Rozdział dodatkowy

3.9K 185 155
                                    

* Trzy tygodnie później po ostatnim rozdziale*

Kylie P.O.V

Kolejna obolała noc. Otworzyłam powieki trzymając dłoń Solana na śnieżnobiałej pościeli. Skórę miał zimną i szorstką. Pojedyncze rany na twarzy i rękach się jeszcze nie wygoiły, a na głowie miał bandaż.

Zaczął mocno boleć mnie kręgosłup, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Już nawet nie wspomnę, że przez ostatnie trzy tygodnie miałam mdłości, bo to było coś okropnego. Do domu jeździłam tylko, aby się umyć, zjeść coś na szybko i nakarmić Damona, do którego codziennie jeździła Madison i Asha. Ja zaś cały czas przesiadywałam w szpitalu przy łóżku Solana.

Godzinami byłam przy nim mówiąc mu, co się dzieje, kiedy on nie jest teraz obecny. Tony już kilka razy mówił, a nawet błagał, abym poszła do domu się przespać na wygodnym łóżku. Lecz jak ja miałam zasnąć, kiedy nie miałam jego? Owszem, był Damon, ale pies nie zastąpi mi mojego Solana. 

Nasi przyjaciele byli tu często, ale nie tak często, jak ja. Wpadali na chwilę, bo mieli pracę i nie wyrabiali.

Westchnęłam wpatrując się w ciało chłopaka. Tak bardzo chciałam, żeby się obudził. Lekarze powiedzieli, że są małe szanse, aby się obudził. Natomiast ja wierzyłam w to, że znów zdobędę mojego Solana.

— Suzan o ciebie pytała — zaczęłam cichym, łamliwym głosem. — pytała się, kiedy zabierzesz ją na te obiecane lody. Gdy powiedziałam, że jesteś w szpitalu, ta chciała do ciebie przyjść. Odmówiłam — spuściłam głowę na dół. — nie chciałam, żeby widziała cię w takim stanie.

Odwróciłam głowę w stronę okna szpitalnego. Łzy zbierały mi się w kącikach oczu, a ja zacisnęłam usta w wąską linie. Znów w tym dniu zachciało mi się wymiotować i miałam pieprzone mdłości. A była dopiero ósma rano. Ponownie powróciłam wzrokiem do spokojnej i pokaleczonej twarzy bruneta. Podparłam się łokciami i przybliżyłam chłodne knykcie Solana do moich ust.

— Nie wiadomo, gdzie jest Peater i moja matka. Uciekli jeszcze zanim przyjechała policja oraz karetka. Wiem, że prawdopodobnie mnie nie słyszysz...  — kontynuowałam. — ... ale chcę, żebyś o tym wiedział. Wszyscy tęsknimy, Solan. Ja najbardziej. No i oczywiście Damon — po mojej twarzy przebieg cień delikatnego uśmiechu. — mały ciągle cię szuka po mieszkaniu, czeka przed drzwiami, wchodzi do naszej garderoby i kładzie się między twoimi ubraniami, a nawet zajął twoją połowę na łóżku. — jeszcze raz uniosłam delikatnie kąciki ust do góry, ale potem je opuściłam na dół. — Solan, proszę, obudź się.

Prosiłam, błagałam i płakałam dniami. Wciąż liczyłam, że go odzyskam. Że znów ujrzę go rano śpiącego, przytulającego mnie tak mocno, jakby nie chciał mnie, za żadne skarby, puścić. Gotującego nasz ulubiony makaron, oglądającego nasz serial i gdy będę mogła znów zobaczyć go ścigającego się ze mną. Chociaż w zasadzie po tym, co dla mnie zrobił bałaby się go ponownie puścić za kierownice.

Gdy chciałam ponownie mu coś powiedzieć, usłyszałam jak drzwi od pokoju się otwierają, a później powoli zamykają. Usłyszałam również kroki. Odwróciłam się aby zobaczyć blondyna. Stał z rękoma w kieszeni, a jego twarz nie była radosna i roześmiana, czyli taka, jaką zapamiętałam i mi się z nim kojarzyła. Oczy miał podkrążone, a cerę bladą. Wydawało mi się, że mógł nie spać całą noc. Ja właściwie nie wyglądałam lepiej.

Riding With Snakes 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz