Chapter 32

1.5K 40 0
                                    

– Kogo mają zatrzymać te głąby?– zapytałam.

– Mnie, przed zabiciem was obu– odpowiedział, wkładając ręce do skórzanej kurtki.

– Ty też nic mi nie zrobisz– prowokowałam go.

Nie mogłam się powstrzymać. Tyle przez niego wycierpiałam, że naprawdę jest mi już wszystko obojętne.

– Najpierw zabije tego tam– rzekł.

Odwróciłam się i faceci odsłonili Williama. Miał rozbitą wargę i brew, zaschnięta krew była nawet na jego białej i sponiewieranej koszuli. Był przywiązany do krzesła i zakneblowany.

Dobrze wiedziałam, że aż się w nim gotuje. Jego oczy aż płonęły gniewem.

Zacisnęłam dłonie w pięści.

– I co? Porwałeś go, by mnie załatwić?– spytałam.– Doprawdy tchórzostwo, o ile wiesz co to znaczy.

Podeszłam do bydlaków, którzy otaczali Willa. Żaden się nie ruszył.

– A zapomniałam– mój głos uniósł się echem.– Masz swoją marną kasę– rzuciłam torbę i podszedł do niej.

– No, no hojna jesteś– stwierdził. Pogrzebał w niej chwilę, a potem wstał.– Ale przeżyjesz tylko ty, albo tylko ja– dodał i wymierzył we mnie pistoletem.

Trzeba go trochę oszukać...

Cofnęłam się i zrobiłam lekko przerażone oczy.

– O tak, to chciałem w końcu zobaczyć u ciebie– powiedział i idiotycznie się uśmiechnął, jakby poczuł satysfakcję.

Niektórymi jest tak łatwo manipulować...

– Ale najpierw, będziesz patrzeć jak on umiera– warknął i wyminął mnie, poczułam zapach starego paliwa i smród.

Cholera, myśl kobieto!

Odwróciłam się z nim i patrzyłam jak przyłożył pistolet do czoła Willa. Niebieskimi oczami zabijał go i nie raczył na mnie spojrzeć. Zupełnie jakby myślał, że telepatycznie go zabije.

– Masz rację– odezwałam się nagle i westchnął gniewnie.– Jedno z nas dziś zakończy swój żywot– dokończyłam i sięgnęłam do kieszeni.

Naboi mam równe dziesięć. Starczy, by załatwić fagasów i by trochę pobawić się z Billem.

Wycelowałam w jego błyszczącą łysą głowę i patrzyłam jak odwraca się.

– Myślisz, że mnie zabijesz?– zapytał.

Jeden z goryli się ruszył.

– Nie radzę– syknęłam.– Bo wszystkim wam łby przestrzelę– zagroziłam.

Jeden z mężczyzn się zaśmiał, więc wycelowałam w głowę. Nacisnęłam spust i huk wydał się trzy razy głośniejszy. Krew trysnęła, a na podłogę upadł mój złoty nabój z jego częścią mózgu.

– Martwi milczą– warknęłam z głupim uśmiechem.

Bill wycelował we mnie i patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Każde z nas miało palec na spuście. Ręka pociła mi się jak cholera.

Kątem oka widziałam jak William coś robił z rękoma. Po cichu liczyłam, że zdoła się uwolnić.

– Eee... szefie– zawołał fagas ale Bill zbytnio się tym nie przejął.

– Czego?– zapytał.

Nagle William wstał i z całą siłą uderzył w kark jednego z goryli. Wtedy dopiero Bill się odwrócił.

– Co jest?– zapytał i opuścił gardę.

Dostrzegłam szansę i przestrzeliłam mu kolano. Krzyknął i upadł na ziemię. Wycelowałam w kolejnego i wszystkim celnie trafiłam w sam środek kolana. Padli przede mną i nie mieli szans się ruszyć. Jednego zabiłam, a więc reszta ma odpowiedzieć za wszystko.

Przeniosłam wzrok na Willa ale jego oczy niedowierzały. Parsknęłam i wykonałam parę kroków w jego stronę.

– Nic ci nie jest?– zapytałam i rozluźnił się.

Poczułam ulgę, że zdążyłam... że William żyje.

Jego dłoń ujęła delikatnie mój policzek, a potem zjechała niżej. Jego kciuk pogładził pogryzione od stresu wargi i zrobiło mi się cieplej.

Kątem oka dostrzegłam Billa, który się czołga. W ostatniej chwili zauważyłam jak sięga po broń. Szarpnęłam Willa za koszulę, przyciągnęłam do siebie, odwracając nas. Złączyłam nasze poharatane wargi i w tym samym momencie rozległ się huk wystrzału. Od razu poczułam palące ukłucie w lędźwiach. Cierpki smak krwi zmieszał się z tęsknotą w naszych ustach.

William natychmiast się ode mnie odsunął. Patrzyłam w jego niebieskie oczy i miałam wrażenie jakby tylko one posiadały kolor, a cała reszta była czarnobiała.

– Przepraszam...– wydusiłam z siebie.

Po raz pierwszy zobaczyłam, jak pod jego powiekami zaczęły pojawiać się łzy. Zalśniły jak drogie diamenty i przybierały na wadze.

Wypuściłam z dłoni broń i powoli zaczęłam zamykać oczy.

– Ty kretynko– powiedział i złapał mnie w tali, gdy zaczęłam lecieć z nóg.

Prawda. Jestem największą kretynką na świecie. Miałam oddać życie w jego ręce, a nie oddać je za niego.

Uśmiechnęłam się i wypuściłam łzę spod oczu. Zamknęłam powieki. 

Princess and Killer [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz