22. Dwa dni

9.8K 275 266
                                    

Kylie P.O.V

Popełniłam tysiące, jak nie miliony, błędów w swoim życiu. Zaczynając od założenia lewego bucika na prawą stopę, a kończąc na... Właśnie, kończąc nad czym?

Dwa dni.

Bo tyle zostało do wyścigu, który był moją najgorszą decyzją. Zaryzykowałam życiem swoim i Solana. Nie chciałam umierać, a tym bardziej nie mogłam pozwolić na to, żeby Solanowi coś się stało. Był dla mnie wszystkim. Był powodem mojego oddychania i był po prostu moim powietrzem.

— Zwariowałaś?! — jak przez mgłę słyszałam jego głos. Wciąż patrzyłam się na zamknięte drzwi, przez które wyszedł przed chwilą Peater. Piekło mnie gardło, oczy szczypały od pojawionych się łez, a usta zrobiły się nagle suche. — Dlaczego to zrobiłaś, Kylie?!

Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Powodem było ściśnięte gardło i brak odpowiedzi.

— Słuchasz mnie, w ogóle? — odwróciłam głowę w jego stronę i z łzą, która ściekała mi po policzku, pokiwałam głową. — Dlaczego się na to zgodziłaś, do cholery? — zacisnął mocniej szczękę i przejechał wielką dłonią po swoich włosach. — Zdajesz sobie sprawę, no co się naraziłaś?

— Nie wiem, kurwa! Rozumiesz?! Nie wiem! Nie mogłam pozwolić, żeby stało się coś Madison, Tony'emu, Ashy czy chociażby Carlosowi! — krzyknęłam, stając na przeciwko niego.

— I co my im teraz powiemy, co? " Hej, ogólnie to bierzemy udział w riding to death i nie wiemy, czy zobaczymy w ogóle wasze dzieci. Ale nie przejmujcie się, bo wszystko będzie dobrze"? — zaśmiał się ironicznie. — Nie możemy im tego zrobić, Kylie.

— Na pewno jest jakiś inny sposób! Musi być!

— W tym problem, że nie ma! Nie możemy wjechać na linię razem, bo inaczej będziemy musieli powtarzać wyścig jeszcze raz. Przez całą trasę rozpędzamy się do maksymalnej prędkości i ani trochę nie możemy zwolnić. Jeśli zwolnimy, zaczną strzelać karabinami w samochód, dopóki nie będą mieli pewności, że któreś z nas nie żyje — powiedział, a ja widziałam jak jego klatka piersiowa unosi się z góry na dół z nerwów.

Teraz doszło do mnie, co tak naprawdę zrobiłam. Podjęłam się najniebezpieczniejszego i najbardziej ryzykownego wyścigu w kraju, jak i na świecie. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet nie zapytałam o zdanie Solana, również go w to wciągając. Zaryzykowałam, bo targały mną emocje.

— A to oznacza, że jedno z nas pozostanie żywe — ciągnął. — choć przez całe życie byłem skończonym egoistą, Kylie, to teraz nie mogę nim być. Nie mogę cię zostawić i nie mogę pozwolić na to, żebyś to ty zostawiła mnie. — nie wiele mówiąc podeszłam do niego i płacząc, wtuliłam się w jego tors.

— Nikt nikogo nie zostawi. Wygramy ten wyścig razem. Po swojemu.

— Obiecujesz?

Obietnice. Puste, nic nie znaczące, obietnice.

— Obiecuje.

Uważaj, słodka Kylie. Kłamstwem łatwo się sparzyć

— Przepraszam, Solan. — szepnęłam łamliwie, chowając twarz w jego klatce piersiowej. Brunet położył palce na moim podbródku i zmusił do patrzenia sobie w oczy.

— Nie masz za co, Kylie.

Byłam okropna.

— Chodź, jedziemy do domu. — rzekł, odsuwając się lekko ode mnie. — Weź Damona. Ja wezmę twoje rzeczy. — ze łzami w oczach pokiwałam głową i wzięłam szczeniaka na ręce. W tym czasie Solan poszedł po moje ciuchy. Kiedy zszedł z powrotem na dół złapał mnie za rękę i wyszliśmy z domu.

Riding With Snakes 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz