Rozdział 7

199 16 1
                                    

Harry przepuścił mnie w drzwiach, zamykając je po chwili za sobą. Odłożyłam kurtkę na wieszak, biorąc się za ściąganie butów, zerkając co jakiś czas na szatyna, który siłował się ze złożeniem parasolu. Mimo, że mieliśmy go ze sobą, to nie okazał się zbyt użyteczny. Szalejący wiatr, skutecznie uniemożliwiał nam schronienie się przed deszczem.

-Daj to sieroto- powiedziałam parskając śmiechem, odbierając z jego rąk połamany już trochę przedmiot. Spojrzał na mnie spod spuszczonej głowy, siłując się z wkradającym uśmiechem na jego usta.

-Poradziłbym sobie- odparł obrażonym tonem, krzyżując ręce na piersi. Starał się być poważny, jednak marnie mu to wychodziło.

-Nie wątpię.-odpowiedziałam śmiejąc się z jego postawy- Ale nie mamy wieczności.- wypowiedziałam kładąc ręce biodrach.- Zresztą wydaje mi się, że już wystarczająco długo nas nie było- dodałam, przekręcając głowę w bok..-A oni- rzekłam szeptem, wskazując ręką na pomieszczenie, domyślając się, gdzie mogą się znajdować- umierają z głodu.

-Poczekaliby w takim razie jeszcze chwilę.-odparł wzruszając ramionami. Uniósł kąciki ust ku górze, patrząc bez skrępowania na moje ruchy. Samo jego spojrzenie mnie onieśmielało. Odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy, czując rumieńce na policzkach. Odwróciłam się gwałtownie na pięcie, idąc w stronę dochodzących głosów. Mam nadzieję, że nie zdążył tego zobaczyć.

-Może, może- odpowiedziałam na jednym wydechu, odwrócona do niego tyłem. Usłyszałam, jak kieruje się za mną do kuchni. Weszłam do środka widząc jak znudzeni chłopcy wpatrywali się w ekrany swoich telefonów. Tuż za mną wkroczył Styles, kładąc na stole siatkę z zakupami. Zayn momentalnie podniósł się z miejsca, zwracając się do naszej dwójki.

-Czy wy do cholery powariowaliście?! Robiliście te zakupy w Paryżu, czy w Bradford?!- podniósł głos, przenosząc wzrok co jakiś czas ze mnie Harrego lub odwrotnie. Staliśmy tuż obok siebie, prawie stykając się ramionami. Wyglądaliśmy pewnie jak dwójka dzieci, która coś nabroiła, a teraz muszą dostać kare. Splotłam swoje dłonie przed sobą, wsłuchując się w to, co ma do powiedzenia mój brat.

-Wyluzuj stary, przecież nic się nie stało.-odparł Harry, przekręcając oczami, po czym odsunął się o krok, opierając swoje ręce na kuchennym blacie. Ja stałam w tym samym miejscu, nie ruszając się choćby o milimetr. Nie chciałam się z nim kłócić, tym bardziej widząc go w tym stanie.

-Słucham?- spytał w szoku.- Mam wyluzować?! Czy ty się słyszysz?! Mieliście jechać na chwilę do sklepu, tymczasem nie było was trzy godziny! Nie odbieracie telefonów! Popatrz choćby na pogodę za oknem! Jak mam więc wyluzować! Odchodzę tu od zmysłów, myślałem, że coś się stało!- wykrzyczał mu prosto w twarz, zaciskając pięści. Był zły, i miał do tego prawo. Spojrzałam na wyświetlacz, dostrzegając dwanaście nieodebranych połączeń. No tak, wyciszyłam go. Odwróciłam się do siedzących przy stole chłopców, zerkając na każdego przez chwilę. Louis posłał mi współczujące spojrzenie, na co lekko się uśmiechnęłam.

-Nie przesadzaj.-Zayn spojrzał na niego jak na idiotę, wypuszczając powietrze z ust, starając się uspokoić. Nie chce wiedzieć, co by było gdyby Harry faktycznie wrócił sam. Chyba by się pozabijali.

-Spokojnie Zayn.-odparłam, na co przenieśli swoją uwagę na mnie.- Przepraszam, to moja wina. Powinnam była zadzwonić.-dodałam ze skruchą, kładąc mu rękę na ramieniu. Przyciągnął mnie lekko do siebie, wtulając w zagłębienie mojej szyi.

-Po prostu się martwiłem.-powiedział łagodnym już tonem, odsuwając się nieco, aby móc spojrzeć na moją twarz. Pogładziłam kciukiem jego policzek, dając do zrozumienia, że już wszystko jest w porządku. Nie wiem co go napadło. Zawsze się o mnie troszczył, jednak teraz jakby coś się zmieniło. Jego wybuch złości był co najmniej dziwny.

Failure - |н.ѕ|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz