Rozdział 15

420 7 0
                                    


POV Lilly Black

Niech on sobie nie myśli, że spakuje się na ten pieprzony wyjazd do Włoch. Siedzę nadal zamknięta w łazience pomimo, że Lorenzo nie ma od dobrych 20 minut. Wyszedł z domu po tym jak dostał telefon od jakiegoś klienta. Opieram się głową o wannę głęboko oddychając. Nadal myślę co mam zrobić, nie mam pojęcia czemu ale zastanawiam się coraz częściej nad ucieczką. Tak naprawdę to nawet nie miałaby gdzie uciec, pieniądze szybko by się  skończyły, a zapewne po kilku godzinach i tak zostałabym znaleziona.

Wychodzę z łazienki rozglądając dookoła czy na pewno nie czyha gdzieś na mnie Lorenzo. Stoję na środku sypialni i zastanawiam jak umilić choć na chwile swoje nędzne życie. Kiedy od bezczynnego stania zaczynają mi drętwieć nogi wpadam na pomysł aby zrobić sobie długą drzemkę. Podchodząc do łóżka zgarniam z fotela kocyk, którym szczelnie się  okrywam. Kładę głowę na poduszkę przymykając oczy. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że jestem tak bardzo zmęczona. Przekręcam się na bok po czym odpływam.

-Lilly!-słyszę krzyk mężczyzny. Zastanawiam się czego znowu on ode mnie chce. Nie zwracam uwagi na jego nawoływanie tylko przekręcam się na drugi bok wtulając w ciepłą poduszkę. Kiedy znowu zaczynam zasypiać słyszę tupanie pingwina. –Lilly, mówię coś do ciebie.-mam na myśli właśnie tego oto pingwina.

-Yhm-odpowiadam przykrywając twarz poduszką.

-Wstawaj Kwiatuszku-mówi zdejmując z mojej twarzy poduszkę, która minimalnie zagłuszała jego głos.

-Ja nigdzie nie wstaję

-Spakowałaś się tak jak cię o to prosiłem?-zapytał praktycznie ignorując to co do niego powiedziałam.

-A widzisz gdzieś tu walizkę z ubraniami?-zapytałam

-Lilly..-zacisnął usta w wąską linię po czym przyłożył palce do czubka nosa starając się uspokoić.-Dlaczego tego nie zrobiłaś?-zapytał.-przecież jutro z samego rana wyjeżdżamy.

-TY wyjeżdżasz, ja nigdzie się nie ruszam, chyba że do łazienki albo w ostateczności  do kuchni po jedzenie.

-Nie zachowuj się jak gówniara tylko choć raz zrób o co cię proszę.-mówiąc to zacisnął jeszcze bardziej szczękę, a żyłka na czole niebezpiecznie zaczęła drgać.

-Trzeba było wziąć kogoś innego córkę za długi, może by była bardziej dojrzalsza.

-Wstawaj i zacznij się w końcu pakować, bo nie będę się już więcej powtarzał.

-Pierdol, pierdol ja chętnie posłucham.

                                                                                            ~*~

Jednak nie udało mi się zostać w cieplutkim łóżku opatulona kocykiem. W tym momencie kończę pakować walizkę, a pan i władca nad siedmioma górami siedzi na fotelu jakby nigdy nic obserwując każdy wykonany przeze mnie ruch.

-Spakowana?-pociera kciukiem brodę wlepiając we mnie wzrok. Kompletnie znieważam to co do mnie powiedział próbując zaciągnąć walizkę na drugi koniec pokoju. –Za 15 minut moi rodzice mają przyjechać na kawę.- w momencie staję jak wryta zastanawiając się czy dobrze usłyszałam.

-Twoi rodzice?-pytam sprawdzając czy mój słuch zaczyna szwankować.

-Tak, więc ubierz się ładnie czy co tam kobiety robią i widzę cię za 10 minut na dole.-mówi wychodząc z sypialni.

Schodząc po schodach słyszałam głosy przyszłych teściów. Matka Lorenza siedziała  obok swojego męża wpierdzielając wafelki przełożone kremem z czekolady, które zapijała kawą żeby przypadkiem żaden okruszek nie stanął w gardle.

-Dzień dobry-odezwałam się kiedy weszłam do salonu.

-O dzień dobry Lilly-mówiąc to wstała i strzepała okruszki na podłogę.-jak ty pięknie wyglądasz.

-Dziękuję bardzo- odpowiedziałam z szerokim uśmiechem pomimo , że do śmiechu było mi daleko.

Obeszłam stół starając jak najdalej usiąść od Lorenzo , ale kiedy przechodziłam za jego plecami mężczyzna przejrzał moje zamiary. Złapał szlufkę od moich spodni tym samym sprawiając, że zatrzymałam się przy boku krzesła.

-Kwiatuszku usiądź obok mnie-spięłam się na słowa, które wypłynęły z jego ust. Nie miałam ochoty obok niego siedzieć a tym bardziej udawać, że wszystko jest dobrze.

-Więc-zaczął tata Lorenzo-jutro wyjeżdżacie w końcu do Włoszech? Bo trochę chyba wam się przesunęło.

-Tak, ale w końcu każde z nas znalazło chwilę czasu-odpowiedział ojcu przekładając ramię przez oparcie krzesła ,na którym aktualnie siedzę.

-Kto ma ten ma-odpowiedziałam z przylepionym uśmiechem kierując słowa do narzeczonego.

-A propos wyjazdu, babcia do mnie dzwoniła i chciałby się z wami spotkać i poznać w końcu twoją Lilly synku.-Twoją? Ja nie jestem jego.. chyba w snach.

-Dobrze to zadzwonię do niej jutro jak tylko wylądujemy. -w połowie zdania wyłączyłam się, nie miałam ochoty siedzieć z jego rodzicami. Nie miałam ochoty tu w ogóle siedzieć z nimi, na tym krześle, przy tym stole, OBOK LORENZO.

SKAZANA NA NIEGO (WOLNO PISANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz