Rozdział 14

487 10 0
                                    

POV Lorenzo Di Stefano

Kilka dni później

Lilly odkąd wyrzuciła mnie z sypialni nie odzywa się na dobre. Codziennie chodzę i pukam do drzwi, żeby chociaż je uchyliła i dała znać, że wszystko jest w porządku. Tak naprawdę to jestem gotów klęczeć, a na dodatek błagać żeby wyszła stamtąd. Gdy doszedłem do momentu w którym zacząłem się zastanawiać czy wspiąć się po balkonie aby wejść do sypialni przerwał mi   mój przyjaciel wchodzący do gabinetu.

-Masz chwilę?-zapytał Aleksiej.

-Tak, jasne-powiedziałem odkładając dokumenty na bok.

-Zadzwonił do mnie jakiś gościu, że chce się z tobą umówić na spotkanie. Wiesz w sprawie sprzedaży narkotyków. Stwierdził, że nie ma lepszego towaru niż jego, ale co było najdziwniejsze.. dużo ilość, a za to strasznie niska cena.

-Powiedz, że nie potrzebujemy, bo ewidentnie facet coś kręci. A co z tym co zemdlał?-zapytałem.

-Powiedział mi, że dostał zlecenie od niejakiego Vittorio Russo.

-Czyli ktoś z naszych-stwierdziłem.

- Bardzo prawdopodobne, ale w naszych kręgach nikogo takiego nie znam. Chyba, że to może ktoś z poza?

- Jak na razie nie mam pojęcia, ale po prostu obserwujcie go, bo nie wiadomo co może się stać. Musimy być czujni i gotowi na każdy  ruch z jego strony.

-Oczywiście, zawiadomię resztę i postaram się informować na bieżąco, a teraz powiedz mi jak z twoją kobietą przyjacielu?-mężczyzna  zaśmiał  się zmieniając przy tym temat.

-Nie wychodzi od kilku dni z pokoju i nie odzywa się do mnie. Dzisiaj nawet Maria powiedziała mi, że nic nie je, a jeżeli przynosi jedzenie do pokoju to bierze tylko kawę i zaraz się zamyka .Nie mam pojęcia co mam zrobić żeby mi wybaczyła.

-Może przyśpiesz wyjazd do Włoch, bo z tego co wiem to wam nie wypalił przez wasze ciągłe kłótnie, a tak naprawdę to już mieliście być tam dawno temu.

-Chyba masz racje. Pójdę do niej dzisiaj i powiem, że wyjeżdżamy jutro rano. Dobra to weź załatw mi na jutro samolot, a ja postaram się porozmawiać z Lilly.

-Jak sobie życzysz szefie.-powiedział wstając z fotela. Odstawił go na swoje miejsce po czym zapiął guzki od marynarki.

Postanowiłem, że pójdę do Lilly i powiem jej , że jutro wyjeżdżamy. Przed drzwiami od pokoju, w którym aktualnie przebywa kobieta spotkałem Marię.

-Dzień dobry, Lorenzo.-powiedziała z uśmiechem.-Panienka znowu nie otwiera drzwi, tym razem nawet nie reaguje na to, że pukam.

-Mario daj ten talerz sam jej go dam.- kobieta podała mi talerz po czym zeszła po schodach. Kiedy nastała ciszą zapukałem w drzwi.

-Kwiatuszku otwórz, musisz coś zjeść. -słyszałem , że kobieta chodziła po pokoju, ale nie reagowała na to co do niej mówiłem. Wróciłem się do gabinetu i wyjąłem z szuflady zapasowy klucz do sypialni.

Z kluczem w dłoni podszedłem pod drzwi. Trzymając talerz jedną dłonią starałem się włożyć klucz i przekręcić go. Kiedy udało mi się w końcu otworzyć drzwi, nacisnąłem klamkę, a następnie je pchnąłem.

-Jak tu wszedłeś-powiedziała zaskoczona moją obecnością pomimo zamkniętych drzwi.

-Przyniosłem obiad-odstawiłem talerz na stoliku po czym podszedłem do kobiety i dotknąłem jej ramienia. Sądząc po jej minie nie była zadowolona. Jednak starała się nie zawracać głowy moją obecnością. Z tego co zdążyłem wywnioskować to poprawiała makijaż, delikatnymi ruchami sunęła pędzlem po powiece zagryzając przy tym ponętnie wargę.

-Nie dotykaj mnie-usłyszałem jej głos po chwili. Nie zaprzestałem dotykania jej szyi, obojczyków oraz ramion. Sunąłem palcem w górę i w dół tworząc na jej ciele gęsią skórkę. –zostaw mnie-odkładając pędzelek próbowała odsunąć się ode mnie. Kiedy zrozumiałem co ma zamiar zrobić, złapałem ją za biodro przyciągając jak najbliżej siebie.

-Nie ruszaj się-wychrypiałem do ucha kobiety. Odsunąłem włosy na drugą stronę pochylając się wyszeptałem:-Jutro z samego rana wyjeżdżamy do Włoch, więc spakuj wszystko co będzie ci potrzebne, bo jutro nie będzie na to czasu.

-Nigdzie nie jadę..-wyrwała się, uciekając jak najszybciej do łazienki.

-Właśnie, że jedziesz Lilly, więc z łaski swojej chociaż raz się mnie posłuchaj. Tak jak żona, męża.

-Chyba ci się coś pomyliło, ja nie jestem twoją żoną.

-Jeszcze..-powiedziałem opierając się o framugę drzwi, które nadal były zamknięte.-Otwórz.-złapałem za klamkę naciskając ją kilka razy.

                                                                               ~*~

Jadąc do firmy myślałem nadal co mam zrobić, żeby moja niegrzeczna narzeczona w końcu mi wybaczyła. Pojechałem na parking po czym wysiadłem z samochodu. Dokładnie za 5 minut mam spotkanie z klientem, który uparł się na omówienie niecierpiącej zwłoki sprawy, która nie mogła poczekać do jutra.

-Dzień dobry , Panie Lorenzo-powiedział mężczyzna, który jak widać było ode mnie o wiele wcześniej.-Dziękuje, że Pan się zgodził na to spotkanie.

-Dzień dobry-odpowiedziałem. Wpuściłem go do gabinetu zamykając za nami drzwi.-Więc w jakiej sprawie Pan tu przyszedł?

-Chciałbym zaproponować Panu pewien układ.-zaczął niepewnie mówić sprawdzając moją reakcje.

-Na czym miałby polegać ten układ?

- Mam do zaprojektowania kilka budynków w Nowym Jorku, oczywiście na moim terenie. Jeżeli udałoby się zrobić to po taniości oraz w jak najszybszym czasie to wtedy dostałby  Panu 5% zysku z tego przedsięwzięcia.

-5% to jest tak jakbym  zaprojektował sam dach, więc proszę aby Pan więcej do mnie nie przychodził z tak durnymi sprawami. Dziękuje bardzo, do widzenia. Proszę więcej nie zawracać mi takimi rzeczami głowy, bo zamiast spędzać czas w domu z moją rodziną tracę czas na Pana bez sensowne projekty.

Poczekałem, aż wyjdzie z gabinetu żeby w końcu wrócić do domu i spędzić czas na namawianiu narzeczonej aby wyszła w końcu z pokoju.

SKAZANA NA NIEGO (WOLNO PISANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz