Rozdział 12

192 15 2
                                    

Płakałam, bo wiedziałam, że więcej ich nie zobaczę. Płakałam, bo w ciągu tych kilku dni pokazali mi, że znowu mogę być szczęśliwa, a potem wyjechali, choć wiedziałam, że w końcu to i tak nastąpi. Płakałam, bo czułam, że teraz nie będę już tęsknić tylko za Zaynem, a za nimi wszystkimi.

Teraz siedzę na parapecie, wpatrując się w podjazd przed domem. Jakby mieli tu zaraz wrócić i zostać jeszcze na dłużej. Nie czuję nic innego oprócz pustki, która wypełnia całe moje serce. Z każdą spędzoną chwilą z nimi, byłoby mi jeszcze gorzej pogodzić się z ich odejściem. Teoretycznie więc powinnam przyjąć to do wiadomości, i starać się zapomnieć. Ale co jeżeli nie chciałam?


Gdy patrzyłam, jak przed moimi oczami znikała sylwetka Harrego, wiedziałam, że dłużej nie potrafię być silna. Oplotłam się ramionami, a po mojej twarzy spływały kolejne łzy. Zayn zamknął bez słowa drzwi, po czym podszedł do mnie i położył swoje dłonie na moich policzkach. Starł spływające łzy kciukami, po czym zamknął mnie w szczelnym uścisku, kołysząc nas oboje w delikatnym rytmie. Staliśmy w ciszy, którą co jakiś czas przerywał mój stłumiony szloch.


Słyszę jak ktoś wchodzi do mojego pokoju, ale nie odwracam wzroku od szyby. Wiem, że to Malik. W końcu nikogo innego poza nami nie ma w domu. Podkurczam nogi pod brodę, robiąc mu miejsce. Siada naprzeciw, wyciągając w moją stronę kubek z gorącą herbatą. Przenoszę swój wzrok na jego dłoń, a potem twarz. Posyła mi słaby uśmiech, ale w jego oczach zauważam coś jeszcze. Nie potrafię tego jednak rozszyfrować. Biorę więc filiżankę w dłonie, wpatrując się w parujący napój. Cieszę się, że nic nie mówi. Wie, że wolę sama zacząć rozmowę, która swoją drogą jest nieunikniona. Mamy sobie tyle do powiedzenia.

-Przepraszam, to było głupie.- obracam w dłoniach naczynie z zdenerwowania.

-Co takiego?- pyta z troską. Uśmiecham się pod nosem słysząc jego czuły ton.

-Zachowałam się jak kompletna gówniara. Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam.-mówię zawstydzona, przypominając sobie jak żałośnie musiało to wyglądać w jego oczach. Zdaje mi się, że słyszę, jak Zayn wypowiada ciche 'ale ja wiem', lecz ignoruję to. Musiałam się przesłyszeć.

-Hailey, przecież cię rozumiem..-kładzie dłoń na mojej, ściskając ją lekko.- szczerze mówiąc, to ci idioci od razu mówili, że 'oczarują cię swoim urokiem osobistym'..-podniósł głos o kilka tonów wyżej, naśladując kobiecy głos. Parskam śmiechem, a on zadowolony odpowiada mi tym samym.- Też to wiedziałem.- dodaje patrząc mi głęboko w oczy. Zapada cisza, której tym razem nie przerywam. Zayn wstaje z miejsca i kieruje się w stronę wyjścia. Marszczę czoło zdezorientowana. Po upływie kilku sekund wraca z powrotem z wielkim bukietem kwiatów.

-Jestem skończonym dupkiem, idiotą, i wszystkim co najgorsze. Ktoś musiał mi to uświadomić, żebym w końcu przejrzał na oczy. Chciałem twojego dobra, a to ja sprawiałem ci najwięcej bólu. Nie było mnie przy tobie, gdy mnie potrzebowałaś. Nie zasługujesz na takie traktowanie, a w szczególności na to, co powiedziałem ci ostatnio..-


'-Jeszcze wczoraj byłaś gotowa wyrzucić go za drzwi! Szybko cię omamił.-powiedział z fałszywym uśmiechem. Nigdy wcześniej nie odzywał się do mnie w taki sposób.

-Wiesz co? Daj znać jak ochłoniesz.'

Zaciskam usta, gdy obraz takiego Zayna pojawił się w mojej głowie.'


-..ochłonąłem.-mówi z słabym uśmiechem. Dopiero teraz zauważam, jak bardzo się denerwuje.- Wybacz, że zajęło mi to tyle czasu.- spuszcza głowę. Podchodzę bliżej niego, po czym wtulam się w jego klatkę piersiową. Brakowało mi tego. Tego Zayna. Mojego Zayna.

Failure - |н.ѕ|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz