prolog

10.7K 313 276
                                    


-Dzień dobry, Kylie.- przywitała się moja terapeutka, gdy siedziałam na białej, jak śnieg kanapie.- Jak się dziś czujesz?

-Hm..- musiałam chwilę się zastanowić.- Myślę, że dobrze.- potem spojrzałam na mojego psa rasy doberman, który leżał tuż obok mnie do góry brzuchem, a kręgosłup wykręcony tak, jakby miał mu się zaraz miał złamać. Był psem, który był ze mną wszędzie, pomagał radzić mi się z dużym stresem i czasem dusznościami w klatce piersiowej. Przybywał ze mną w pracy, spotkaniach biznesowych, bankietach, wyjazdach i po prostu wszędzie. Nie brałam go tylko do sklepów. Damon - tak się wabił- nie bał się dużego tłumu, czy też huku. Był czujny i dość groźny. Na szczęście nauczyłam go, że musi się mnie słuchać. Na pierwszy rzut oka faktycznie wydawał się groźny, ale tak naprawdę był słodkim psiaczkiem.

Zaśmiałam się cicho patrząc na pozycje w jakiej śpi pies i znów odpowiedziałam:

-Bardzo dobrze.

-Niedługo minie pięć lat od..- kobieta nie dokończyła, bo jej przerwałam.

-..odkąd wyjechałam z Los Angeles, porzuciłam firmę zmarłej matki i otworzyłam swoją, odkąd mój psychopatyczny ojczym umarł, złamano mi serce i nauczyłam się płynnie mówić po francusku.- powiedziałam za nią.

-I jak się z tym czujesz?

-Właściwie, jestem z siebie lekko dumna.- odpowiedziałam głaszcząc Damona po brzuchu.- Nie płakałam nad rodzicami i nie płacze. Czuje ulgę. A z francuskiego jestem zadowolona. Teraz bym nie rozmawiała tak z tobą.

-Wiele ludzi się osiągnęło tyle przez dziesięć lat, ile ty przez pięć.- odpowiedziała z pochwaleniem.- Brawo, jestem dumna, ale wydaje mi się, że pominęłaś jeden podpunkt.

Ta..

Westchnęłam i spojrzałam w okno. Dziś w Paryżu było bardzo słonecznie. Lubiłam takie pogody.

-To skończony temat.- mruknęłam.

-Chyba jednak nie skoro o tym wspomniałaś, mam rację?

No miała.

-Wciąż za nim tęsknisz.- stwierdziła.

-Ja..nie wiem.- ponownie westchnęłam.- Minęło już pięć lat, a ja wciąż o nim czasem myślę.- przyznałam.- Czy to nie chore? On pewnie sobie znalazł nową dziewczynę albo został z tą, z którą był kiedy widziałam do ostatni raz.

-On? On czyli kto?

-S..- nie potrafiłam powiedzieć jego imienia na głos.- So.. cholera jasna.

-Na spokojnie.

-Solan.. Solan Swift.

-Odzywał się któryś z twoich przyjaciół?- zapytała.

Ostatni raz kiedy ich widziałam i z nimi gadałam to przed lotniskiem kilka lat temu.

-Nie. Ja chyba również nie chce z nimi rozmawiać.

-Dlaczego?

-Bo będą mi przypominać o nim.

-Kochasz go jeszcze?

-Odpowiedź brzmi tak, jak przez ostatnie cztery lata. Oczywiście, że już nie.- prychnęłam.

-Rozumiem. Jak myślisz, byłabyś w stanie ponownie mu zaufać i pokochać?

-Jaka to różnica, skoro już nigdy się nie zobaczymy?

Przynajmniej tak wtedy myślałam..

~~~~
cześć misie! witam was w 2 części dylogii ride! mam nadzieje, że zostaniecie ze mną do końca opowiadania! jeśli chodzi o kolejne rozdziały będę starała się wstawiać conajmniej raz w tygodniu. chce żeby były dobre, więc troszke będziecie czekać (sorki)

jeśli macie jakieś pytania to śmiało piszcie!!

Twitter: rtdautorka
Tik Tok: ahdbhg_watt

buziak!

Riding With Snakes 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz