysłu. Zawładnął mną, zniewolił, obezwładnił i choć nie było to przeze mnie początkowo pożądane, w tamtym momencie nie pragnęłam niczego innego jak tego, co wyprawiał ze mną, moim ciałem, umysłem, sercem.

Czułam na szyi jego ciepłe wargi, które w powolnym tempie przemierzały kolejne jej fragmenty. Dłonie chłopaka stale rozpalały każdy skrawek mojego ciała, z którym się zetknęły na choćby sekundę. Ich chłód doprowadzał mnie na skraj wytrzymałości. Byłam jedynie marionetką, która tańczyła w jego ramionach do melodii, jaką zagrał. Nie byłam w stanie mu odmówić, oddałam się w całości.

Kolejny miękki pocałunek za uchem doprowadził do miliona dreszczy, które stadem rozniosły się wzdłuż mojego kręgosłupa. Dłonie Neala w chaosie błądziły po moich plecach, odbierając mi jednocześnie zdolność do swobodnego oddychania. W pewnym momencie oderwał się na krótką chwilę od moich ust, spoglądając na mnie błyszczącymi od emocji oczami. Były takie piękne. Odbijały blask gwiazd, które jasno świeciły ponad nami. Granat przyćmiony został mgłą emocji, których nawet nie starał się ukrywać.

W mojej głowie rozpętało się tornado większe, niż panowało na co dzień. Wielbiłam każdy najmniejszy gest ze strony Neala wykonany tamtej nocy, każdy drżący oddech, jaki opuścił nasze usta, każde ukradkowe spojrzenie, posyłane sobie nawzajem z myślą, że to drugie wcale nie patrzy. Starałam się zapamiętać wszystkie szczegóły.

Jego włosy były takie miękkie.

Jego skóra tak cholernie parząca.

Dłonie tak delikatnie błądzące.

Oddech cholernie gorący.

A spojrzenie? Pełne pieprzenie głębokiej pasji.

Naprawdę, nie pragnęłam niczego innego, jak zapamiętania tamtej nocy do końca życia. Nocy, która wzniosła mnie na wyżyny. Nocy, której ujrzałam gwiazdy, jakich dotąd nie miałam okazji poznać.

Prawda była jednak brutalniejsza, niż moje wspomnienia, bo od tamtego czasu minęło dokładnie trzynaście dni. Trzynaście dni rozpamiętywania każdej sekundy od nowa. Trzynaście dni stałego uczucia jego dotyku na mojej skórze, echem rozbijających się słów, wypowiedzianych ochrypłym szeptem, ciągłego wrażenia gorącego spojrzenia, śledzącego mój choćby najdrobniejszy ruch, ciężkiego oddechu, owiewającego moją szyję, a także zwinnych dłoni, błądzących niedbale po ciele.

Te trzynaście dni upłynęło w równie brutalnej samotności. Tak jak jego dłonie tamtej nocy chaotycznie zwiedzały moje ciało, tak ja bez celu krążyłam po zakątkach szpitala. Sama. Gdy wchodziłam do sali, którą Neal dzielił z Louisem, zastawałam jedynie puste posłanie i milczące ściany. Żadnego błękitnego spojrzenia, żadnych emocji, żadnego dźwięku, padającego z jego ust. Jedynie czasem gdzieś na skrzyżowaniu korytarzy, mignęła mi jego czupryna, ale gdy tylko przespieszałam kroku, znikał niczym duch.

W tym czasie odbyłam sześć sesji z Vivian, które namieszały w mojej głowie jeszcze bardziej, choć można było to uznać za zjawisko jedynie względne. W rzeczywistości, każde kolejne spotkanie wydawało się coraz bardziej absurdalne, przykłady jakie podawała wręcz namacalnie przesiąknięte były katastrofizacją i komizmem. Leki, które mi zleciła, zajmowały dumne miejsce na dnie szuflady szafki nocnej, a codzienna dawka znikała, choć niekoniecznie w moim żołądku. Brałam je przez pierwszy tydzień, ale na tym poprzestałam. Senność i brak energii, jakie początkowo przysłoniły moją codzienność, doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Musiałam dać sobie radę sama.

Niebo ponad Nami | Dylogia Nocnego Nieba #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz