Rozdział 26

99 7 1
                                    

Od felernej nocy, kiedy zachorowałam minęły trzy dni. W ciągu tego czasu, chłopcy wyręczali mnie dosłownie we wszystkim. To całkiem miłe z ich strony, ale gdy któregoś razu, kiedy chciałam skorzystać z toalety zasugerowali, by Harry poszedł mnie odprowadzić - miałam dość. Pragnę myśleć, że wynikało to tylko i wyłącznie z ich troski, nie sugerując nam niczego jednocześnie.

Co do Harry'ego.. czułam, że się obwiniał o moją chorobę. Widziałam to po nim. Za każdym razem, kiedy mnie przepraszał, powtarzałam mu, że to nie jego wina, ale nie chciał mnie słuchać. Uparł się, że powinien lepiej zaplanować nasz wieczór, bo gdyby nie ta sprawa z policją - nic by mi nie było.

Jedyną osobą, która była winna, byłam ja sama, bo nie ubrałam się wystarczająco ciepło. Do Harry'ego mimo wszystko to nie dociera.

Jak można było się też spodziewać, Zayn nie pozwolił mi iść na koncert, w czym oczywiście poparła go reszta zespołu. Powiedziałam im, żeby sobie nie żartowali , bo naprawdę czuję się lepiej i nie mogą mi przecież zabronić.

- My nie. Ale Zayn, owszem. - powiedział Louis, posyłając mi zwycięski uśmiech. Mój brat przytaknął, przypominając mi, że obecnie jestem pod jego opieką i nie mam nic do gadania.

W tamtej chwili, miałam ochotę udusić Lou wężem od odkurzacza.

W rezultacie, rozpoczęcie ich trzeciej trasy koncertowej, spędzam naburmuszona w łóżku. Na kartce zostawili mi ich numery telefonów (które już wcześniej mi podawali po dwa razy, Louis cztery) oraz kilka innych z ekipy koncertowej, w razie gdyby coś się działo. Nie zabrakło tam też numeru Simona, co momentalnie przypomniało mi wydarzenia sprzed kilku dni. Niestety, nie wywarłam na nim dobrego pierwszego wrażenia.. bo o potknięciu się przed zarządem i wyciąganiem mnie i Harry'ego z aresztu za włamanie się do biurowca, w inny sposób nie można nazwać. Jednakże, z jakiegoś powodu nie skreślił mnie na starcie. Nawet mogłabym powiedzieć, że w głębi duszy te incydenty go śmieszyły, ale nie wypadało mu się ze mnie nabijać. W każdym razie, nie miałabym mu tego za złe.

Przed momentem, w trakcie koncertu, Zayn zszedł na backstage, by dowiedzieć się jak się czuję. Zapewniłam go, że wciąż żyję i mam się całkiem dobrze. Na tyle dobrze, by w tej chwili być tam z nimi. Kazałam mu wracać do fanów, bo w końcu to ich marzeniem jest słuchanie jego głosu, nie moim.

Kiedy się rozłączyłam, poszłam do toalety, a teraz wychodzę z kuchni, zabierając ze sobą kilka (mówiąc kilka, mam na myśli dużo) przekąsek, słodyczy i całej reszty, jaka wpadła mi w ręce. Idąc już z powrotem na kanapę, mój telefon zaczął ponownie wibrować. Przeklinam pod nosem swój apetyt podczas miesiączki i zaczynam wyciągać urządzenie z kieszeni bluzy, starając się niczego nie upuścić. Leslie jak zawsze ma świetne wyczucie czasu. Dzwoniła do mnie już dwa razy dzisiejszego dnia, mówiąc, że praca w biurze jest piekielnie nudna. Powinna się cieszyć, że szef na nią leci i nie zwraca uwagi na jej prywatne telefony. Wczoraj zrobiła mu nawet dyskretnie zdjęcie i wysłała mi sms'em, bym mogła go ocenić.

Cóż, mogłabym się nudzić w każdej pracy, jeśli tylko miałabym takiego szefa.

- Właśnie kradnę wszystkie słodkości Nialla z szafki. Jak myślisz, obrazi się jeśli zjem wszystko? Mam nadzieję, że nie. Okres jest raczej dobrym wytłumaczeniem, choć nie jestem do końca przekonana, no bo wiesz.. - przerywam na moment, by przycisnąć ramię do telefonu i móc przejść do salonu. - z facetami nigdy nie wiadomo, nie?

Siadam na kanapie, rzucając obok siebie cały prowiant i zagrzebuję się w puchaty koc. Po drugiej stronie słuchawki słyszę chichot. Wzdycham do telefonu, słysząc głośne rozmowy w tle.

- Czyżby Pan Przystojniak na horyzoncie? - wiercę się, szukając sobie wygodnej pozycji. - Ale wiesz, że ja też nie mogę narzekać, Mam baaaardzo przyzwoite widoki.. - uśmiecham się pod nosem.

Failure - |н.ѕ|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz