Rozdział 4

233 14 1
                                    

Siedząc przy stole, obracałam w dłoniach szklankę z sokiem pomarańczowym. Oparłam głowę na podciągniętych pod brodę kolanach.

Sześć godzin. Dokładnie tyle minęło od incydentu z Harrym. W ciągu tak krótkiego czasu,  jeszcze żadnej osobie nie udało się tyle namieszać. Nie potrafię skupić myśli na niczym innym. Ma w sobie coś, co zarówno mnie irytuje, ale także i fascynuje. Coś, co podpowiada mi, żebym starała się go ignorować, bo jest cholernym dupkiem. Jednak ta druga część... stara się wyjaśnić, co tak właściwie nim kieruje. O czym myśli? Co zamierza zaraz zrobić? Wydaje mi się, że tego nawet on sam nie wie. Każdy jego ruch jest nieprzewidywalny, spontaniczny. Jakby nie przejmował się niczym. Jakby to, co ktoś o nim pomyśli, nie miało żadnego znaczenia. Nie ważne, jakie będą tego konsekwencje, i czy one w ogóle będą. Dla niego to się nie ma najmniejszego znaczenia. Żyje chwilą. Tak, jak ja od zawsze tego pragnęłam.

Czy to, co miało miejsce w nocy, było tylko sprawdzeniem mojej reakcji? Starał się mi coś udowodnić? Że faktycznie prędzej czy później, będzie mi mógł wypomnieć, że miał rację? Że od początku wiedział, że tak będzie? Zdawało mu się, że to już ten moment. Oh, tak bardzo się przeliczyłeś Harry.

Przekręciłam się w stronę okna. Pada. Już kolejny dzień z rzędu. Patrząc na chmury, wydaje mi się jednak, że dziś lepiej nigdzie nie wychodzić. Poprzednie dni, nie należały do pięknych, ale nie były też na tyle brzydkie, jak zapowiadało się dziś. Czarne chmury powoli zbliżały się w stronę Londynu. Jakby powiedziała Leslie "cisza przed burzą". Zawsze śmiałam się z jej teorii, jednak dziś zdaje mi się, że ten jeden raz z nielicznych, przyznam jej rację. Dziwne uczucie. Obecna cisza, potęgowała jedynie to doznanie. Znów siedziałam sama. Nikt nie wyszedł z pokojów, mimo, że jest już po 8. Chłopcy zapewne są zmęczeni, więc to całkiem normalne. Harry pewnie też. W końcu nie mógł wczoraj zasnąć z niewiadomych mi przyczyn, więc będzie odsypiał jeszcze dłużej niż pozostali. Może jednak się mylę? Może w pewien sposób, zaistniała sytuacja, zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie? Tego nie wiem. I najprawdopodobniej, wiedzieć nie będę.

Wstałam z swojego dotychczasowego miejsca, odrywając myśli choć na chwilę, od nurtujących mnie pytań. Odstawiłam szklankę do zlewu, po czym wolnym krokiem udałam się w stronę okna. Krople deszczu, rozbijały się o szybę. Ponownie spojrzałam na niebo. Coraz gorzej. Trzeba będzie siedzieć na dupie, znosząc towarzystwo Harrego. Może właśnie tego chcesz? Nie, wcale nie. Nigdy, nie uznam tego za przyjemność, dopóki mnie nie przeprosi. Przecież to zrobił? Oh, nie mówię o tym! Przepraszał mnie za upadek, nie za to, że jest takim chujem.

-Wszystko z tobą okej?- ja pierdole. W domu obecnie jest pięciu mężczyzn, i ja jedna. Dlaczego za każdym razem, musi to być On?! Cholera, dlaczego musiał zejść pierwszy.- Stoisz tu tak od pięciu minut, co raczej nie jest normalnym zachowaniem.-rzekł wzruszając ramionami, Nie dziś Styles. Nie dam ci wygrać. Pora zagrać w twoją własną grę.

-Tak, ze mną wszystko w porządku, dziękuje.- odparłam nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.- Za to z tobą chyba nie bardzo. Właśnie przyznajesz, że gapisz się na mnie od kilku minut.-dodałam, odwracając się w jego stronę. Zmieszał się, ha!-W dodatku.. Tym razem TY paradujesz pół nago.- odparłam, bez cienia wstydu.- Może tym razem znowu coś zasugerujesz?- powiedziałam przekręcając głowę w bok, z zadziornym uśmiechem.

Pokręcił głową z rozbawieniem, ukazując swoje dołeczki w policzkach. Cholera, jak można być tak słodkim, niewinnym, ale zarówno aroganckim i irytującym? Sprzeczność goni sprzeczność.

-No wiesz Hailey.- zaczął, patrząc mi w oczy- Stoisz do mnie tyłem. Tak jakby.. Nie wiem czy ci to mówić- przerywał co chwile, starając się skleić jakąś sensowną wypowiedź, Uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.- Nie wiem czy ci to mówić, bo nie chce...- ponownie nie dokończył wypowiedzi. Podrapał się po karku, wciąż zachowując kontakt wzrokowy. Pokazałam gestem ręki, aby kontynuował.- Nie tylko ja jestem tu półnagi.- co? zmarszczyłam brwi.- Wciąż się nie ubrałaś. Myślałem, że 'nocna przygoda' cię czegoś nauczy- puścił mi oczko, po czym starał się stłumić śmiech.

Zastygłam w miejscu, czując, że moje policzki zaczynają się czerwienić. Jak mogłam znowu zapomnieć! Tym razem nie było opcji, żeby nie zobaczył. Już nie jest ciemno, a on wciąż na mnie patrzy.

Pociągnęłam koszulkę w dół, starając się zakryć jak najwięcej. Była wystarczająco długa, by mogła zakryć dosyć sporo. Popatrzyłam na moje nogi. Czarne jeansy. Momentalnie zbladłam. Co do..?! Przecież mam spodnie, więc.. Styles!

Spojrzałam na niego mrużąc oczy, jednak nie wydusiłam z siebie żadnego słowa.

-Nie wiedziałem, że jesteś taka.. -wszystko wraca. 'Z reguły, dałbym ci trochę więcej czasu', 'szybko na ciebie działam, przyznaj', '..jesteś taka łatwa, Hailey'

-Łatwa..

-Naiwna.

Równocześnie. Patrzyłam w przestrzeń nad jego ramieniem, czując uścisk w klatce piersiowej. Powiedziałam to. Powiedziałam. 

Spuściłam wzrok na splecione palce. Nie odzywał się. Ja również nie miałam takiego zamiaru. Znowu jest niezręcznie. Czy już zawsze musi tak być? Czy choć raz nie możemy porozmawiać normalnie?

-Hailey, bo wiesz ja..

-Nie Harry. Nie tłumacz się.- powiedziałam ściszonym głosem.

Odeszłam kilka kroków dalej z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. Odwróciłam się jednak po raz ostatni. Patrzył na mnie skonsternowany.

-Po prostu daj mi spokój.

Failure - |н.ѕ|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz